21/01/2020

Bianka Kunicka-Chudzikowska "Poparzone wrzątkiem"


poparzone wrzątkiem, bianka kunicka-chudzikowska, wiersze, poezja, tomik
Bianka Kunicka-Chudzikowska "Poparzone wrzątkiem"

Mam na imię Katarzyna i mam w zwyczaju czytać poezję. Regularnie z większymi lub mniejszymi przerwami. Warianty oddawania się nałogowi są zwykle dwa: albo pod kocykiem na fotelu bujanym, albo na łóżku popodpierana ze wszech stron poduchami i – oczywiście – też pod kocykiem. Byleby nikt nie przeszkadzał w spotkaniu jeden na jeden. „Poparzone wrzątkiem” Bianki Kunickiej-Chudzikowskiej zdecydowałam się skonsumować w zaciszu sypialni.
Autorka nie jest mi całkowicie nieznana, ponieważ kilka miesięcy temu miałam okazję przeczytać i recenzować jej powieść pt. „Najprawdziwsza fikcja”. Jednakowoż co innego proza, a co innego liryka, więc można uznać, że to nasze pierwsze spotkanie na tej płaszczyźnie literackiej.
Poezji nie zwykłam czytać spiesznie, bo lubię nad nią pomedytować, pożonglować znaczeniami, pomiesić w głowie metafory, piękniejsze fragmenty przeczytać sobie na głos, potem przymknąć powieki i poczekać na obraz, który wykwitnie z kart. Ten tomik zapowiadał dłuższą bytność w mej alkowie, tym bardziej że zawiera grubo ponad sto utworów. I… zaczęłam…
Liryczny świat Kunickiej-Chudzikowskiej jest bardzo gościnny, a jego atmosfera obejmuje nas od pierwszego wiersza. Pisać, że jest przepełniony emocjami, to przecież oczywistość. Tu dominują zmysły, doznania w synkretycznej formie „dotyku zadziornych myśli”, „smaku przyjemności”, „draśnięć wzrokiem”. Wrażenia ocierają się o wyobraźnię, łaszą do czytelnika i przywodząc chwilami na myśl Leśmianowskie erotyki, pozostawiają ślad w zakamarkach rozbudzonego bliskością ciał umysłu. Ale to nie jest zbiór erotyków. Co to, to nie, bo autorce nie brak humoru, dystansu do świata i samej siebie, a także wyrozumiałości dla przekory losu. Te przymioty konsekwentnie wyzierają spod wersów, „fisiują” mniej lub bardziej niesfornie między zwrotkami, pobłyskują w metaforach. Figlarny chochlik tylko chwilowo przycicha, by za niedługi moment znowu wyłonić się z cienia i zamącić w głowach.
W centralnym punkcie twórczości Kunickiej-Chudzikowskiej stoi człowiek, ze swoimi pragnieniami, tęsknotami, potrzebą bliskości ukochanej osoby na dobre i na złe. Nie brak tu też wyobcowania i samotności w świecie pełnym ludzi, a także akcentów nie tylko jesiennego przemijania. Jednak wyjątkowy związek ciał, dusz i myśli wydaje się wiodący. Dostatek utworów profituje dla odbiorcy także bogactwem tematyki, że wspomnę tylko o kwestii wolności tożsamości, swobody jednostki, akceptacji odmienności czy przekraczania granic, zwłaszcza tych wytyczonych przez siebie samego. 
Co jeszcze „Poparzone wrzątkiem” ma do zaoferowania? Pierwiastki antyczne! I to dwojakiego rodzaju. Po pierwsze, nawiązania do klasycznych wątków, mitów i legend (tragiczny w swym losie Edyp to tylko jeden z przykładów). A po drugie – autorka zdradza swą prawniczą proweniencję i subtelnie napomknie czy to o klauzulach zapowiadających rozdzielność przyszłości, mimo iż przeszłość była wspólna, zwyczajach i ustawach codzienności, czy zbrodni i karze. Tu z kolei ja spieszę wyjaśnić, że klasyka to mój konik (niekoniecznie trojański), a Pana profesora od prawa rzymskiego, choć przyszedł już po niego zegarmistrz światła, z ogromną atencją wspominam do dziś.
Wiersze Kunickiej-Chudzikowskiej nie posiadają jednolitej formy, a ich konstrukcyjna konsystencja jest żakardowo różnorodna. Przeważa wiersz biały, ciągły, bez znaków interpunkcyjnych i choć pozbawiony rymów, obdarzony jest własnym wyrazistym rytmem. Melodyka słów podbija treść pulsującymi akordami, przez co zyskuje ona płynność i delikatność przekazu.
Mam na imię Katarzyna i mam w zwyczaju czytać poezję. Twórczością Kunickiej-Chudzikowskiej można się „poetyzować” jednym duszkiem. Można też ją sobie dozować. Ja zdecydowałam się na drugą opcję i wybierałam sobie z tomiku wiersze, które akurat odpowiadały mi swoją atmosferą. Raz te nieco bardziej filutne i z przymrużeniem oka, innym razem skłaniałam się do refleksyjnych klimatów ze spokojniejszą aurą.
Za elektroniczną wersję tomiku pt. „Poparzone wrzątkiem” dziękuję autorce.

20/01/2020

PATRONACKA RECENZJA PRZEDPREMIEROWA - Artur Boratczuk "Wskrzesina" z Wydawnictwa JanKa

wskrzesina, artur boratczuk, wydawnictwo janka
Artur Boratczuk "Wskrzesina" z Wydawnictwa JanKa

Jaki jest świat, a w nim człowiek? Taki, jakim go widzę, słyszę i czuję ja? Czy taki, jakim go widzisz, słyszysz i czujesz ty? Podobne pytania zadają sobie filozofowie, naukowcy, twórcy. Nad tym zagadnieniem pochylił się także Artur Boratczuk we „Wskrzesinie”. Czas akcji: współczesność. Miejsce akcji: Fraudencja. Frau… co? Fraudencja, czyli miejscowość wprawdzie wymyślona, lecz łatwa do zlokalizowania (fabuła zawiera mnóstwo ku temu wskazówek). Tak więc do owej Fraudencji trafia mężczyzna około 40-letni, by posuniętego w latach dawnego gminnego sekretarza PZPR wspomóc w prowadzeniu gospodarstwa. Zanim jednak dotrze do gospodarza, przypadkowo natrafi na jedną z mieszkanek, Justynę, której wygląd da przybyszowi do zastanowienia, a jej zachowanie stanie się przyczynkiem do poznania miejscowego proboszcza. Sukcesywnie na scenę wkraczają kolejne osoby z sąsiedztwa i zaczynają dziać się sprawy co najmniej dziwne. Każda z postaci wprowadza swoją pełnowymiarową historię i choć stanowi osobne ogniwo, nie jest odrębną częścią społecznego łańcucha. Księdza, gospodarza-pszczelarza, zagranicznego biznesmena, restauratora, lekkoducha-nicponia i innych łączą oprócz relacji czytelnych, także zależności nierzadko nieoczywiste, lecz mogące się okazać wymierne w skutkach.
Czy Fraudencja jest iluzją osadzoną w rzeczywistości czy rzeczywistością osadzoną w iluzji? Boratczuk zgrabnie rozmywa granice, ostre krańce scen tonuje, zmiękcza jednoznaczności. Jego Fraudencja jest… No, właśnie, jaka jest? Patrzyliście kiedyś na świat zdublowany w skrzącej się bombce choinkowej? Jak wygląda? Miejscami z lekko rozcieńczonymi konturami, o zaburzonych proporcjach, tu wydłużony, tam nieznacznie brzuchaty i zagięty, kolory o zafałszowanych odcieniach, przedmioty o splątanych zarysach, ale przecież odbicie pozostaje wciąż rozpoznawalne. Taka właśnie jest Fraudencja, czasami przyprószona warstwą rzeczywistości, a chwilami migotliwa złudną słodyczą marzeń i wyśnionych pragnień. Przypomina też Wasz świat? Zaiste. Jedni patrzą nań mocno racjonalnie, opisując go naukowymi wzorami i trzeźwo interpretują zachodzące zjawiska. Inni dopatrują się w nich ręki boskiej i bożej sprawiedliwości. A jeszcze inni podarują rozumowi świeczkę i metafizyce ogarek, zaczytując się w horoskopach, interpretując wróżby i przepowiednie.
W tejże oto mamiącej zmysły Fraudencji, podczas gdy spojrzenie Boratczuka meandruje wśród tego, co istotne i widoczne na pierwszy rzut oka, jego pióro wydobywa jak wartki nurt z dna rzeki drobne kamyczki i miałki piasek o niepozornych rozmiarach, nadając im siłę sprawczą do wpływania na rzeczy ważne, do kształtowania relacji, do podejmowania decyzji, a nawet rozstrzygania o losach. We Fraudencji niewyczuwalność staje się impulsem.
Boratczuk uczynił Fraudencję miejscem wydarzeń, które rozgrywają się na przestrzeni kilkudziesięciu lat, a on sam niczym kamerzysta wyłapuje charakterystyczne dla danego okresu epizody (epizody, które każdy z nas sam albo pamięta, albo o nich słyszał), tworząc w ten sposób materiał jak z kroniki filmowej. Możemy obserwować zachodzące zmiany, jakie niosły ze sobą kolejne dziesięciolatki. Jednak zmiany w „powierzchowności” samej Fraudencji nie stanowiłyby apetycznego kąska fabuły dla czytelnika bez uchylenia a to rąbka rozgrzanej pierzyny, a to odkrycia innych osobistych pieleszy bohaterów. Przenikające się związki, zadawnione echa, obecne stosunki płożą się rozłogami od jednego mieszkańca do drugiego i nigdy nie wiadomo, jaki w roju tubylców pozostawią ślad teraz lub na przyszłość.
Kim jest bohater Boratczuka? Autor pozwala nam go poznać przez pryzmat czynów oraz pobudek, które nim kierują. Osadzony w codzienności, o poranku otwierający kolejny rozdział życia zawodowego i rodzinnego, ale też wewnętrznie spragniony szczęścia i przez to mniej lub bardziej podatny na pułapki zmysłów, które w korzystnej interpretacji proroczych snów i innych cudownych zbiegów okoliczności obiecują szczęście na wyciągnięcie ręki, przez co zdarza się mu nieopatrznie pomylić zwyczajną niebieskość z nieziemską niebiańskością, czyli błądzić po zaułkach logiki i manowcach duchowości. Bohaterowie „Wskrzesiny” dla zaspokojenia pragnień są gotowi na wszystko i we Fraudencji dobry czyniący zło bądź zły czyniący dobro to nie oksymoron, lecz dwoista rzeczywistość. Sposobów na szczęście i ich odmian Boratczuk pokazuje sporo, od świętoszkowatych po wstrzemięźliwe, ale w każdej z tych peregrynacji bohater nie jest wolny od świadomych lub nieświadomych konsekwencji własnych działań, których synapsy mogą być zarówno odległe w czasie, jak i kompletnie nieoczywiste.
Przebijające się przez karty powieści próby rozumowego poznania fraudenckiej istoty wszechrzeczy i zarazem roli człowieka, również wydają się nie budzić entuzjazmu bohaterów Boratczuka. Nie pasjonuje ich Kartezjański model świata, a Schopenhauer czy Heidegger są równie odlegli jak gwiazdozbiór Oriona. Ich „filozofia” życiowa wypływa z bieżących zachowań i nad wyraz elastycznie dostosowuje się do potrzeb. Sam Boratczuk zdaje się podchodzić do swoich literackich podopiecznych z wyrozumiałą pobłażliwością, a nawet dobrotliwym dystansem. Uśmiech budzi zwłaszcza język jednego z bohaterów, który jako potomek germańskiego plemienia z dziada pradziada za wrogie postrzegane (bo swym orężem pragnęło bezprawnie zagarnąć lechickie ziemie), sarmackiej polszczyzny na Sienkiewiczowskiej trylogii wyuczon, współcześnie dobija biznesowych targów z mospanami Słowianami, by z czasem finansowe frukta z tychże przednim napitkiem uczcić.
Niewątpliwie na wzmiankę zasługują fragmenty poświęcone naturze. Nie, nie nazwę ich opisami przyrody, bo poszłabym o krok za daleko (sama wpadając w pułapkę defraudacji, hihihi), ale w tych ledwie maźnięciach epickiego pióra, pozostawiających po sobie plastyczny ślad przyrody, ujawnia się wrażliwość autora, jego delikatność i poczucie estetyki bez skrywania się za osłoną odprężającego humoru.   
Skoro Fraudencja zwodzi wieloznacznością, to nie może zabraknąć elementów symboliki. Warto  choćby wspomnieć przypowieść o pszczołach i koniach, której alegoryczne pogłosy wibrują w całej powieści. Tego wątku, jak i znaczenia tytułu, nie będę jednak rozwijać, bo i tak nadmiernie się rozpisałam. Tyle musi Wam wystarczyć. Ale gdybym wiedziała, że nie nadwyrężam nadto Waszej cierpliwości i mogłabym zwięźle podsumować lekturę, dodałabym jeszcze, że „Wskrzesina” hipnotyzuje słodyczą pszczelego specjału. Z każdą przeczytaną stroną zanurzamy palec w miodnej gęstwinie odrobinę głębiej, odkrywając nowy odcień przyjemnych doznań. Sycimy się pierwotną klarownością wrażeń, lgniemy do atmosfery z symptomami mglistej mistyfikacji, a gdy dwuznaczność emocji mąci nam zmysły i wprowadza w chwilową konsternację, ponownie sięgamy po bursztynową poświatę, by zaspokoić potrzeby łasego na delicje podniebienia. Tę oryginalną cechę stylu Boratczuka nazwałabym lepkością narracji, bo przykuwa i stymuluje uwagę czytelnika na tyle skutecznie, że odbiorca nie ma szans na uwolnienie się z objęć ułudnej Fraudencji. Energia „Wskrzesiny” nie eksploduje jak erupcja wulkanu, nie przeszywa gwałtownie paraliżującym dreszczem, ona rodzi się wewnątrz i stopniowo narasta, pulsuje i pobrzmiewa niczym kot na zapiecku, by wypełniwszy po brzegi fabułę, emanować swą szczególną mocą na odbiorcę, roić mu się w głowie myślami i przywidzeniami, nie pozwalając rozpoznać jawy od snu. Jakim jest więc ten świat, zapytacie? Niezmiennie ten sam. To nasze interpretacje czynią go wieloznacznym. 
Za możliwość objęcia "Wskrzesiny" patronatem recenzenckim dziękuję Wydawnictwu JanKa😀.

09/01/2020

Czytam duszkiem zagra w Wielkiej Orkiestrze Świątecznej Pomocy!

Duszka-Poczytuszka będzie można wylicytować w dniu 12 stycznia 2020 r. podczas 28 Finału Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Pluszak zostanie wystawiony na aukcję prowadzoną przez WOŚP Konin w Galerii Nad Jeziorem. Bardzo liczę na Waszą obecność i aktywność😀
 
Duszek-Poczytuszek ma 9 rodzeństwa. 

wośp, wielka orkiestra świątecznej pomocy, czytam duszkiem, aukcja
Czytam duszkiem zagra z Wielką Orkiestrą Świątecznej Pomocy!

Ostatnio jeden z gromadki trafił już w dobre ręce, a teraz kolej na następnego. Duszek-Poczytuszek ma milaśne futro nadające się do kiziania i sympatyczną mordkę. Przyjemnie się w niego wtulać podczas wieczornych opowieści tuż przed snem. Doskonale pasuje do plecaka (ma ok. 20 cm wzrostu), więc można go zabierać na wycieczki. Lubi też chodzić do przedszkola i zabawy na wolnym powietrzu, ale UWAGA: jest wrażliwy na zmiany pogody, więc w chłodne dni czapki i szaliki mile widziane. Duszek-Poczytuszek szybko też zawiera przyjaźnie, chętnie słucha ciekawych historii i piosenek, a w domu wybiera sobie zaciszne kątki do zabawy. 
czytam duszkiem, wośp, wośp konin, wielka orkiestra świątecznej pomocy, aukcja
Czytam duszkiem weźmie udział w 28 Finale WOŚP.


Przytulaśnego Duszka-Poczytuszka będzie można wylicytować w niedzielę (12 stycznia 2020 r.) w konińskiej Galerii Nad Jeziorem.

Duszek-Poczytuszek został wykonany ręcznie wg własnego projektu przez Craftcownia i pochodzi z limitowanej edycji tylko 10 sztuk.

Podziękowania dla Renata Rudowicz z WOŚP Konin.