21/07/2020

Renata Iwaniec "czasem wieszam się z praniem" z Fundacji Duży Format

Książka "czasem wieszam się z praniem" Renaty Iwaniec przymocowana klamerką do bielizny do suszarki na pranie
Renata Iwaniec "czasem wieszam się z praniem"/
Fundacja Duży Format

„Czasem wieszam się z praniem”, więc jaką jestem kobietą?

Wiemy, że kobieta z tomiku Renaty Iwaniec „nigdy nie jest czysta na okrętkę”, że „nie jest też odpowiednia, by znosić dzieci”, że jest „taka rozmokła” i „rozproszona”. Tyle w skrócie o formie lirycznej. A forma wizualna? Ta widnieje na okładce. Co ważne, postać kobiety nie zajmuje centralnego punktu. Zawieszona nieco z boku, w pozycji raczej figlarnej i choć wydawać by się mogło, że w eleganckiej sukience i zgrabnych bucikach, to… z opadającą niedbale podkolanówką. Twarz widoczna tylko częściowo, spogląda gdzieś wysoko. Tomik Renaty Iwaniec „czasem wieszam się z praniem” pisany przez kobietę, pisany z kobiecej perspektywy, pisany o kobiecych rozterkach można by zakwalifikować jako poezję, w której kobieta jest najważniejsza. Rzeczywiście sporo tu kobiecych atrybutów, jednak, co być może zaskakujące, mimo że kobieta i kobiecość wysuwają się na pierwszy plan, to jednak nie stoją one w epicentrum zainteresowań spraw powszednich, bo życie zatacza własne kręgi, a przecież w jego orbitę wchodzi nieskończona ilość ambarasów, z których jedne przedostają się na czoło i zostają tam dłużej, inne z kolei zaznaczają swój ledwie przelotny ślad. Podobnie jest z narratorką tomiku, która raz mniej, raz bardziej pojawia się w sferze działań stwórcy, przy czym prosi go, by jego ewentualna interwencja odbywała się z głową i by nie zapomniał, że ona „żyje i ma męża i dzieci”.

            Ostatnio przerabiałam dość trudną dla mnie w odbiorze twórczość poetycką i nie ukrywam, że tym razem liczyłam, iż „czasem wieszam się z praniem” nieco mnie zrelaksuje. Dość przewrotny tytuł i okładka nie przyniosły wprawdzie rozrywki, na którą się nastawiłam, ale twórczość Renaty Iwaniec zaintrygowała mnie nie tyle mocno, że postanowiłam przyjrzeć się jej wnikliwiej.

            Tak, chyba właśnie kobiecość wysuwa się na pierwszy plan, choć nie jest to jedyny widocznie zarysowany wątek. Bycie kobietą, bycie partnerką, matką, towarzyszką, opiekunką, bycie kochanką odmieniane jest przez Iwaniec przez wiele przypadków, wypadków i zdarzeń. Kobiecość przybiera tu zarówno uniwersalną postać ukształtowaną przez cechy płci, ale dużo bardziej interesująca i do szpiku kości prawdziwa wydaje się kobiecość w indywidualnej postaci, uformowana przez trud dziennych obowiązków, przez rozmywające się dni, przez starość, śmierć i kalectwo, przez różowe, acz niespełnione, plany. Ta kobiecość zewnętrznie milczy, choć tyle miała wcześniej do powiedzenia, ta kobiecość umyka, kurczy się, pali i wreszcie ta kobiecość śni „o czułości i przytulaniu”. Jest taka niepasująca do wyidealizowanych obrazów, może miejscami zszywana, może miejscami posiniaczona, może nawet wybrakowana, ale przez to jakże prawdziwa i rzeczywista.

            Na kobiecość u Iwaniec składa się również macierzyństwo, tu w parze z obawą o niepełnosprawne dziecko, które nigdy nie dojrzeje i które zawsze pozostanie inne. To powracające wspomnienie „głupiej Maryśki” z podwórka, to strach o dorastanie córki i stała troska o jej przyszłość, zdrowie, rozwój. To wreszcie natrętnie nawracające sny, w których „otwiera się całe gówno”.

            Na klimat tomiku wpływają także szeroką falą  reminiscencje z dzieciństwa – splatane warkocze, tulone lalki, „roześmiane dźwięki”. Przemyka też raptem kilka zapamiętanych scen z dziadkiem i babcią. Iwaniec – jak zwykle daleka od koloryzowania – ich też pokazuje z niekłamanie lekką szczerością. Tak ich zapisała pamięć i tak powracają we wspomnieniach.

Wyraźnie brzmią także w wierszach nuty straty, śmierci i żałoby, jakby autorka chciała podkreślić, że życie to nie romantyczna bajka z happy endem i tylko ten, kto twardo rozegra z nim partię szachów, może czuć się zwycięzcą. I taka właśnie jawi się kobieta przemawiająca do nas z kart tomiku Iwaniec. Wielokrotnie wystawiana przez życie na próbę, nie raz poobijana, mała jak papierek po cukierku, „zawinięta w sobie”, ale niepokonana! Choć bez laurów w postaci wielkich sukcesów, choć bez trofeów bycia gwiazdą, jest osobą kochającą się w prostych gestach i codziennie konsekwentnie uprawiającą sztukę życia i kobiecości.

Co wyróżnia styl Iwaniec? Raczej zwięzła forma, wiersz biały, wolny, bez znaków interpunkcyjnych. A więc także strukturą autorka nawiązuje do codzienności. Jak życie, które składa się z okruchów i które mozolnie próbujemy sklejać w całość, podobnie Iwaniec też podsuwa nam myśli, wątki, ułamki spostrzeżeń, które w zależności od tego, jak je powiążemy, możemy interpretować na różne sposoby. Autorka stawia na wieloznaczności, na podobieństwa brzmieniowe i refleksy semantyczne między nimi, a swoboda, zacieranie granic znaczeniowych i zmiana perspektywy podmiotu lirycznego mogą być uznane za znaki rozpoznawcze Iwaniec.

Wbrew moim oczekiwaniom (ileż to już razy rozmijały się one z rzeczywistością!) nie znalazłam w tomiku Iwaniec rozrywkowych klimatów, ale za to dał mi on dawkę twórczości solidnie osadzonej w rzeczywistości, gdzie los, nawet jeśli głaszcze, to i tak przekornie pod włos, a na dokładkę jeszcze marnie odwzajemnia wysiłki. Dał mi on dawkę poezji rzeczowej i konkretnej, a jednocześnie głęboko poruszającej ("Aleja Dzieci Polskich"), poezji o soli życiowych zmagań, o pieprznych zakamarkach ciała i nieprzemijającej potrzebie czułości.


Za egzemplarz tomiku Renaty Iwaniec "czasem wieszam się z praniem" dziękuję Fundacji Duży Format.






2 komentarze: