A. J. Kotela "Ręce ojca"/Wydawnictwo JanKa |
Jeśli mnie pamięć nie
myli, nie przypominam sobie, by jakakolwiek książka z Wydawnictwa JanKa
kiedykolwiek mnie zawiodła. Trzymając więc przed sobą egzemplarz „Rąk ojca”
Aleksandry Julii Koteli, świadomie liczyłam na co najmniej dobry kawałek
literackiego chleba, choć – nie powiem – odzywał się i chochlik sceptycyzmu. Na
szczęście dotychczasowa reguła sprawdziła się również tym razem, bo książka mną
zawładnęła i z pewnością jest to dla mnie ten rodzaj epickiej strawy, po który
z dużą przyjemnością sięgnę ponownie w przyszłości.
Julia – bohaterka „Rąk
ojca” – młoda dziewczyna, zaledwie dwudziestokilkuletnia, wychowywała się
samotnie bez ojca. Jej relacje z matką są jak rany po ostrzu noża, bolesne i dokuczliwe.
Kobiety nie potrafią ze sobą rozmawiać, a wzniesiona bariera niczym dawny słup
graniczny na Odrze skutecznie trzyma je na dystans. Dowiadując się o śmierci
ojca, który zmarł w Heidelbergu, Julia jedzie na jego pogrzeb, by dowiedzieć
się czegoś więcej o przeszłości rodzica.
W „Rękach ojca”
znajdziemy cechy powieści psychologicznej z rysą kryminału i romansu, a
wszystko to podane w atypowy sposób. I chyba ta odmienność stanowi największy wyróżnik
stylu zarówno samej Koteli, jak i wykreowanej przez nią głównej postaci. Dzięki
differentia specifica książka nie daje się łatwo zaszufladkować i zetykietować.
Nie jest to jednak wyłącznie nacisk na wymuszoną oryginalność, a raczej próba
poszukiwania w sobie atrybutów stanowiących o naszej indywidualności i
tożsamości. Kotela poszukuje odpowiedzi na konkretne pytania, jednakowoż sposób,
w jaki peregrynuje, wymaga niejednego przystanku z niemal
filozoficzno-egzystencjalnego pogranicza. Odkrywanie i poznawanie własnej
tożsamości okazuje się bowiem procesem, który nie zawsze prowadzi do
oczywistych wniosków, a nawet nie zawsze opiera się na słusznych założeniach,
dlatego Julia często zmuszona jest kluczyć, stawiać pytania, analizować, a
nawet mieć wątpliwości. Wewnętrzne samopoczucie bohaterki, w którym przebija
się niepewność i strach przed prawdą, niosącą ryzyko konsekwencji i nieodwracalności
dokonywanych wyborów, a także instynktowne pragnienie zaspokojenia tęsknoty za
ojcem, Kotela wzmacnia uzupełniająco zaledwie kilkoma ruchami pióra, które nie
burząc kompozycji, dobarwiają aurę zmętniałym buro-szarym kolorytem
Heidelbergu. Tym sposobem prowadzona niemal introwertycznie narracja (podobnie
jak sama mizantropijna bohaterka) nie potrzebuje nadmiaru słów, by oddać wyczuwalne
w powieści emocje. I choć jest ich wyrażonych wprost może niewiele, to składają
się na nieznośną lekkość uczuć, która momentami frustrująco uwiera Julię. Autorka
lubi ocierać się o granice zjawisk, czy to sprzeczności czy to paradoksu. W mojej
ocenie stanowi to jeden z jej podstawowych asów pisarskich.
Bohaterka tropiąc niestrudzenie
ślady ojca, stopniowo odkrywa wielość jego twarzy, przy czym każda z nich –
choć różna – okazuje się być jednako prawdziwa. Potrzeba poznania własnych
korzeni jest w rzeczy samej intuicyjną koniecznością zrozumienia samej siebie.
Kim naprawdę jestem, czyli kto lub co mnie ukształtował? Ile mnie samej we
mnie? Co składa się na dualizm ludzkiej natury? Jak bardzo człowiek jest wolny
w swoich decyzjach, mogąc o sobie samostanowić? A na ile wpływ na niego mają
czynniki od niego niezależne?
Kotela pozwala bohaterce
eksplorować przeszłość, jak kropla wody drąży skałę. Niespiesznie, najpierw wierzch
i obrzeża, by stopniowo zagłębiać się w zakamarkach, które nie dość, że zawiłe
i skomplikowane, to jeszcze jednocześnie fascynująco piękne i przerażające w
swych sprzecznościach. Do czego doprowadzi prawda z jej różnorodnymi, acz autentycznymi
obliczami? Czy w alternatywie lepsza gorzka prawda niż złudny fałsz, każdy z
nas wybierze tę samą drogę?
„Ręce ojca” to książka
z charakterem, w której Aleksandra Julia Kotela w podskórnym pragnieniu
odkrywania faktów ociera się niemalże o kognitywną teorię względności, a
postaciom daje możliwość balansowania w swych zachowaniach na krawędzi
odmienności i psychopatii. Autorka przewrotnie modeluje kontrasty, zestawia
odcienie czerni i bieli, gdzie każdy szczegół i niuans mają znaczenie, sama być
może wyznając zasadę, że nic nie dzieje się bez przyczyny. Kotela ujęła mnie
dojrzałym, wyrobionym stylem, wnikliwością obserwacji, sposobem kształtowania
narracji tak, bym się zatrzymała, zastanowiła, wróciła do niektórych wątków i
odnalazła akurat to jedno słowo lub zdanie, które w przyszłości odegra kluczową
rolę. Takie podejście lubię i tego szukam w literaturze.
Za egzemplarz książki
dziękuję Wydawnictwu JanKa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz