A. K. Sar "Korpoface"/Novae Res |
„Korpoface, czyli
potęga słonia krokiem ślimaka” autorstwa A. K. Sar ukazuje wg zapowiedzi
Wydawnictwa Novae Res szarą rzeczywistość korporacji w formie zgrabnej,
metaforycznej opowieści. Bohaterką jest Lusia, która po pozytywnym wyniku
rekrutacji zostaje przyjęta do firmy, stając się jej szeregowym pracownikiem i
rozpoczynając swoją drogę zawodową w szeroko rozumianej branży obsługi klienta.
By opowieść urozmaicić, autorka sięga po bohaterów ze świata entomologii,
umieszczając na samym dole hierarchii drabiny służbowej sympatyczne
biedroneczki strojne w eleganckie szatki w grochy. Nieco wyżej stoją nieco
mniej sympatyczne pajęczyce – włochate i motające swe ofiary (czytaj Bogu ducha
winne biedroneczki) w swe paraliżujące sieci. Szczebel wyżej usadowiły się już zupełnie
niemiłe modliszki, które spod przymrużonych powiek obserwują zdobycz, by
zaatakować w najmniej spodziewanym momencie. No, i szczyt szczytów to sam
szerszeń w pełnej okazałości odwłoka. Wybór takich a nie innych owadzich
postaci nie jest oczywiście przypadkowy, ma mianowicie wywoływać skojarzenia z
określonymi cechami charakteru i postawami. Ta nieco wypaczona i zdeformowana
rzeczywistość służy, po pierwsze, pokazaniu świata wielkich korporacji, które
uważane są za pole bezwzględnej walki o wewnętrzne wpływy, przy czym – jak w
odwiecznym prawie dżungli – wszelkie chwyty dozwolone. Po drugie, świat ten ma
charakteryzować się określonymi cechami, czyli np. pogardą dla szeregowego
pracownika, chęcią awansu na wszelką cenę, wypaczoną rywalizacją. Po trzecie, negatywne
aspekty zarządzania ujęte przez pryzmat świata harujących i zastraszanych
biedronek oraz stale niezadowolonych i dręczących je pajęczyc nabierają innego
wymiaru – zwyczajnie prościej na nie spojrzeć z
pewnego dystansu. Po czwarte, o ileż bardziej zapadają w pamięć owadzi
bohaterowie niż zwykli ludzie? Antropomorfizacja upraszcza nam obraz,
sprawiając jednocześnie, że łatwiej nam dostrzec
pewne cechy i mechanizmy nimi rządzące.
„Korpoface” nie jest
obszerną lekturą, liczy sobie zaledwie 140 stron, a mając kieszonkowy format,
idealnie – w mojej ocenie – nadaje się do zapakowania do damskiej torebki czy
męskiej kieszeni marynarki, by w drodze do pracy miejskim środkiem lokomocji
poczytać sobie o mozolnie pracujących robaczkach. Przy takiej lekturze czas
szybko płynie, a i uśmiech niejeden raz pojawi się na Waszych twarzach.
Sprzedażowcy będą mogli odnieść się do poruszonych tu problemów,
niesprzedażowcy mają okazję poznać świat telecentrum niejako od kuchni. Styl
opowieści jest raczej rozrywkowy, choć i gorycz też się przebija. Z czasem ton
przybiera coraz bardziej mentorsko-coachową barwę, co wynika z zachodzących w
biedroneczce Lusi zmian. Autorka nie ukrywa zresztą, że książka powstała na
podstawie jej osobistych doświadczeń zawodowych, przemyśleń i obserwacji oraz
własnego ogromnego wkładu pracy w to, co osiągnęła. Biedroneczka Lusia może być
więc w dużym stopniu jej alter ego. By dopełnić obrazu, między strony opowieści
wpleciono cegiełki motywacyjne mogące służyć rozwojowi i samodzielnej pracy nad
sobą, np. „Przekonanie o słuszności decyzji jest fundamentem dobrego planu.”
czy „Ciężka praca doceniana jest w najmniej oczekiwanych momentach.”
„Korpoface, czyli potędze
słonia krokiem ślimaka” przypisano kategorię poradnika. Z mojego punktu
widzenia oceniłabym go raczej na poradnik dla początkujących i dodała jeszcze
zastrzeżenie „z przymrużeniem oka”. Sporo tu bowiem tzw. „oczywistych oczywistości” i stwierdzeń ogólnych, a te nie
usatysfakcjonują osoby posiadającej już określoną wiedzę. Profesjonaliści
odbiorą go pewnie jako swego rodzaju karykaturę świata dużego biznesu. Powiedzą:
generalnie prawda, ale… Mimo że być może korporacje nie cieszą się dobrą opinią
(słusznie lub nie – tu też zdania będą podzielone), to jednak przyciągają do
siebie jak magnes. Pamiętajmy, że organizację (dużą czy małą) tworzą ludzie i
to oni nadają jej kształt oraz wartości. Tylko od nas zależy, czy przybierzemy
strój obłudy czy otwartości, motywujący do współpracy czy biedronkokbójczej konkurencji.
Za egzemplarz książki
dziękuję Wydawnictwu Novae Res oraz Stowarzyszeniu „Sztukater”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz