Natalia Fiedorczuk "Jak pokochać centra handlowe"/ Wydawnictwo Wielka Litera |
Nałkowska napisała kiedyś,
że między „człowiekiem a człowiekiem jest ciemność”. Czytając Fiedorczuk można
by dojść do wniosku, że między kobietą a kobietą jest… centrum handlowe.
Kolejna
książka z biblioteki okazuje się lekturą na przyzwoitym poziomie. Może to i nie
wypada tak zdawkowo odnosić się do pozycji, która w 2016 r. zdobyła nie byle jaką
nagrodę, bo Paszport Polityki. Laury zdobywają przecież najlepsi, a nie tylko
przyzwoici. Na szczęście każdy może mieć swoje zdanie, a ja wprawdzie nie
uważam „Jak pokochać centra handlowe” Natalii Fiedorczuk za pozycję wybitną,
lecz przyznaję, że czytałam ją z zainteresowaniem, zwłaszcza początek wywarł na
mnie mocne wrażenie, druga połowa jakby nieco słabsza.
Bohaterką
książki „Jak pokochać centra handlowe” Natalii Fiedorczuk jest młoda kobieta, zatrudniana
na podstawie umów śmieciowych. Wraz z mężem mieszka w Warszawie, niebawem spodziewa
się dziecka, ale okoliczności (zarówno te zewnętrzne, jak i wewnętrzne) budzą
wątpliwości, czy to dobry moment na potomka.
Głównym
atutem „Jak pokochać centra handlowe”, zwłaszcza dla młodszego pokolenia, może
się okazać osadzenie przedstawianej rzeczywistości w aktualnych realiach, a co
za tym idzie spojrzenie na bieżące problemy z perspektywy samej uczestniczki
lub uczestniczek wydarzeń, bo Fiedorczuk w rozdziale „Od autorki” wyjaśnia, że
książka nie powstała wyłącznie w oparciu o jej własne doświadczenia, lecz jest przede
wszystkim efektem rozmów z kilkudziesięcioma kobietami. Znajduje się tu więc i
epizod depresyjny, i zmagania z przemianami, jakie powoduje macierzyństwo, i
zdziwienia co do cielesności, i zaskoczenia własnymi reakcjami na zwykłe i
niezwykłe chwile, wreszcie niezgoda na opresyjne oczekiwania otoczenia.
Efekt
świeżości zapewnia sposób podejścia do poruszanych zagadnień. Kobiecość wg
Fiedorczuk nie jest jak z obrazka idealna i wizualnie wymuskana, a drży z
niepewności o przyszłość, lęka się własnych myśli, paraliżują ją nieposkromione
emocje, brakuje jej wiary we własne możliwości. Tym sposobem autorka zagląda
pod warstwy niezbyt często odsłaniane, bo w powszechnym mniemaniu oznaczające
słabość.
Kolejny aspekt to zmiana
spojrzenia na rolę kobiety. Przez wieki jej powinnością było rodzić, wychowywać
dzieci, zaspokajać męża, nawet za cenę własnych pragnień, własnego szczęścia
czy życia. Hasła emancypantek i feministek nieco ten obraz zaczęły zmieniać,
ale teraz z kolei wypacza go celebrycka wizja matki i żony zewnętrznie
wypacykowanej, ambicjonalnie zdolnej do wszystkiego. Fiedorczuk natomiast stara
się ukazać wątpliwość, niepewność, nieumiejętność, strach, a te cechy przecież
nijak nie przystoją współczesnej kobiecie wyzwolonej, która jak robot wszystko
wie, wszystko potrafi, niczego się nie boi, jest najpiękniejsza i oczywiście z
niczego nie musi rezygnować, niczego się wyrzekać, by osiągnąć wszystko, czego
tylko zapragnie. Gdybym miała udzielić odpowiedzi w oparciu o media, w tym
społecznościowe, która wersja zdobywa większy poklask, nie miałabym
wątpliwości, że obraz sztuczny (choć infantylny) pozostawia daleko w tyle
realia.
Daje
się też odczuć, że Fiedorczuk głęboko zakotwiczyła w psychice bohaterki.
Świadczy o tym nie tylko pierwszoosobowa relacja, lecz przede wszystkim troska i
uważność, z jaką odnosi się do poszczególnych spostrzeżeń, np. dotyczących
kobiecego ciała. Nie dotyczy to wyłącznie wyglądu, lecz również postrzegania,
odczuwania, subiektywnego podejścia do zachodzących w nim zmian. Jako
społeczeństwo mamy problem z aprobatą słabości, a depresja, na którą w
pierwszej części Fiedorczuk kieruje reflektor, to niewątpliwie chorobliwa
ułomność. Przez wielu negowana, przez równie wielu wyśmiewana. Co ważne,
bohaterka „Jak pokochać centra handlowe” nie jest ani ckliwa, ani
sentymentalna, nie porównuje się też do innych, natomiast boryka się z własnymi
lękami. Każdy ból podbrzusza odbija się ostrym strachem o stratę maleństwa, a
kompulsywne sprzątanie ma oznaczać panowanie nad własnym życiem. Jej głównym
pragnieniem nie jest może „pokój na świecie”, co raczej bycie wysłuchaną, bo to
początek drogi do oswajania wystraszonych emocji i siejących znieczulenie
stereotypów.
„Jak
pokochać centra handlowe” Natalii Fiedorczuk to kolejna pozycja literacka,
która mierzy się z tematyką bycia kobietą i matką. Autorka pokazuje zagadnienie
od wewnątrz, z perspektywy pojawiających się myśli, tych kontrolowanych i tych nasuwających
się bezwiednie, wyciągając tym samym na wierzch bardzo osobiste przemyślenia. Napisałam
wcześniej, że zwłaszcza początek książki zrobił na mnie wrażenie. Mógłby nawet sam
w sobie stanowić pewną minicałość. Im głębiej jednak w lekturę, tym bardziej
miałam odczucie, że jakby rozluźniła się narracja, opadło napięcie, a
pojawiające się sceny autorka zebrała przypadkowo (to akurat nie musi być wadą,
bo przypadek może stać się inspiracją), ale nie poświęciła im wystarczająco
dużo sensualnej uwagi, nie przepuściła przez maszynkę literackiej oprawy, przez
co nie angażują już tak ściśle myśli czytelnika jak sceny początkowe. Niemniej
jednak Fiedorczuk intryguje sposobem patrzenia na sytuację bohaterki, na jej
działania skupione często na banalnych, codziennych drobiazgach, otrząśnięte z
kolorowej otoczki ulepszających filtrów. Tu nie ma miejsce na oszustwa. Ta
próba pokazania twarzy zaledwie jednej z młodych kobiet, partnerki, matki warta
jest przyjrzenia się tytułowym centrom handlowym, które współcześnie stanowią
miejsca odskoczni dla wielu dziewczyn w podobnej sytuacji.
„Jak pokochać centra handlowe” Natalii Fiedorczuk uzmysławia rzeczywistość często skrytą pod maską uśmiechu, makijażu, bajecznych ciuchów, najnowocześniejszych akcesoriów. Ale to przecież tylko oprawa. Wnętrze nierzadko mocno odbiega od wystylizowanej ramki.
Za podsunięcie intrygującej lektury dziękuję Miejskiej Bibliotece Publicznej w Koninie. Książka pt. "Jak pokochać centra handlowe" Natalii Fiedorczuk ukazała się nakładem Wydawnictwa Wielka Litera.
Z chęcią bym przeczytała.
OdpowiedzUsuńPolecam, bo autorka ma interesujące spojrzenie. Dobrej lektury życzę:)
OdpowiedzUsuń