A. Molenda "Fruwające figurki"/Akronim |
Wrzucając do sakwy
rowerowej „Fruwające figurki” Adama Molendy, by w przerwie na przygodnej łące
lub polanie sobie poczytać, nie miałam absolutnie żadnych oczekiwań co do
lektury. Estetyka okładki taka sobie – ale de gustibus non disputandum, tytuł?
– bo ja wiem… Jeszcze szybki rzut oka na tył książki, moszczę sobie miejsce w
trawie... Zaczynam… I od razu mknę z nurtem dowcipnej, a miejscami nawet dość
frywolnej narracji. Z krótkiej przerwy zrobiła się dłuuuuga, ale nie żałowałam,
bo opowieść wprawiła mnie w doskonały humor.
Bohaterowie tej
tragikomedii, czy może raczej komediodramatu, to dwie rodziny. Gronowie, a w
niej: Artur – szanowany dyrektor szkoły, jego żona – ponętna anglistka i ich
kilkuletnia córa. Reprezentują etos inteligenckiej i statecznej familii. W przeciwnym
narożniku Żyłowie w osobach mrukliwego, ale biznesowo nad wyraz rozgarniętego Józia
oraz jego żony, Renaty, aż nadto dobrze zorientowanej w lokalnych koneksjach i
osiedlowych ploteczkach. Dla równowagi kompozycyjnej autor przydał im też
małoletniego syna. Żyłom z kolei rytm w kieszeniach wybija dźwięk złotych monet,
do tego oboje zaradni i obrotni. Przewrotny los zagiął parol na Artura i
wszelkimi dostępnymi sposobami, systematycznie rozbudza w nim chęć poprawienia
sobie standardu życia. Przykłady wśród znajomych ewidentnie pokazują, że tylko
rozpoczęcie własnego biznesu może przynieść rodzinie upragniony dostatek. Do
tego jego samcze ego podbudowywane jest wzorcami męskiej witalności z dzieł
literackich, jako że Artur pisze doktorat o… uprawianiu miłości. Z chwilą gdy
wspólny biznes połączy obie rodziny, zaczyna się jazda po równi pochyłej i z
każdym kolejnym rozdziałem zastanawiamy się, co jeszcze może się przydarzyć,
skoro podobno gorzej już być nie może i jaki finał znajdzie ta historia.
Molenda buduje narrację
osadzając ją na kontrapunkcie, gdzie przeciwwagą dla nauki, wiedzy, światłości,
inteligencji oraz wszelkich wzniosłych ideałów staje się banalna mamona, czyli żądza
pieniądza, a wraz z nią komplet negatywnych cech, jak choćby materialna
chciwość, leniwe wygodnictwo, komercyjne pozoranctwo, prostactwo czy kulturowy
prymitywizm. Już na pierwszy rzut oka widać, że wartościom tak dalece
rozbieżnym trudno będzie znaleźć punkty styczne, które nie wywoływałyby ognisk
zapalnych wymagających interwencji w postaci rozbudowanego pakietu środków
zaradczych. Jakby tego było mało, w tę spinającą klamrę autor wprowadza dla
ubarwienia dodatkowy wątek – erotykę jako czynnik sprawczy zachodzących
wydarzeń i niosący wielce bałamutne skutki. Wije się ona niby biblijny wąż-kusiciel
między bohaterami, ciał wszelkich rozmaitość wodząc na nieobyczajne pokuszenie
i wieczne potępienie…
Frapuje styl Molendy, miejscami
ocierający się o prześmiewczą satyrę, z postaciami niemal karykaturalnymi i
rzeczywistością przedstawioną jak w krzywym zwierciadle. Wyraziści bohaterowie
ze zindywidualizowanym sposobem wypowiedzi (raz barwnym, raz soczyście obiegowym)
dodają „Fruwającym figurkom” niezbitego uroku. A „społecznie nieprzystosowany”
(czytaj: uczciwy i prostoduszny) intelektualista próbujący rozpocząć przygodę w
świecie small biznesu, w którym panuje bezlitosne prawo kapitalistycznej
dżungli, czyli zarabiaj albo giń, zestawiony z cwaniackim i nieokrzesanym
podejściem wspólnika mającego własną pokrętną moralność, zadziwia i bawi
niepomiernie swą inteligencką nieudolnością na arenie biznesu. Bo jakże można mieć
głowę nabitą cytatami z klasyków albo zachwycać się wysoką kulturą, a nie
posiadać choćby odrobiny instynktu przedsiębiorczości podpowiadającego, gdzie
można zrobić korzystny finansowo handelek? No, jak?
Jakie więc etyczne
przesłanie należałoby wysnuć z treści „Fruwających figurek” Adama Molendy?
Czyżby autor chciał nam powiedzieć, że brudny szmal nie powinien przekroczyć
progu szlachetnych idei? To trochę jak dylemat filozoficzny „Mieć czy być?” rodem z Fromma o
różnych sposobach egzystencji. Dajmy spokój zawiłym traktatom, lepiej wróćmy do
„Fruwających figurek”, skoro możemy tu znaleźć mnóstwo żartobliwych scen, lotnych
dialogów, zmyślnej akcji i „filutnej” erotyki.
Życzę Wam miłej lektury.
Za egzemplarz książki
dziękuję Adamowi Molendzie oraz Wydawnictwu Akronim.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz