27/06/2019

Monika Knapczyk "Wieża zapomnienia i inne opowiadania" z Wydawnictwa Inspiracje


monika knapczyk, wieża zapomnienia, opowiadania, wydawnictwo inspiracje
Monika Knapczyk "Wieża zapomnienia i inne opowiadania"/Wydawnictwo Inspiracje
Czytając „Wieżę zapomnienia i inne opowiadania” Moniki Knapczyk, gdzieś w tyle głowy przebłyskiwały mi słowa Czesława Niemena… „Dziwny jest ten świat, gdzie człowiek słowem złym zabija jak nożem…” Może to niedokładnie tak brzmi, ale sens zdecydowanie oddaje.

„Wieża zapomnienia i inne opowiadania” to zbiór siedmiu krótkich form epickich, z których każda stanowi odrębną całość kompozycyjną, jednak wszystkie poruszają podobne kwestie bliskie pisarce. Monika Knapczyk już w słowie wstępnym anonsuje, że natrafimy tu na liczne motywy autobiograficzne. To prawda, jest ich sporo i rzucają bardzo wyraźne refleksy na całokształt zaprezentowanej twórczości. Przemierzając opowiadania nie sposób nie zauważyć w nich życiowych kamieni milowych mających wpływ na drogę pisarki tak osobistą, jak i zawodową, gdzie rozgoryczenie z powodu niespełnionych marzeń ściera się z rozczarowaniem wywołanym zawiedzionymi nadziejami. 

W centrum prozy Moniki Knapczyk stoi młoda dziewczyna (z czasem dojrzała kobieta), która doznaje ze strony najbliższych bolesnego braku wsparcia w realizacji swoich pasji. Rani ją chłodna obojętność niezrozumienia przyjemności płynącej ze zgłębiania wiedzy i wewnętrznej potrzeby pracy twórczej, ciążą jej nieudane związki kaleczące serca i wreszcie wprawiają w ciągły stan frustrującej bezradności upokarzające zmagania o pracę mającą zapewnić choćby minimum stabilności finansowej. Nie bez znaczenia jest także środowisko (z którego bohaterki się wywodzą) reprezentujące patriarchalne spojrzenie na skostniały model rodziny, gdzie role kobiet i mężczyzn już dawno zostały ustalone. W większości przypadków postaci ukazane są w momentach zwrotnych, które decydują o kształcie ich dalszych losów, a jednocześnie stają się impulsem do odkrycia ich wcześniejszych historii i tym samym do odtworzenia pełniejszego obrazu.

Monika Knapczyk plastycznie, acz niewylewnie, maluje miejsca i krajobrazy, harmonijnie rozwija wątki i w sposób przemyślany tworzy nastrój oraz atmosferę chwili. W efekcie wprawnie opowiada historie, w które czytelnik płynnie wnika, z zainteresowaniem zatrzymując się na kreowanych przez autorkę zdarzeniach. Natomiast w wypowiedziach bohaterów dla odmiany dominuje konkret i czasami wręcz laserowa precyzja. Wydaje się, że zwarty, skondensowany język głównych postaci wyraża ich brak umiejętności komunikacji, zmierzającej do zrozumienia wzajemnych uczuć, wszak samo artykułowanie potrzeb nie stanowi jeszcze dyskusji. Podejmowane przez bohaterów próby prowadzenia szczątkowych dialogów (będących pewnego rodzaju przepychanką słowną), w których szybko utykają na początkowym etapie, ucinając rozmowę bez składnego wyrażenia własnych uczuć, pokazują, jak ważna dla budowania bliskich relacji jest rozmowa i jak łapczywie bohaterowie pragną uważności, akceptacji i zrozumienia.

„Wieża zapomnienia i inne opowiadania” to szczera próba rozliczenia się z przeszłością, która nie pozostaje bez wpływu na teraźniejszość Moniki Knapczyk. Z opowiadań wyłania się niezwykle osobisty obraz autorki, która mocno stara się wyjść poza strefę komfortu, przełamać schematy i stereotypy, by poczuć się spełnioną i docenioną. Symboliczne zapomnienie ma pomóc pokonać piekące duszę wspomnienia, dając zielone światło nadziei na realizację upragnionych marzeń. Swoją drogą tę przyczajoną w głębi serca wiarę w słuszność obranego kursu daje nam autorka odczuć w opowiadaniach na wiele sposobów, licząc, że uwolniona od zbędnego ciężaru negatywnych doświadczeń będzie mogła rozkwitnąć i w pełnym blasku sławy cieszyć się szacunkiem i bogactwem. A co jeśli to fantastyczne mrzonki możliwe tylko w krainie elfów?
Za egzemplarz książki dziękuję autorce i Wydawnictwu Inspiracje.

26/06/2019

Adam Molenda "Wietrzny wojownik" z Wydawnictwa Akronim

adam-molenda, wietrzny-wojownik, sukces, wydawnictwo-akronim, akronim
Adam Molenda "Wietrzny wojownik"/Akronim
Chyba zbliżam się do cienkiej granicy, po przekroczeniu której kobieta w pewnym wieku podświadomie pragnie odmładzać się wszelkimi dostępnymi sposobami. Skąd ten wniosek? To proste. Ostatnio czytałam baśń, a teraz za sprawą powieści Adama Molendy pt. „Wietrzny wojownik” pożeglowałam w świat nastolatków. Akcja tej ostatniej rozgrywa się podczas wakacyjnego obozu dla wodniaków nad jeziorem Żywieckim. Grupa młodych ludzi przygotowuje się do regat, w których udział wezmą też ekipy zagraniczne, więc zapowiada się silna konkurencja, a metody nowego trenera nie cieszą się aprobatą wszystkich członków zespołu. Faworytem jest Robert. Musi on jednak przeznaczyć czas wolny nie tylko na trening, lecz także na nadrobienie zaległości w matematyce oraz… dziewczyny. Konsekwencje jego działań szybko stają się zauważalne w drużynie.
Czytając „Wietrznego wojownika” poczułam się, jakbym przeniosła się w czasy własnej młodości. Obóz żeglarski, śpiewanie piosenek przy ognisku, spacery wzdłuż jeziora, pisanie listów, narodziny pierwszych uczuć… Odświeżyłam mnóstwo przyjemnych wspomnień… Kiedy to było? Hmm… dzieści lat temu… I chyba dlatego w książce nie znajdziemy wzmianki o sieci, komunikatorach internetowych, mediach społecznościowych czy choćby tak obecnie popularnych grach komputerowych. Bohaterowie komunikują się za pomocą listów ekspresowych i SMSów. Czy taki trochę retro świat może wydać się atrakcyjny dla teraźniejszych nastolatków? Czas pokaże siłę tej książki.
Bez wątpienia tematem jak najbardziej uniwersalnym jest kwestia podejścia do zwycięstwa i sukcesu, a tym samym wybór własnej drogi w życiu. Sukces nie przychodzi sam z siebie, trzeba się o niego mocno postarać, mówiąc wprost wywalczyć, a bohater „Wietrznego wojownika” angażuje się na wielu płaszczyznach. Najwyraźniej wyeksponowano rywalizację w sporcie, ale wysiłki o kiełkujące uczucie czy o uznanie uczestników obozu także mają cechy ubiegania się o prym pierwszeństwa. Jak bardzo cel uświęca środki? Czy jest wart tego, by w imię zwycięstwa zatracić się absolutnie? Co można poświęcić, by zwyciężać? Jaka jest cena sukcesu i czy samym sukcesem żyjemy? Nastoletniemu bohaterowi nie jest łatwo wybierać i dostrzegać przyczyny konsekwencji z nim związane. Przeżywa więc młodzieńcze rozterki i wątpliwości, dodatkowo potykając się o brak wiary w siebie, a coraz bardziej podsycana chęć zwycięstwa powoduje, że stopniowo zmienia się jego ocena sytuacji. Okazuje się, że poszukiwanie własnej drogi, by złapać wiatr w życiowe żagle, nie jest wolne od błędów, a natknięcie się na mieliznę wcale nie musi oznaczać niepowodzenia. Być może otwierają się nowe możliwości?
Sposób przedstawienia wewnętrznego świata bohaterów autorstwa Molendy oddaje postrzeganie realiów przez nastolatków. Ich uczucia są drżące, niepewne, nieśmiałe, czasami zdezorientowane i zadziwione tym, co dzieje się w ich sercach i umysłach. Zaledwie rysujące się na linii horyzontu w kształcie, który dla nich samych jest jeszcze niezrozumiały i zagadkowo deprymujący.
Nie jestem wilkiem morskim, wypady nad wodę traktuję raczej towarzysko, a zwroty przez sztag pozostają dla mnie w sferze czystej teorii, jednak fabuła „Wietrznego wojownika” pozwala unieść się na falach migoczących w letnim słońcu nawet takiemu szczurowi lądowemu jak ja. Autor nie zarzuca nas nadmiarem fachowego słownictwa, a wprowadza go akurat tyle, by nasza wyobraźnia poczuła istotę żeglarstwa – wolność i swobodę.
„Wietrzny wojownik” Adama Molendy to przyjemna lektura na wakacyjne leniuchowanie w sam raz dla młodzieży. Losy bohaterów możemy podglądać przebywając gdziekolwiek. Niekoniecznie muszą to być beskidzkie szczyty czy dryfująca łajba, choć tam prawdopodobieństwo, że lektura roztoczy swój czar, jest z pewnością dużo większe.
Za egzemplarz książki dziękuję Wydawnictwu Akronim.

25/06/2019

A. K. Sar "Korpoface" z Wydawnictwa Novae Res

korpoface, wydawnictwo-novae-res, novae-res, sztukater, poradnik
A. K. Sar "Korpoface"/Novae Res
„Korpoface, czyli potęga słonia krokiem ślimaka” autorstwa A. K. Sar ukazuje wg zapowiedzi Wydawnictwa Novae Res szarą rzeczywistość korporacji w formie zgrabnej, metaforycznej opowieści. Bohaterką jest Lusia, która po pozytywnym wyniku rekrutacji zostaje przyjęta do firmy, stając się jej szeregowym pracownikiem i rozpoczynając swoją drogę zawodową w szeroko rozumianej branży obsługi klienta. By opowieść urozmaicić, autorka sięga po bohaterów ze świata entomologii, umieszczając na samym dole hierarchii drabiny służbowej sympatyczne biedroneczki strojne w eleganckie szatki w grochy. Nieco wyżej stoją nieco mniej sympatyczne pajęczyce – włochate i motające swe ofiary (czytaj Bogu ducha winne biedroneczki) w swe paraliżujące sieci. Szczebel wyżej usadowiły się już zupełnie niemiłe modliszki, które spod przymrużonych powiek obserwują zdobycz, by zaatakować w najmniej spodziewanym momencie. No, i szczyt szczytów to sam szerszeń w pełnej okazałości odwłoka. Wybór takich a nie innych owadzich postaci nie jest oczywiście przypadkowy, ma mianowicie wywoływać skojarzenia z określonymi cechami charakteru i postawami. Ta nieco wypaczona i zdeformowana rzeczywistość służy, po pierwsze, pokazaniu świata wielkich korporacji, które uważane są za pole bezwzględnej walki o wewnętrzne wpływy, przy czym – jak w odwiecznym prawie dżungli – wszelkie chwyty dozwolone. Po drugie, świat ten ma charakteryzować się określonymi cechami, czyli np. pogardą dla szeregowego pracownika, chęcią awansu na wszelką cenę, wypaczoną rywalizacją. Po trzecie, negatywne aspekty zarządzania ujęte przez pryzmat świata harujących i zastraszanych biedronek oraz stale niezadowolonych i dręczących je pajęczyc nabierają innego wymiaru – zwyczajnie prościej na nie spojrzeć z pewnego dystansu. Po czwarte, o ileż bardziej zapadają w pamięć owadzi bohaterowie niż zwykli ludzie? Antropomorfizacja upraszcza nam obraz, sprawiając jednocześnie, że łatwiej nam dostrzec pewne cechy i mechanizmy nimi rządzące.

„Korpoface” nie jest obszerną lekturą, liczy sobie zaledwie 140 stron, a mając kieszonkowy format, idealnie – w mojej ocenie – nadaje się do zapakowania do damskiej torebki czy męskiej kieszeni marynarki, by w drodze do pracy miejskim środkiem lokomocji poczytać sobie o mozolnie pracujących robaczkach. Przy takiej lekturze czas szybko płynie, a i uśmiech niejeden raz pojawi się na Waszych twarzach. Sprzedażowcy będą mogli odnieść się do poruszonych tu problemów, niesprzedażowcy mają okazję poznać świat telecentrum niejako od kuchni. Styl opowieści jest raczej rozrywkowy, choć i gorycz też się przebija. Z czasem ton przybiera coraz bardziej mentorsko-coachową barwę, co wynika z zachodzących w biedroneczce Lusi zmian. Autorka nie ukrywa zresztą, że książka powstała na podstawie jej osobistych doświadczeń zawodowych, przemyśleń i obserwacji oraz własnego ogromnego wkładu pracy w to, co osiągnęła. Biedroneczka Lusia może być więc w dużym stopniu jej alter ego. By dopełnić obrazu, między strony opowieści wpleciono cegiełki motywacyjne mogące służyć rozwojowi i samodzielnej pracy nad sobą, np. „Przekonanie o słuszności decyzji jest fundamentem dobrego planu.” czy „Ciężka praca doceniana jest w najmniej oczekiwanych momentach.”

„Korpoface, czyli potędze słonia krokiem ślimaka” przypisano kategorię poradnika. Z mojego punktu widzenia oceniłabym go raczej na poradnik dla początkujących i dodała jeszcze zastrzeżenie „z przymrużeniem oka”. Sporo tu bowiem tzw. „oczywistych  oczywistości” i stwierdzeń ogólnych, a te nie usatysfakcjonują osoby posiadającej już określoną wiedzę. Profesjonaliści odbiorą go pewnie jako swego rodzaju karykaturę świata dużego biznesu. Powiedzą: generalnie prawda, ale… Mimo że być może korporacje nie cieszą się dobrą opinią (słusznie lub nie – tu też zdania będą podzielone), to jednak przyciągają do siebie jak magnes. Pamiętajmy, że organizację (dużą czy małą) tworzą ludzie i to oni nadają jej kształt oraz wartości. Tylko od nas zależy, czy przybierzemy strój obłudy czy otwartości, motywujący do współpracy czy biedronkokbójczej konkurencji.
Za egzemplarz książki dziękuję Wydawnictwu Novae Res oraz Stowarzyszeniu „Sztukater”.