Hanna Bilińska-Stecyszyn "Druga szansa, czasem trzecia" z Oficyny Wydawniczej TAURON |
Zapewne
niejednokrotnie już pisałam, że książki z Oficyny Wydawniczej SILVER mogą być
stosowane jako plasterki na rany i remedium na poobijaną duszę. Podobnie jest i
tym razem. SILVER w regularnych odstępach wypuszcza na rynek kolejną historię,
dbając tym samym o to, by czytelnikom nie
spadł nadmiernie poziom życiowego optymizmu (o właściwy poziom
cholesterolu musimy już postarać się sami😊).
Nie myślcie jednak, że „Druga szansa, czasem trzecia” to słodka landrynka do
szybkiego schrupania. To prawda, jej słodycz wprawdzie rozpływa się po kartach
powieści, jednak do cukierkowej euforii tu daleko. Na czym więc polega kojąca
moc książek z Oficyny Wydawniczej SILVER? Odnoszę wrażenie, a nawet jestem
przekonana, że mając swe źródło w dniu codziennym, jednocześnie nie dają się
przytłoczyć jego troskom. Bohaterki znajdują wyjście z trudnych sytuacji,
czasem same, czasem z pomocą innych i choć przyginają kark, to jednak nigdy się
nie poddają, a na życie nie patrzą jak na konkurencję, w której zawsze trzeba
stać na podium, ponieważ doskonale wiedzą, że indywidualne triumfy można
przecież święcić na własnych zasadach.
Wkraczając
w piękne progi książki (do estetyki wydania odniosę się nieco dalej), niemal
bezwiednie zatapiamy się w otaczającą nas opowieść, która początkowo rozgrywa
się w czasach współczesnych, potem na nutkach wspomnień przenosi się w lata
siedemdziesiąte. Obie bohaterki mają wówczas po dwadzieścia kilka lat i obie
tryskają dziewczęcą energią.
To, co teraz
napiszę, może wydać się zaskakujące, ale w tej lekturze chyba nie o fikcyjne
bohaterki chodzi, gdyż one wydają się być zaledwie narzędziem, by pozwolić nam powrócić
do przeszłości. I to do własnej przeszłości, która przecież też nie pozbawiona
była atrakcji. Ach, któż z nas nie pamięta swoich akademickich czasów? To
zwykle wówczas nawiązywały się przyjaźnie, to zwykle wówczas spotykała nas
miłość. Ech… to były czasy, nawet gdy i mniej przyjemne momenty przecież też
się trafiały. Bo kto nie sam ustrzegł się wpadek, niech pierwszy rzuci kamieniem!
Wróćmy jednak
do naszej lektury. Chyba Grażyna Świtała swego czasu śpiewała „Dwa serca jak
pociągi dwa”, więc i tutaj mkniemy za szczęściem pociągami, a czasami
przewrotnie od niego uciekamy. Wędrujemy z bohaterkami kolejowymi objazdami
(rzeczywistymi i metaforycznymi), bo
czasami brakuje im (a może i nam?) odwagi, by skorzystać ze skrótu i zastosować
rozwiązanie najprostsze. Ile razy obawy przed decyzją przysłaniały im (nam?)
prawdziwy obraz? Ile razy żałowaliśmy, że czegoś nie zrobiliśmy, że coś
bezpowrotnie uciekło? Tu na szczęście jest druga szansa, a nawet trzecia!
Nie mogę
oprzeć się wrażeniu, że powieść Bilińskiej-Stecyszyn jest niczym cedzak, przez
który przelatują niechciane troski, a zostają w pamięci same najprzyjemniejsze
chwile i to one nadają ton narracji, wzmacniając jej przekaz. Nie odważę się
zaryzykować stwierdzenia, że „Druga szansa, czasem trzecia” to książka
biograficzna, ale idę o zakład, że niejedna scena została zainspirowana
prawdziwymi wydarzeniami.
Autorka
potrafi stworzyć przyjemny klimat opowiadanej historii, a niewymuszony styl, na
jaki się zdecydowała, sprawdza się do snucia opowieści sprzed lat, zwłaszcza we
fragmentach opisujących tło wydarzeń. Co ciekawe, te momenty zwykle stają się również
bodźcem do wywoływania z pamięci własnych refleksji i wówczas, wciąż zagłębieni
w losy Basi i Ali, czujemy się jak we własnym świecie wspomnień.
Bilińskiej-Stecyszyn
nie udaje się jednak uniknąć pewnych niedoskonałości, gdyż chwilami daje się
odczuć wyzierające spod podszewki narracji nieco belferskie zacięcie. Samo
zakończenie, choć sensownie wynikające z sekwencji wcześniejszych wydarzeń,
wydaje się być przygotowane niby w pośpiechu, przez co finał sprawia wrażenie
jakby zawieszonego i niedokończonego. Nie zmienia to jednak faktu, że czytając
Bilińską-Stecyszyn, „(…) mamy znowu po dwadzieścia lat, własną miłość, własny
świat, (…) a w oczach tylko blask.”*)
I jeszcze
obiecane słowo na temat samego wydania. Niewątpliwie forma wydawnicza, jaką
sobie za cel obrało wydawnictwo SILVER, również przyczynia się do literackiej
radości z życia. „Druga szansa, czasem trzecia” Hanny Bilińskiej-Stecyszyn
wyróżnia się estetyczną oprawą. Znakiem rozpoznawczym wydawnictwa stała się
naturalna ornamentyka połączona z paletą przyjemnych dla oka kolorów. Okładka
przepasana jest delikatną szarfą z kokardą, na której dodatkowo widnieje
gustowna ozdóbka. Miła w dotyku satynowa okładka kusi, by zajrzeć do środka, a
tam kolejne niespodzianki. SILVER jest już znany z wygodnego druku, ale warto to powtarzać, by zachęcić kolejne osoby
do czytania. Znajdziecie tu więc dogodnych rozmiarów czcionkę (krój której też
jest szelmowsko ładny😊) i większe odstępy między
wierszami. Wiersze – co znowu oczywiste w przypadku SILVER – na papierze koloru
écru. Efekt? Oczyska będą Wam wdzięczne, bo mniej wysiłku włożycie w czytanie. Każdy
rozdział opatrzono subtelnym deseniem i wreszcie obowiązkowo dla każdego
profesjonalnego „czytacza” jest dołączona klasyczna zakładka. Czy czegoś
brakuje? Chyba tylko czasu, by zanurzyć się w nurt opowieści.
Za możliwość objęcia
patronatem „Czytam duszkiem” książki Hanny Bilińskiej-Stecyszyn pt. „Druga
szansa, czasem trzecia” dziękuję Oficynie Wydawniczej SILVER.
*) cytat z piosenki Haliny
Benedyk „Mamy po 20 lat”
Bardzo ciekawie napisana recenzja.
OdpowiedzUsuńDziękuję za miłe słowo:) Miałam dobry nastrój i wenę:)
OdpowiedzUsuńgratuluje patronatu. Myślę, iż książka okaże się naprawdę ciekawa ;)
OdpowiedzUsuń