Edyta Kochlewska "Siedem ślubów mojej siostry"/ SILVER Oficyna Wydawnicza |
16/08/2021
ZAPOWIEDŹ - Edyta Kochlewska "Siedem ślubów mojej siostry" z SILVER Oficyna Wydawnicza
09/07/2021
RECENZJA PREMIEROWA - Magdalena Mosiężna "Cień Debory" z Wydawnictwa JanKa
Dyptyk "Maryla i Debora" oraz "Cień Debory" Magdaleny Mosiężnej/ Wydawnictwo JanKa |
Maj. Kwitną bzy. Tegoroczny miesiąc zakochanych określiłabym
jako chłodny. Temperaturowo wcale nie lepszy od poprzedniego, ale za to
literacko… Fiu, fiu, kto by pomyślał…
W maju 2020 poznałam
„Marylę i Deborę” Magdaleny Mosiężnej, a w maju tego roku „Cień Debory”
przyjemnie przesłonił mi szarą aurę za oknami. Mimo że świat literackich
bohaterów nie okazał się nazbyt kolorowy, to historia, którą opowiada Mosiężna,
jest zdecydowanie warta poznania.
O postawach dwóch
bohaterek, ich charakterach i ideałach pisałam w recenzji „Maryli i Debory” Przedpremierowa recenzja "Maryli i Debory" Magdaleny Mosiężnej.
O tym, że poglądowo Maryla nie podbiła mojego serca (raczej miałam ochotę
niepedagogicznie trzepnąć ją w jej piękną, acz momentami pustą główkę), też się
wypowiadałam. Co więc ma w sobie ta kobieta, że mimo wad, mimo kontrowersji,
jakie wywołuje we mnie jej zachowanie, z zaciekawieniem sięgam po kolejny tom jej
historii? Sprawdźmy.
Gdy opadł bitewny pył z
pierwszej części sagi, bohaterowie potargani szaleństwem wojennych burz wracają
do domów, wracają do Warszawy, a właściwie do tego, co z niej pozostało. Wśród
zgliszcz odnajdują się starzy przyjaciele, ale spośród tych samych zgliszcz wyrastają
również gorliwi działacze nowego ładu, którzy po przejęciu władzy z werwą zelotów
krzewią wzorzec socjalistycznego obywatela (z jego nie tylko robotniczo-chłopskim
pochodzeniem, lecz także siermiężnym podejściem do wartości) i zajadle
wypleniają „intelygienckie” naleciałości. Do stolicy wraz dziećmi i mężem przybywa
także Maryla. Najbliższa rodzina w komplecie, więc wydawałoby się, że można
zaczynać patrzeć w przyszłość. Ani jednak przeszłość nie jest tak łatwa do
wygumkowania, ani teraźniejszość nie tak przychylna, jak by się w głębi serca pragnęło.
Wszystko to za sprawą samej autorki, bowiem Mosiężna wyspecjalizowała się w
rzucaniu kłód swoim bohaterom. Gdy tylko na horyzoncie pojawia się promyk
nadziei, ta, niczym złośliwa Eris, przynosi im jak nie komplikację małżeńską, to
– gdy ponownie zaświeci iskierka radości – w rewanżu po złapaniu przez nich niemal
ostatnim tchem kruchej równowagi przeszkodę innego rodzaju. I tak w kółko.
Skoro już o bohaterach
mowa, to trzeba powiedzieć, że nie są oni herosami w klasycznym ujęciu. Nie
rzucają się z bagnetem na czołgi, nie szafują hasłami „Bóg. Honor. Ojczyzna”.
Ich heroizm jest innego rodzaju. To powszedni trud zmagania się z
rzeczywistością. To troska o dzieci, dom, rodzinę. To codzienne zmartwienia o
przetrwanie i byt. Marylę, naznaczoną piętnem żony „bandyty” akowca, dotknie ostracyzm
społeczny w pracy. Na własnej skórze doświadczy skutków peerelowskiego aparatu
przesłuchań, będzie samotnie zmagać się z demonami przeszłości, niezrozumieniem
najbliższych, opuszczeniem, ale – aż niemal ocierając się o zarzut
egoistycznego pragmatyzmu czy wręcz oportunizmu – uparcie i skrycie nie podda
się w staraniach o własne szczęście. I chyba ta umiejętność przetrwania,
podnoszenia się z gruzów, nieidealna i nieidealistyczna chęć życia stanowi o
jej sile. Z każdej sytuacji, choć poobijana, wychodzi wzmocniona. Jak to się
dzieje? Może dlatego, że Mosiężna budując postać Maryli, z wyczuciem dobrała
proporcje w dawkach ideałów, które – jak wiadomo – chleba nie dają, a tylko niepotrzebnie
rozpalają myśli, i życiowych realiów, które to z kolei pozwalają te ideały realizować, o ile do obu
zmiennych zastosuje się właściwe parytety. Takie podejście pozwala bohaterce
przebrnąć obronną ręką przez różnorakie kryzysy, z którymi inni już tak
sprawnie sobie nie poradzili. Ten wątek jeszcze rozwinę nieco później.
Inspirację do życiowych
trosk bohaterów Mosiężna zdaje się czerpać w dużej mierze z historii. Nie, nie
nazwałabym „Cienia Debory” powieścią historyczną, może raczej z tłem
historycznym. Czytelnik znajdzie tu zarysowaną sprawę nacjonalizacji, sygnał o pogromie
Żydów w Kielcach czy kwestię powstania PZPR. Autorka uchyla też rąbka świata
wydawniczo-literackiego z postaciami takimi jak choćby Dąbrowska, Watt,
Iwaszkiewicz, Broniewski czy Tuwim. Wszystkim wprowadzonym wydarzeniom
towarzyszą określone emocje, ścierają się punkty widzenia, a przede wszystkim
wpływają one na protagonistów, ich postawy i zachowania. Bo pamiętajmy, że u
Mosiężnej – jak w życiu – nic nie jest dane na stałe. Radość z nastania nowych
czasów może zamienić się w rozczarowanie światopoglądowe, a sympatia równie
szybko może zostać zdemaskowana jako uprzejmy szpicel.
Warto również zaznaczyć,
jak ważną rolę w powieści odgrywa sama Warszawa, a właściwie to, co po niej
zostało. Mosiężna nie poświęca jej wiele słów (przecież to zaledwie cień
dawnego miasta), ale… ale choć niezbyt widoczna, jest jednak niezaprzeczalnie odczuwalna.
Autorka, sama nie będąc warszawianką, pisze z perspektywy współczesnej młodej
kobiety o jednym z najbardziej dramatycznych okresów w historii Polski, a
mianowicie o Warszawie w czasie wojny, o Warszawie z okresu powstania w 1944
r., a następnie o przywracaniu jej do życia. Czuje to miejsce tak wyraźnie,
jakby się w nim urodziła. Oddaje puls i rytm miasta, potrafiąc uchwycić jego
wibrującą esencję. W jej oczach powojenna Warszawa to nie przywalone ulice, a odradzające
się arterie, to nie tylko kikuty drzew, a pączkujące nadzieje. Analogia między losami
Maryli a Warszawy jest aż nazbyt wyraźna. Obie podnoszą się po klęsce. Jedna w
wymiarze czysto symbolicznym, druga w wymiarze bardziej namacalnym, bo prawdziwego
życia zwykłego człowieka.
U Mosiężnej panta rei,
co chyba najwyraźniej widać w sylwetkach bohaterów. Na próbę życiowego ognia
wystawia wszystkich bez wyjątku, nagina i hartuje. Nie znajdziecie w sadze
podobnych charakterów, a jeśli już doszukacie się analogii, to i tak autorka poprowadzi
ich drogi inaczej mentalnie, poglądowo lub kto ją tam jeszcze wie. Ponadto jej
bohaterowie są bardzo mocno osadzeni w ówczesnych realiach i to one w dużej
mierze wpływają na ich losy, zmuszają do działań, każą dokonywać wyborów, a dramaty,
jakie przeżywają główni uczestnicy powieści, sprawiają, że stają się bardziej
interesujący dla czytelnika, nawet jeśli nie uzyskują jego aprobaty moralnej.
Mosiężna prezentuje w mojej
ocenie ciekawy sposób prowadzenia losów bohaterów. Przypomnę tylko, że w
„Maryli i Deborze” bez uszczerbku dla fabuły tytułowe postaci spotkały się ze
sobą ledwie na krótki czas, który jednakoż wystarczył im do skonfrontowania
swojego podejścia choćby do takich kwestii jak, np. miłość, praca, życie i
śmierć. Tam kontrast między nimi był wyraźnie zarysowany, w „Cieniu Debory”
nieco przyblakł, lecz nadal jest dostrzegalny (mimo że osobiście Debora przecież
nie pojawia się na kartach książki ani razu). Obecnie antynomii należy szukać w
nadchodzącej zmianie systemu politycznego, który zapanował wraz z nastaniem
pokoju, tworząc robotniczą ojczyznę z nową kategorią bohaterów i oprawców, z redefinicją
ekonomii, sztuki, nauki, ba… wszystkich dziedzin życia, podporządkowanych
rodzącym się dumnym obywatelom Polski Ludowej, a także lub może przede
wszystkim w deprecjacji relacji międzyludzkich. Wychodzący spod ideologicznej
sztampy i wychowywany na sztucznych założeniach społecznych peerelowski obywatel
ma szansę na godne zasłużonego proletariusza mieszkanie, pracę, samochód,
wpływy i pieniądze. Im bardziej zasłużony w oczach oficjeli, tym lepiej. (Oczywiście
w rozsądnych socjalistycznych granicach, bo szczególne względy warto okazywać
tylko specjalnym funkcjonariuszom zamkniętego układu, np. donosicielom.) Ten
natomiast, który nie podporządkuje się rządom ludu, staje się wrzodem i wrogiem
klasowym, którego należy wyciąć z korzeniami, lub w najlepszym razie zepchnąć
na margines. W takich okolicznościach każdy z bohaterów wyznacza sobie własne
granice pozwalające mu na przetrwanie i na osiągnięcie szczęścia. Każdy z nich
musi odpowiedzieć sobie na pytanie, jakim wartościom, do jakiego stopnia i w
jaki sposób hołduje, na czym mu zależy. Ile ze swojej wolności i ile siebie
jest w stanie oddać, jaką cząstkę poświęcić, a jaką zachować, by nie zatracić
własnej tożsamości – tej indywidualnej i tej społecznej.
U Mosiężnej czyste ideały
odeszły w cień, bo nie wytrzymały konfrontacji z rzeczywistością, na scenie pozostali ledwie naśladowcy dawnych
wizji. Ich niepodważalnym atutem jest jednak fakt, że w przeciwieństwie do kryształowych
idealistów zwyczajnie przetrwali. Skoro przeżyli piekło wojny, pokonają i
kolejne przeszkody. Jak widać, „Cień Debory” to lektura ze wszech miar aktualna
także ze względu na ukazywanie przemian powodowanych opresyjnym systemem i zachodzących
tak w społeczeństwie, jak i w jednostkach. Zasadniczo mechanizmy sprawowania
władzy pozostają przecież te same niezależnie od czasu i miejsca.
Mosiężna zastosowała w
„Cieniu Debory” podobną konstrukcję jak w „Maryli i Deborze”. Rozdziały poprzedzają
odpowiednio dobrane cytaty z wierszy mające stanowić poetycką zapowiedź
wydarzeń, choć pisanych prozą, to jednak nie zawsze prozaicznych. Jest –
wydawałoby się – niezobowiązujący prolog i otwarte zakończenie. Po co zmieniać
coś, co się, po pierwsze, sprawdziło, i, po drugie, stanowi wyróżnik autorki?
Ale to nie wszystko. Mosiężna nie pozwalając wytchnąć swoim postaciom, sama
również nie zasypia gruszek w popiele. Zachowując swój oryginalny styl,
jednocześnie, jak mówi Kasia Sosnowicz z sieczyta.com, „rozwija skrzydła”. A ja
w zupełności się z tą opinią zgadzam. U Mosiężnej wyczuwa się pogłębienie
warsztatu, sceny wychodzące spod jej pióra stały się pełniejsze, a narracja
nabrała płynniejszego rytmu. Dojrzałe dialogi, nadal bliższe literackiemu sercu
Mosiężnej niż opisy, przyciągają nie tylko barwą ripost, lecz i siłą trafnej
argumentacji. Ponadto da się również zauważyć pewność siebie autorki w
kształtowaniu atmosfery i niuansowaniu emocji. W efekcie otrzymujemy żywą opowieść
przykuwającą uwagę czytelników swą autentycznością, bo bohaterowie „Cienia
Debory” to nie sztuczne i wzniosłe wzory postawione na piedestale do
naśladowania, które trudno doścignąć i przy których czujemy się z własnymi
wadami boleśnie mali, a popełniający błędy zwykli ludzie z krwi i kości, którym
przyszło żyć w trudnych czasach i borykać się z problemami, na które nikt
jeszcze nie wynalazł skutecznego remedium. To być może o odmiennych poglądach
na życie koleżanka uprzykrzająca nam stosunki w pracy albo organizujący prowokacyjne
bojówki radykalny polityk czy złamany ciężarem życia miły staruszek drepczący
codziennie o tej samej godzinie ulicą. Ich dylematy są często naszymi
rozterkami i dlatego tak chętnie w zaciszu własnych domów sięgamy po ich
historie, skoro własne wciąż wymykają się nam spod kontroli.
Za patronat recenzencki nad
„Cieniem Debory” autorstwa Magdaleny Mosiężnej dziękuję Wydawnictwu JanKa.
Zapraszam także do wysłuchania rozmowy przeprowadzonej w ramach "Rozmów z Duszkiem" w lipcu 2020 r. z autorką dyptyku ("Maryla i Debora", "Cień Debory") - Magdaleną Mosiężną.
Gość "Rozmów z Duszkiem" Magdalena Mosiężna
08/04/2021
RECENZJA PATRONACKA - Joanna Bartoń "Niskorosła" z Wydawnictwa JanKa
Joanna Bartoń "Niskorosła" z Wydawnictwa JanKa/ fot. archiwum JanKa |
Niewymiarowa? A może pozastandardowa? Nie. Zwyczajnie niskorosła. Czyli jaka? Joanna Bartoń definiuje bohaterkę swojej książki po pierwsze jako morderczynię, po drugie – karlicę, po trzecie – kobietę i wreszcie po czwarte – człowieka, zaznaczając jednocześnie, że kolejność jest zamierzona.
W życiu zwykle chcemy więcej, sięgamy po więcej, jednak Małgosia – wbrew oczekiwaniom rodziców i własnym pragnieniom – została zaprojektowana przez stwórcę w rozmiarze XXS, docelowo osiągnęła ledwie 137 cm wzrostu. Czy ten fakt ma znaczenie? Fundamentalne! W świecie tak zwanych „normalsów” niedomiar wzrostu rzuca się w oczy bardziej niż choćby niedostatek szarych komórek, przy czym ich deficyt w niektórych okolicznościach potrafi pozostać niezauważony, natomiast achondroplazja stygmatyzuje szybciej niż głupota. Tę ostatnią skutecznie rozwiewa otwarcie ust, w przypadku tej pierwszej wystarczy jedno spojrzenie, by cię wycenić i otaksować twą wartość. Wartość mierzoną centymetrami.
Główna bohaterka, nie dość, że pozbawiona godnej postury, to jeszcze zostaje skazana za morderstwo i właśnie jest przewożona do zakładu karnego w Kluczborku, gdzie będzie odbywać wyrok. Kilkugodzinna podróż więźniarką staje się okazją do przemyśleń, w których główny akcent położony jest na bycie ciekawostką przyrodniczą, czyli karlicą wśród wysokich… swoistym brzydkim kaczątkiem, któremu – inaczej niż w bajce – nie dane jest stać się pięknym (w powszechnym modelu estetyki).
„Niskorosła” pokazuje, jak różna potrafi być życiowa teoria i praktyka. Jak trudno przełamać stereotypy, szablonowe sposoby oceny i wyjść poza utarte schematy. Teoretycznie wszyscy są równi. W praktyce jednak niektórzy są niżsi, jak Małgosia. Jednak nie koniec na tym, bo bycie niższą determinuje rolę, jaką wyznaczy jej zdecydowana większość społeczeństwa, czyli z ograniczonym dostępem do dziecięcych zabaw, limitowanym zakresem możliwości realizacji zawodowych planów, a nawet reglamentowanym prawem do osobistego szczęścia. Niższa znaczy gorsza, czyli ta, od której odwraca się dyskretnie wzrok (choć co poniektórzy z ukrycia łakomie podpatrują dla zaspokojenia własnej ciekawości tę cudaczną osobliwość). To także ta, którą się pomija i omija bez słowa odpowiedzi choćby po rozmowie w sprawie pracy, co w efekcie powoduje, że zawód wyuczony (psycholog) zostaje wyparty poza krąg marzeń, natomiast zawód wykonywany (trywialnego stacza kolejkowego) staje się życiową specjalizacją. Niskorosła to wreszcie ta, która absolutnie nie może się nadawać na wybrankę hołubionego jedynaka, bo taki wybór oznacza wstyd i sromotę dla rodziny. (Oczywiście szczęście beniaminka z perspektywy kochających rodziców niejako schodzi na plan dalszy.)
Aspekt nierówności, bez najdrobniejszego pierwiastka użalania się nad sobą, choć niewątpliwie obecny w książce Bartoń, jak wiele innych kwestii pozostaje zaledwie napomknięty bez szczegółowego pogłębienia, stając się zalążkiem aktywizującym czytelnika do późniejszych osobistych refleksji. Autorka zdaje się unikać sedna problemu, odwraca wzrok, zatrzymuje się i zmienia kierunek, jakby sama nie była pewna, jak głęboko wolno lub wypada jej rozwinąć temat. To zabieg zamierzony, mający na celu pobudzić odbiorcę do zastanowienia, do zatrzymania się nad kwestią choćby erotyki czy moralnych wyborów związanych z posiadaniem dzieci, które mogą przyjść na świat z wadą genetyczną. W wielu miejscach Bartoń pozwala wygadać się głównej bohaterce, oddając jej głos w narracji pierwszoosobowej, z czego ta chętnie korzysta, ochoczo trajkocząc o tym i owym. Swoboda i potoczność stylu Bartoń to jednak tylko rzucony woal na drzemiące problemy. Zresztą autorka skrzętnie przypomina nam, kim jest bohaterka. Wykorzystuje do tego tytuły rozdziałów, np. „Więźniarka”, „Niska ja”, „Wysocy oni”, zestawiając je ze sobą i potęgującym tym samym różnicę perspektyw. Lekkość narracji stale podbijana jest przypominajkami, które mają utrwalić w nas obraz bohaterki, będącej przede wszystkim morderczynią i karlicą, a kobietą i człowiekiem niejako przy okazji. Taki sposób przedstawiania prowadzi do konfrontacji odmiennych punktów odniesienia i przesunięcia ciężaru jakościowego. Pojawia się pytanie, czy pragnienie miłości i szczęścia morderczyni może równać się pragnieniu miłości i szczęścia kobiety? Na dodatek kobiety odpowiedniego wzrostu i dodajmy jeszcze, by było trudniej, kobiety o zmysłowej urodzie? Przyznajmy, że nawet klasycy czynili bohaterkami tragicznych i namiętnych uniesień kobiety pełnowymiarowe, a nie o mini kształtach. Wystarczy, że zbrodniarka ma fiołkowe oczęta i smukłe uda, a już gotowi jesteśmy ruszać jej z odsieczą, szukając usprawiedliwienia dla niecnych czynów. A kto stanie w obronie karlicy? Cóż w niej pięknego? Jednakże, jak pokazuje „Niskorosła”, skromniejsza rozmiarowo forma w żadnym razie nie oznacza rezygnacji z emocjonalnych czy intelektualnych pragnień. Bohaterka chce być kochana, chce mieć u boku wyśnionego mężczyznę, pragnie jego dotyku, cielesnej rozkoszy, sypialnianych igraszek, chce zostać matką, dając miłość i opiekę swoim dzieciom. Głos natury odzywa się w Małgosi tak samo wyraźnie jak w innych, a może wybrzmiewa nawet mocniej, bo to przecież on zwodzi ją na manowce seksualnej gorączki i w efekcie skazuje na kryminalną odsiadkę. Czy więc kanon estetyki oparty na niskim wzroście, szpotawych kolanach oraz spłaszczonym czole i nosie ma szansę utorować sobie drogę do szczęścia w wymiarze współczesnym? Czy w ogóle estetyka ma prawo wyznaczać sposób i styl życia? Bartoń takich pytań nie zadaje, lecz sprawia, że czytelnik samoczynnie zaczyna rozpatrywać taką opcję.
Wspomniałam już, że droga do zakładu karnego staje się okazją do wyznań czynionych przez osobę skazaną. Skazaną za pragnienie bycia kobietą, za pragnienie bycia kobietą szczęśliwą. Do szczęścia zabrakło zaledwie kilka centymetrów. Pozorna beztroska, z jaką prowadzone jest życiowe resume, ma jedynie wyłagodzić tematyczny ciężar gatunkowy podejmowanych wyborów moralnych. O ryzykownej decyzji urodzenia dziecka z wadą genetyczną już pisałam, nadmienię więc jeszcze wątek dochowania tajemnicy o śmiertelnej chorobie czy kwestię granic między miłością a namiętnością. Czyżby bohaterka świadomie skrywała się za zasłoną bagateli i autoironii, by w ten sposób odwrócić uwagę od poczucia niesprawiedliwości z powodu achondroplazji, która pozbawiła ją równych szans na bycie kobietą z krwi i kości? Jakby obawiała się, że przy dłuższej rozmowie jej zewnętrzna otoczka może się okazać niewystarczającą ochroną przed kroplą piekącego żalu drzemiącego obok nadziei i pragnień w głębi jej wrażliwej duszy.
Joanna Bartoń w „Niskorosłej” pokazuje, że rzucając ledwie garść drobnych, lecz pozytywnych, iskier w kolczaste zakamarki codzienności osoby z achondroplazją, potrafi z dużą wprawą poprowadzić czytelnika przez mocno nasyconą wydarzeniami fabułę, unikając przy tym ryzyka moralizatorskiego patosu czy płaczliwej dramaturgii. Tym samym Bartoń otwiera nam oczy na niemałe wyzwania stojące nie tylko przed niskorosłą bohaterką, lecz także przed każdym, komu przewrotny los w połączeniu ze współczesnymi standardami społecznymi zdają się wszelkimi sztuczkami utrudniać drogę do wymarzonego celu.
Za egzemplarz „Niskorosłej” autorstwa Joanny Bartoń oraz za możliwość objęcia książki patronatem medialnym „Czytam duszkiem” dziękuję Wydawnictwu JanKa.
-
Agata Suchocka "Tydzień z życia Adeli"/ Oficyna Wydawnicza SILVER Jestem przekonana, że gdyby Czesław Niemen peregrynował „Tydzi...
-
Zapraszam do obejrzenia kolejnego materiału z cyklu "Rozmowy z Duszkiem". Tym razem gościem jest Pani Anna Korzeniowska-Bihun - ...
-
Zapraszam na wywiad z Panią Elżbietą Sidorowicz autorką książki pt. "Okruchy gorzkiej czekolady". Książka ukazała się nakładem Wy...