R. Gmiterek "Sen na Kniaziach"/Psychoskok |
Robert Gmiterek człowiek z Roztocza,
krainy, gdzie – jak sam mówi – znajduje wszystko, co jest esencją jego życia. Krainy
szumów i mgieł. Krainy obrośniętej jak bluszczem historiami Polaków, losami Ukraińców.
„Sen na Kniaziach i
inne historie osobiste” (w skrócie „Sen na Kniaziach”) Roberta Gmiterka
zainteresował mnie właśnie ze względu na region geograficzny. Niepozornie
wyglądająca okładka mieści w swych objęciach zbiór materiałów słowno-fotograficznych
z zakątka iluminacji. Otwierając książkę orientujemy się, że na lewych stronach
zamieszczono krótki przekaz słowny, a na prawych towarzyszy mu obraz.
Czarno-biały. Tylko od nas zależy, czy zaczniemy od słowa czy od kadru. W
pierwszej chwili pomyślałam, że o ileż piękniejsze byłyby te zdjęcia, gdyby redaktor
zechciał umieścić je tam w kolorze. Jednak zagłębiając się w każdą kolejną
historię, nabierałam przekonania, że nic lepszego wydawca nie mógł zrobić.
Przecież te fotografie w odcieniach szarości mają jedynie inspirować duszę a
nie odzwierciedlać obraz.
Czego możemy się spodziewać
po „Śnie na Kniaziach”? Bez wątpienia opowieści rodem z pogranicza słowa i
przestrzeni. Gmiterek zaczyna od słów. Sączy i cyzeluje je tak, by malowały czas,
plener i historie ludzi. Gdy już przemijająca chwila odciśnie swój wzór na
pejzażu z wzgórz i pól, gdy wyłoni się z nich opowieść o kolorach ludzkich
emocji, które łączyły pobliskie przysiółki, wówczas opowieść dobiega końca. I
wtedy kolej na ciebie, czytelniku, bo przed tobą wybór: albo podpatrujesz tę
scenerię dalej – nie obawiaj się, nikt cię nie zauważy – już tylko wg scenariusza
własnej wyobraźni, albo podeprzesz się fotografią obok, która podpowie ci może
szczegóły, może nastrój, a może jeszcze coś zupełnie innego. Albo zespoisz
wszystko w całość i dopełnisz słowo obrazem lub obraz słowem. Twój wybór.
Książka
Gmiterka prowadzi po powłóczystym brzuchami wzgórz Roztoczu, gdzie pod krzewem
tarniny można odkryć fragment zatrzymanej chwili, gdzie pylasta wstęga drogi zanika
w bukowym lesie, gdzie zza tiulu pajęczyn ledwie wyziera kształt kłaniającego
się krzyża, gdzie w szumie wody odbija się dawne siedlisko. U Gmiterka nie
znajdziesz, czytelniku, banalnych atrakcji czy krzykliwych komercyjnych pokus,
to nie jest turystyczny przewodnik. Z jego książką odetchniesz natomiast od
tłoku i zerwiesz z gorączkowym pośpiechem. W „Śnie na Kniaziach” czekają na
ciebie historie wynurzające się z ulotnego światłocienia, wstydliwe ciszą
formy, ponętne w tonacjach smaków. Tylko dla ciebie.
„Snu
na Kniaziach” nie czyta się jednym tchem, nie czyta się go też duszkiem ani
ciągiem. Książkę smakuje się i delektuje jak wykwintny smakołyk, co jakiś czas zatrzymując
się, by przymknąć oczy i… ujrzeć… poczuć… chwilę… Przenosząc się do krainy łagodności,
towarzyszy nam często światłodajny poblask roztoczańskich pejzaży, które autor dodatkowo
haftuje gasnącymi siołami, niknącymi cerkwiskami czy butwiejącymi gankami – każde
zasobne w inną historię. Gładkie krawędzie słów i delikatne metafory wraz z
szeptem liści przydrożnych drzew dopełniają nastroju z mlecznych mgieł i rozcieńczonych
tonacji barw. Bo Gmiterek nie tworzy obrazu, on tworzy subtelną aurę kolorując nią
chwilę.
„Sen
na Kniaziach” łączy dwa sąsiadujące wymiary: jeden już chybotliwie przeszły i drugi
jeszcze nieśmiało teraźniejszy. Tu smugi osobistych historii szybują wśród łąk,
osiadają na skorupach zabudowań i próbują trwać w czasoprzestrzeni jak nitki
babiego lata… Blisko wiek temu Staff zachwycał się pięknem wysokich drzew, lecz
myślę, że opalizujące blaskiem i cieniem Roztocze wg Gmiterka w niczym im nie
ustępuje. Czy ten rodzaj prozy, niemal poetycki, świetliście plastyczny, każdemu
przypadnie do gustu? Tego nie wiem. Uważam, że każdy powinien sobie sam odpowiedzieć
na to pytanie.
Za egzemplarz książki dziękuję
Wydawnictwu Psychoskok.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz