16/03/2020

Chavoret Jaruboon "Ostatni kat. Wspomnienia więziennego kata Tajlandii" z Wydawnictwa Aktywa

Książka Chavoreta Jaruboona pt. Ostatni kat. Wspomnienia więziennego kata Tajlandii z Wydawnictwa Aktywa sfotografowana za kratami
Chavoret Jaruboon "Ostatni kat. Wspomnienia więziennego kata Tajlandii"
z Wydawnictwa Aktywa
Podejmując czytelniczo-recenzencką przygodę z katowską serią, jaką wypuściło na rynek Wydawnictwo Aktywa, nigdy bym nie przypuszczała, że zaprzątnie mi ona głowę na tak długo.
A zaczęło się jak zwykle zupełnie niewinnie i przez przypadek. Najpierw trafiłam na „Dziennik kata” Johna Ellisa, potem na „Doświadczenia kata” Jamesa Barry’ego, a teraz jeszcze przerobiłam „Ostatniego kata” Chavoreta Jaruboona. Wszystkie – jak wspomniałam – z Wydawnictwa Aktywa z serii „Rozmowy z katem”. Dotychczas tytuł „Rozmowy z katem” kojarzył mi się ze wstrząsającymi zapisami Kazimierza Moczarskiego, w których autor zamieścił wspomnienia z pobytu w więzieniu z nazistą, generałem SS Juergenem Stroopem, odpowiedzialnym za likwidację żydowskiego getta w Warszawie w 1943 r. Przewrotny los chciał, że w jednej celi spotkały się wówczas osoby z dwóch przeciwnych stron barykady. Jednakoż wcześniejsze tytuły odnoszą się do innej tematyki, a mianowicie do wykonywania najwyższego wymiaru kary, jaką w niektórych systemach prawnych, jest kara śmierci. „Dziennik kata” i „Doświadczenia kata” dotyczą początków XX w., kiedy w Zjednoczonym Królestwie wykonywano karę śmierci przez powieszenie, natomiast „Ostatni kat” przeniósł mnie w zupełnie inne realia. Opisywane wydarzenia miały miejsce w Tajlandii, głównie w latach siedemdziesiątych ubiegłego wieku, kiedy Chavoret Jaruboon zaczął służbę jako strażnik w jednym z niesławnych zakładów karnych Bang Kwang, nazywanym też „Bangkok Hilton”, i w którym to więzieniu wykonał osobiście 55 wyroków śmierci przez rozstrzelanie, przy wielu zaś asystował.
Jak się zostaje katem? Jakie szkoły trzeba skończyć? Jakimi predyspozycjami się cechować? Jakie mieć kompetencje? Na te i inne pytania autor odpowiada w swoim pamiętniku, a pisząc go Jaruboon miał nadzieję, że jego praca wniesie pozytywny wkład do tajlandzkiego systemu penitencjarnego.
Wyjaśnijmy sobie może od razu pewne kwestie, autor nie pretenduje do bycia pisarzem, nie ma zapędów literackich na miarę prestiżowych nagród, ale za to jego obserwacje stanowią dla odbiorcy niemającego większej wiedzy na temat więziennictwa w Tajlandii (czyli takiego jak ja) skarbnicę wiedzy podaną bez akademickiego zadęcia, a konkretnie z surowymi przykładami z życia lub raczej z komory śmierci, bo przecież jest on wieloletnim praktykiem, znającym tajlandzki system penitencjarny od samego sedna. Poza tym Azja to zupełnie inna strefa kulturowa i obyczajowa, osobom spoza niej wiele spraw, zwłaszcza związanych z podejściem do religii, może wydać się co najmniej dziwnych. Wiecie na przykład, że osobie skazanej na śmierć wkłada się w dłonie bukiecik kwiatów, by zgodnie z tradycją w symboliczny sposób po raz ostatni prosiła o przebaczenie za to, co zrobiła. Czy w takiej chwili gest ten może w ogóle mieć jakiekolwiek znaczenie? A właśnie takie informacje znajdziemy w książce Jaruboona.
Czytając „Ostatniego kata” przenikniemy do mrocznego jądra kryminału. Poznamy specyfikę budowy i funkcjonowania zakładu karnego Bang Kwang, dowiemy się o kategoriach więźniów i zasadach ich traktowania oraz relacjach osadzony-strażnik, będzie nam dane przyjrzeć się nawet buntowi więźniów oraz poczujemy w końcu to, co najmroczniejsze, moment przed samą śmiercią – sposób jej zadania i przygotowania do wykonania wyroku. Jaruboon był najpierw osobą eskortującą skazanego, potem kalibrował broń, wreszcie wykonywał egzekucje samodzielnie. Choć każdy z tych obowiązków ma służyć spełnieniu innej roli, to wszystkie razem sprowadzają się do wykonania wyroku – wykonania kary śmierci. I być może wyda się zaskakujące, ale za najtrudniejsze zadanie Jaruboon uważa przeprowadzenie skazanego do komory egzekucyjnej. Wówczas strażnik, posłannik śmierci, towarzysząc człowiekowi w jego ostatniej drodze, ma ze skazanym bezpośredni kontakt. Patrzy mu w oczy, widzi jego twarz, wyczuwa jego emocje. A kat? A kat obsługuje tylko maszynę, która nie mówi, nie reaguje, nie ma emocji.
Do każdego człowieka, do każdego wyroku prowadzi jego indywidualna ścieżka ukształtowana, jak wierzą Tajowie, przez los i przeznaczenie. Ten obraz azjatyckiego kraju, z historiami zwykłych ludzi, którzy zbłądzili na manowce, ale i wyrachowanych przestępców, pozwala poznać Tajlandię od jej społecznego środka, gdzie toczy się codzienne życie Tajów, często na pograniczu prawa, a czasami wręcz w ciemnej strefie bezprawia. Ciekawe są spostrzeżenia o systemie penitencjarnym, o naturze ludzkiej, ciekawa jest też część bardziej osobista o samym autorze, jego rodzinie, zainteresowaniach. Wyraźnie wyczuwa się w tych fragmentach, jakby ciężar spadł piszącemu z serca, przecież żadna praca nie pozostaje bez wpływu na człowieka, a ta szczególnie.
Jaruboon zdecydował się załączyć do książki także kilka fotografii, które dają pewne wyobrażenie o opisywanych zagadnieniach. Warto także pamiętać, że ta publikacja nie ma rozstrzygnąć dyskusji na temat zasadności kary śmierci. Świat idzie do przodu i chyba coraz mniej jest jej zwolenników, jednak czytając historie niektórych skazanych, naprawdę można zacząć mieć wątpliwości. A i sam autor uważa, że istnieją prawdziwi złoczyńcy, których nie sposób uleczyć z żądzy popełniania podłości.
Tematyka związana z karą śmierci, na dodatek karą śmierci w Tajlandii, przebiegiem przygotowań i sposobem jej wykonywania to nie są zagadnienia, które zainteresują każdego. Jeśli jednak chcecie popatrzeć na te sprawy chłodnym okiem z zamiarem poszerzenia swojej wiedzy, to jak najbardziej znajdziecie tu sporo interesujących faktów.
Za egzemplarz książki pt. „Ostatni kat. Wspomnienia więziennego kata Tajlandii” dziękuję Wydawnictwu Aktywa.

14/03/2020

ZAPOWIEDŹ - Marta Paszkiewicz "Chihuahua wojownik z Meksyku" z Wydawnictwa Psychoskok


Marta Paszkiewicz "Chihuahua wojownik z Meksyku"
Jesteś miłośnikiem psów? Uwielbiasz rasę chihuahua? Chciałbyś być szczęśliwym posiadaczem psiego przyjaciela? A może pasjonuje Cię historia tej rasy? Jeśli tak, „Chihuahua wojownik z Meksyku” to pozycja właśnie dla Ciebie!

Chihuahua to rasa drobnych psów o uroczej aparycji. Należą one do grupy psów ozdobnych i dla towarzystwa, według klasyfikacji FCI. Mało kto jednak zdaje sobie sprawę, że chihuahua pochodzą od techichi – historycznej rasy, która występowała na terenach obecnego Meksyku.

Autorka specjalizuje się w przypadkach zaburzeń zachowań psów. Jest pedagogiem, psychologiem zwierząt oraz jedną z założycieli Polskiego Stowarzyszenia Psychologów Zwierząt, stąd wnikliwa analiza tej rasy.

W swojej książce przypomina genezę, różne teorie jej powstania, bazuje na faktach zarówno kulturowych, jak i historycznych. Chihuahua to niezwykle odważne psy, które mają dusze prawdziwych wojowników, co może budzić zdziwienie ze względu na ich filigranowe rozmiary. Posiadają bardzo wyczulone zmysły, intensywnie reagujące na każde zagrożenie. Podjęta problematyka wzbogacona jest dodatkami dotyczącymi pielęgnacji i akcesoriów dla pupila. Pozycja warta uwagi, napisana z pasją i zaangażowaniem.
Przewidywana data premiery: 26 marca 2020 r.
Okładka książki Marty Paszkiewicz "Chihuahua wojownik z Meksyku" z Wydawnictwa Psychoskok; trzy psy rasy chihuahua, środkowy ma nałożone przeciwsłoneczne okulary
Marta Paszkiewicz "Chihuahua wojownik z Meksyku"
z Wydawnictwa Psychoskok

Wydawca: PSYCHOSKOK
Kategoria: poradnik
IBSN: 978-83-8119-623-9
EAN: 978-83-8119-623-9
Ilość stron: 40
Format: 148 x 210
Oprawa miękka
Prognozowana cena detaliczna: 39,90 zł

13/03/2020

Dziennik Trybuna o blogu "Czytam duszkiem"

Strona z Dziennika Trybuna z felietonem Piotra Jastrzębskiego pt. Ballada o pewnym marzeniu
Piotr Jastrzębski "Ballada o pewnym marzeniu",
Dziennik Trybuna 13.03.2020

A gdyby tak? A gdyby tak zostać bohaterką felietonu? 

Hola, hola, to prowokacyjne pytanie. Jednak Piotr Jastrzębski niewątpliwie dostrzegł w moich działaniach coś wartościowego, skoro zdecydował się o nich wspomnieć w swoim materiale. No, i towarzystwo doborowe - przy boku Bruce'a Springsteena nie każdemu dane jest wystąpić. 
Wybory do jakiejś instytucji, o której pisze autor, to wybory do Wrocławskiej Rady Kultury. Miały się odbyć 20 marca 2020 r. podczas obrad Wrocławskiego Kongresu Kultury, ale ze względu na zagrożenie koronawirusem zostały przełożone. Organizatorzy zapowiadają, że najprawdopodobniej w drugiej połowie roku wrócą do tematu, gdy sytuacja się nieco ustabilizuje. 
Ja jednak nie składam broni, działam dalej, bo to oznacza dla mnie po prostu więcej możliwości w związku z nieco dłuższą, niż pierwotnie zakładałam, kampanią. Dla przypomnienia dodam, że jednym z głównych wątków, jakie poruszałam w programie, była inicjatywa aktywizowania lokalnych społeczności w ich osiedlowych ośrodkach kulturalnych. Nazwałam je gniazdami, bo tam mieszkańcy czują się bezpiecznie i komfortowo, a kameralność środowiska sprzyja także podejmowaniu prób otwartości i uważności na sąsiada. Dlaczego tak bardzo mi na tym zależy? Ponieważ uważam, że samotność to jedna z największych chorób społecznych współczesności. Więcej na ten temat znajdziecie odwiedzając profil Czytam duszkiem.

Dziękuję Piotrowi Jastrzębskiemu, że zechciał mnie uczynić bohaterką swojego felietonu. 



12/03/2020

Eliza Segiet "Bezgłośni" z Wydawnictwa Psychoskok

Książka "Bezgłośni" Elizy Sagiet stoi na podłodze oparta o bukiet żonkili.
Eliza Segiet "Bezgłośni" z Wydawnictwa Psychoskok
„Boję się śmierci, tak bardzo boję się śmierci, ale życia, niestety, też się boję.” Te słowa pisze w liście do Mame dorosły syn, który w czasie II wojny światowej ukrywa się ze względu na swoje żydowskie pochodzenie. Sam jest już dorosłym mężczyzną, ma żonę i dwie córeczki. Ściśnięty raz pod podłogą, innym razem schowany na strychu pisze o wydarzeniach, których jest biernym świadkiem, a których nierzadko samemu przychodzi mu być przyczyną, bo Niemcy nieustannie szukają takich jak on… parchów.
            Zagłada, która miała miejsce podczas II wojny światowej, należy chyba do najtrudniejszych tematów, z jakimi nam – społeczeństwom – przychodzi się mierzyć. Wśród wielu narodowości Żydzi zostali doświadczeni najbardziej. Rodzina Elizy Segiet, także dotknięta tragedią, przechowuje w pamięci okruchy tamtych wydarzeń. Żyć z nimi trudno, jednak puścić w niepamięć nie wolno.
            Skulony i zastraszony, próbujący w ukryciu przetrwać szaleństwo wojny, Józef w rozpaczy pisze list do Mame. List, którego chwyta się jak ostatniej deski ratunku i który ma mu pomóc przeżyć. Ma przecież dla kogo się starać, ma żonę i dwie kochane córeczki. Mame wprawdzie nie była zadowolona, gdy on, Żyd, wybrał sobie za żonę chrześcijankę. Gdyby jednak mogła ujrzeć dziewczynki, na pewno zmieniłaby zdanie. W liście, między ostrymi dźwiękami wystrzałów i porażającym echem podkutych butów, opisuje Matce, co się z nim dzieje, co czuje. Wprawdzie sam nie wie, gdzie rodzice dokładnie przebywają, i na jaki adres wysłać list, ale przecież to nieważne, bo przecież na pewno jakoś dojdzie.
W „Bezgłośnych” relacje z bieżących wydarzeń przeplatane są słodkimi wspomnieniami dzieciństwa, gdy Mame piekła mace, a troskliwy Tate dbał o wszystkich. To zestawienie tylko potęguje poczucie tragizmu i cierpienia Józefa, który czuje wyrzuty sumienia, że z jego powodu rodzina dotkliwie cierpi i jest wystawiona na niebezpieczeństwa, bo jest nachodzona przez Niemców, którzy uparcie węszą za ofiarami. Dziewczynki odgrywają swoje role na miarę nagród aktorskich, pytane o tatusia, opowiadają wyuczoną historię, że tatuś ich zostawił, ale to w sumie dobrze, bo i tak je przecież bił. On, ojciec, zamiast dbać o rodzinę, zapewniać im godny byt, teraz sam od nich zależy, a jego dzieci żyją w kłamstwie, by go chronić. Boleśnie przeżywa fakt, że dla jego dobra i w trosce o jego życie własna rodzina się go wyparła. Ten świat postawiony na głowie, te zaburzone role, ojca, który potrzebuje ochrony, dzieci, które bawią się w selekcję zamiast w dom, szokuje i paraliżuje bezdusznym wypaczeniem. Do tego dochodzi stały strach i niepewność, jak długo taka wegetacja będzie trwała, co się z nimi stanie, kiedy w końcu ktoś go wyda. Przecież dla niektórych Żyd to nie człowiek, a zwykły parch. Galopujące myśli, setki pytań o los, o sens cierpienia. Początkowo Segiet udaje się uchwycić i oddać chaos myśli, w jakich trwa Józef. Powtarzane wątpliwości, chwiejna zmiana nastawienia, wpajanie sobie konieczność bycia silnym, że kiedyś to się musi skończyć. Świat obserwowany z perspektywy szczelin w podłogowych deskach, zza samotnych ścian strychu odziera go z możliwości otoczenia dzieci ojcowską troską, jaką chciałby im dać w normalnych okolicznościach. W obecnej sytuacji może tylko patrzeć, jak inni przytulają jego dzieci, jak inni się z nimi bawią. Nie on, ojciec, który trwa w ukryciu jak szczur.
Ta konstrukcja listu-pamiętnika dobrze się sprawdza na początku narracji, dość dynamiczna zmiana krótkich wątków, przechodzenie od okrutnej teraźniejszości do wspomnień z dzieciństwa, zaraz potem znowu powracające sytuacje zagrożenia, dramaty podglądane z ukrycia i z kolei wybieganie w przód do mających koić zmęczoną trwogą głowę marzeń. Jednak stopniowo Segiet gubi to charakterystyczne dla bohatera wewnętrzne roztrzęsienie, jego lękliwe rozedrganie, bo decyduje się wprowadzić dłuższe sceny, co powoduje, że znika to wahliwe uczucie napięcia towarzyszące bohaterowi.
Nie przekonało mnie posłużenie się przez autorkę dwukrotnie tym samym zabiegiem narracyjnym. Gdy bohater czerni sobie twarz i udaje zduna, by nie rozpoznali go Niemcy, scena ta rzeczywiście ścisnęła mi żołądek ze strachu, czy Józef ujdzie z życiem. Jednak gdy parę chwil dalej ten sam bohater udaje szalonego szklarza, by znowu umknąć Niemcom, trudno mi było oprzeć się wrażeniu, że to już było i autorka nie osiągnęła zamierzonego efektu dramatyzmu. Życie pisze przedziwne scenariusze i nawet jeśli w rzeczywistości te wydarzenia miały miejsce, to jednak z punktu widzenia czytelnika, gdy opowiedziana historia liczy niespełna 90 stron, dublowanie pewnych historii może powodować u niego reakcje budzące wątpliwą ocenę stylistyczną.
Bohater Segiet jest bezgłośny, ale to nie jedyny jego przymiot w kontekście przeciwności losu, które spadły na jego głowę. Józef jest bez głosu, Józef jest bez normalnego życia, Józef jest bez praw. Józefa zwyczajnie nie ma w kategoriach, które wprowadzili Niemcy. Nie jest człowiekiem, stał się rzeczą i to na dodatek rzeczą bez wartości, zwykłym bezużytecznym śmieciem. I choć może sam Józef został odarty z praw i pozbawiony głosu, to jego historia i historia jego rodziny mówią wyraźnie. Tu nie ma miejsca na milczenie. Tu nie ma miejsca na zapomnienie. Jego rodzina i on sam nigdy już nie uwolnią się od przeszłości. Ona w nich tkwi zadrą. I choćby z tego względu, by utrzymać pamięć o tamtych wydarzeniach i przestrzec kolejne pokolenia przed koszmarem, który się wydarzył, warto sięgnąć po „Bezgłośnych” Elizy Segiet.
Za egzemplarz książki pt. „Bezgłośni” dziękuję autorce i Wydawnictwu „Psychoskok”.

11/03/2020

Wybory do Wrocławskiej Rady Kultury - zmiana terminu

Wyborczynie i wyborcy! 

Najświeższa wiadomość dotycząca Wrocławskiego Kongresu Kultury

Organizatorzy właśnie poinformowali, że Wrocławski Kongres Kultury i wybory do Wrocławskiej Rady Kultury - zaplanowane na 20 marca 2020 r. - ze względu na sytuację związaną z zagrożeniem koronawirusem nie będą mogły odbyć się w tym terminie. Wydarzenie zostanie najprawdopodobniej przeniesione na drugą połowę roku. Jak tylko

To niewątpliwie przykra wiadomość, ale niestety na pewne rzeczy nie mamy wpływu. Organizatorzy włożyli mnóstwo zaangażowania w przygotowanie Kongresu i za to im bardzo dziękuję. Sama organizowałam przeróżne wydarzenia i zdaję sobie sprawę, jak bolesne potrafi to być uczucie, gdy okazuje się, że coś niweczy plany. Ale widzę też, że zapał nie zginął i jestem przekonana, że zaprocentuje wkrótce💪

 
Kandydaci z kolei z determinacją ruszyli ze swoimi programami, pełni nadziei na ich realizację. Jednak kampania może się przecież toczyć dalej. 


Dla wyborczyń i wyborców to tylko szansa na dokładniejsze przyjrzenie się kandydatom. Będą mieli więcej czasu, by wziąć ich pod lupę. 


Zapraszam Was do obserwowania profilu Czytam duszkiem i do kontaktu🙂 W końcu moje hasło wyborcze brzmi "MOJA i TWOJA kultura dla NASZEGO Wrocławia", więc bądźmy razem🙂
Dziękuję też za Wasze dotychczasowe głosy wsparcia, komentarze, podpowiedzi i ciepłe słowa🙏To doskonała motywacja!