Sarah Helm "Kobiety z Ravensbrueck"/ Prószyński i S-ka |
Po lekturze książki Sarah Helm pt. „Kobiety z Ravensbrueck” chciałam
początkowo napisać, że to nie jest lektura dla wszystkich. Za dużo w niej okrucieństwa,
za dużo śmierci, za dużo zła. Ale zaraz potem zmieniłam zdanie i uznałam, że to
powinna być lektura obowiązkowa dla wszystkich. Dlaczego? Dokładnie z tych samych
powodów. Dlatego, że ukazane w niej wyrafinowane okrucieństwo, bezwzględne zło,
jakie może wyrządzić jeden człowiek drugiemu, powinno być ku przestrodze
zapamiętane, by nigdy więcej nie wydarzyło się nic podobnego.
Sarah Helm w swojej książce oddaje
głos głównie kobietom. Do niektórych byłych więźniarek udało jej się dotrzeć i
porozmawiać osobiście, wypowiedzi innych autorka przytacza ze źródeł pośrednich.
Materiał jest obszerny. Mimo ciężaru gatunkowego pozycję czyta się dobrze,
ponieważ jest napisana zrozumiałym językiem, dobrze schronologizowana i logicznie
uporządkowana.
Helm ukazuje historię obozu od
początku jego istnienia. Pokazuje, jak zmieniał się w zależności od celów
stawianych przez Trzecią Rzeszę, dostosowywał, rozrastał. Dodatkowo komentarze
dotyczące sytuacji Niemiec podczas wojny uważam za pomocne, gdyż dzięki nim
czytelnik może zrozumieć przyczyny zachodzących zmian.
Helm przedstawia chronologiczny
przebieg wydarzeń w Ravensbrueck, skupiając się głównie na grupach
narodowościowych lub etnicznych, które w danych okresach pojawiały się w obozie,
jak wówczas wyglądały w nim warunki, jakie zagrożenia się pojawiały, jak
radziły sobie nowo przybyłe osoby do obozu. Ciekawa jest hierarchiczność
struktury obozowej w odniesieniu nie tyle do samych strażników, co samych więźniarek,
które formalnie były ustanawiane w roli kapo czy blokowych. Nieformalnie
natomiast tworzyły się również grupy zwane „arystokracją obozową” lub „starą
gwardią”.
Za najcenniejszy materiał publikacji
Helm uważam wypowiedzi samych więźniarek, zwłaszcza gdy Helm decyduje się cytować
je w obszerniejszych fragmentach. Dają one wówczas pełniejszy obraz wydarzeń.
Zaraz po tym na drugim miejscu postawiłabym zdjęcia, które znajdują się w książce,
przede wszystkim przedstawiające postaci lub twarze tak strażniczek, jak i samych
więźniarek. Zwłaszcza ujęcia strażniczek, często uśmiechniętych, młodych dziewcząt,
robią piorunujące wrażenie w zestawieniu z czynami, jakich władze obozowe
dopuszczały się na więźniarkach. Fotografie doskonale wpisują się w
sformułowanie, które ukuła Hannah Arendt o „banalności zła”. Zło nie ma swojej własnej
twarzy. Zło może mieć twarz każdego z nas, miłej pani z piekarni czy sympatycznego
listonosza.
Nie mogło zabraknąć również wątku „królików
doświadczalnych”. Wiadomo, że eksperymentom paramedycznym były poddawane głównie
Polki. Pojawia się także wątek szpiegowski. Tysiące więźniarek, które przeszły
przez obóz, to przecież tysiące historii. Nie każde życie udało się uratować,
ale wiele wspomnień pozostało.
Z literatury obozowej sporo już przeczytałam,
a mimo to zaskoczeniem była dla mnie
informacja, że w Ravensbrueck działał… salon fryzjerski. Jednakoż nie zmienia
to faktu, że Ravensbrueck pozostaje obozem zagłady, w którym niewiele dalej funkcjonowała
komora śmierci, a w niej życie straciło mnóstwo kobiet z różnych krajów.
„Kobiety w Ravensbrueck” Sarah Helm
to szeroka panorama historyczna dziejów obozu koncentracyjnego, ale to przede
wszystkim wielogłosowy dokument przedstawiający losy więźniarek, które przeżyły
i z bólem wracają do czasów Holocaustu. Na kartach tej książki kobiety mają twarze,
kobiety mają imiona i nazwiska, przez co są prawdziwe i autentyczne. „Kobiety w
Ravensbrueck” to także dokument podtrzymujący pamięć o ogromie bezimiennych, które
w obozie zostały zamordowane przez hitlerowski reżim.
„Kobiety w Ravensbrueck” autorstwa
Sarah Helm została wydana przez Prószyński i S-ka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz