03/04/2019

Robert Gmiterek "Sen na Kniaziach i inne historie osobiste" - Wydawnictwo Psychoskok

Gmiterek Sen na Kniaziach proza poetycka Psychoskok
R. Gmiterek "Sen na Kniaziach"/Psychoskok

Robert Gmiterek człowiek z Roztocza, krainy, gdzie – jak sam mówi – znajduje wszystko, co jest esencją jego życia. Krainy szumów i mgieł. Krainy obrośniętej jak bluszczem historiami Polaków, losami Ukraińców.
„Sen na Kniaziach i inne historie osobiste” (w skrócie „Sen na Kniaziach”) Roberta Gmiterka zainteresował mnie właśnie ze względu na region geograficzny. Niepozornie wyglądająca okładka mieści w swych objęciach zbiór materiałów słowno-fotograficznych z zakątka iluminacji. Otwierając książkę orientujemy się, że na lewych stronach zamieszczono krótki przekaz słowny, a na prawych towarzyszy mu obraz. Czarno-biały. Tylko od nas zależy, czy zaczniemy od słowa czy od kadru. W pierwszej chwili pomyślałam, że o ileż piękniejsze byłyby te zdjęcia, gdyby redaktor zechciał umieścić je tam w kolorze. Jednak zagłębiając się w każdą kolejną historię, nabierałam przekonania, że nic lepszego wydawca nie mógł zrobić. Przecież te fotografie w odcieniach szarości mają jedynie inspirować duszę a nie odzwierciedlać obraz.
Czego możemy się spodziewać po „Śnie na Kniaziach”? Bez wątpienia opowieści rodem z pogranicza słowa i przestrzeni. Gmiterek zaczyna od słów. Sączy i cyzeluje je tak, by malowały czas, plener i historie ludzi. Gdy już przemijająca chwila odciśnie swój wzór na pejzażu z wzgórz i pól, gdy wyłoni się z nich opowieść o kolorach ludzkich emocji, które łączyły pobliskie przysiółki, wówczas opowieść dobiega końca. I wtedy kolej na ciebie, czytelniku, bo przed tobą wybór: albo podpatrujesz tę scenerię dalej – nie obawiaj się, nikt cię nie zauważy – już tylko wg scenariusza własnej wyobraźni, albo podeprzesz się fotografią obok, która podpowie ci może szczegóły, może nastrój, a może jeszcze coś zupełnie innego. Albo zespoisz wszystko w całość i dopełnisz słowo obrazem lub obraz słowem. Twój wybór.
            Książka Gmiterka prowadzi po powłóczystym brzuchami wzgórz Roztoczu, gdzie pod krzewem tarniny można odkryć fragment zatrzymanej chwili, gdzie pylasta wstęga drogi zanika w bukowym lesie, gdzie zza tiulu pajęczyn ledwie wyziera kształt kłaniającego się krzyża, gdzie w szumie wody odbija się dawne siedlisko. U Gmiterka nie znajdziesz, czytelniku, banalnych atrakcji czy krzykliwych komercyjnych pokus, to nie jest turystyczny przewodnik. Z jego książką odetchniesz natomiast od tłoku i zerwiesz z gorączkowym pośpiechem. W „Śnie na Kniaziach” czekają na ciebie historie wynurzające się z ulotnego światłocienia, wstydliwe ciszą formy, ponętne w tonacjach smaków. Tylko dla ciebie.
            „Snu na Kniaziach” nie czyta się jednym tchem, nie czyta się go też duszkiem ani ciągiem. Książkę smakuje się i delektuje jak wykwintny smakołyk, co jakiś czas zatrzymując się, by przymknąć oczy i… ujrzeć… poczuć… chwilę… Przenosząc się do krainy łagodności, towarzyszy nam często światłodajny poblask roztoczańskich pejzaży, które autor dodatkowo haftuje gasnącymi siołami, niknącymi cerkwiskami czy butwiejącymi gankami – każde zasobne w inną historię. Gładkie krawędzie słów i delikatne metafory wraz z szeptem liści przydrożnych drzew dopełniają nastroju z mlecznych mgieł i rozcieńczonych tonacji barw. Bo Gmiterek nie tworzy obrazu, on tworzy subtelną aurę kolorując nią chwilę.
            „Sen na Kniaziach” łączy dwa sąsiadujące wymiary: jeden już chybotliwie przeszły i drugi jeszcze nieśmiało teraźniejszy. Tu smugi osobistych historii szybują wśród łąk, osiadają na skorupach zabudowań i próbują trwać w czasoprzestrzeni jak nitki babiego lata… Blisko wiek temu Staff zachwycał się pięknem wysokich drzew, lecz myślę, że opalizujące blaskiem i cieniem Roztocze wg Gmiterka w niczym im nie ustępuje. Czy ten rodzaj prozy, niemal poetycki, świetliście plastyczny, każdemu przypadnie do gustu? Tego nie wiem. Uważam, że każdy powinien sobie sam odpowiedzieć na to pytanie.

Za egzemplarz książki dziękuję Wydawnictwu Psychoskok.

02/04/2019

ZAPOWIEDŹ - Aleksandra Bartosik "Żywioł"

Aleksandra Bartosik Żywioł Wydawnictwo Psychoskok
A. Bartosik "Żywioł"/Psychoskok

Intymny, zmysłowy tomik, który rozgrzeje wyobraźnię i pobudzi do myślenia. Pierwsza część rozpoczyna się Świtem – tak jak każdy dzień. Im dłużej dzień trwa, tym bardziej opowieść się rozwija, tak jak i podmiot liryczny. Na samym początku był tylko nieśmiałą, nieznającą swoich potrzeb i pragnień dziewczyną, która stopniowo dojrzewa, przemienia się w świadomą siebie, swojego ciała i wartości kobietę.
Budowa tego tomiku nawiązuje do cykliczności – po długiej, nawet najgorszej, nocy zawsze wstaje dzień. I wszystko wydaje się lepsze, piękniejsze, mniej bolesne…
Pamiętać należy, że słowa potrafią być piękne. I potrafią bardzo zręcznie kłamać… Poezja nie jest prawdziwym życiem i nigdy nim nie będzie. A gorące uczucia w rzeczywistości mogą oznaczać niewiele znaczącą myśl.

Przewidywana data premiery: 14 kwietnia 2019 r.

Wydawca: PSYCHOSKOK
Kategoria: poezja
IBSN: 978-83-8119-481-5
EAN: 978-83-8119-481-5
Ilość stron: 56
Format: 148x210
Oprawa miękka
Prognozowana cena detaliczna: 25,00 zł

01/04/2019

M. Sajnog "Balony" z Wydawnictwa Novae Res

sanog, balony, novae res, fantasy
M. Sajnog "Balony"/Wydawnictwo Novae Res
          „Balony” to debiutancka powieść Małgorzaty Sajnog. Autorka, wg informacji widniejących na  jej facebookowym profilu, zapowiada, że jest to pierwsza część opowieści o walce z wirusem. Tymczasem gdy pierwszy raz wzięłam książkę do ręki i spojrzałam na tytuł, tudzież pobieżnie omiotłam wzrokiem okładkę, pomyślałam, że jest to literatura dla dzieci lub lekka beletrystyka. Odłożyłam więc na bok, niech poczeka na odpowiedni nastrój do tego typu literatury. Kiedy nastrój już nadszedł i zapoznałam się z tekstem z tyłu okładki (nazywam go w zależności od jakości komunikatu zachęcajką-zniechęcajką), okazało się, że nie jest to ani lekka beletrystyka, ani tym bardziej literatura dla dzieci. Cóż było począć? Znowu czekać na odpowiedni nastrój? Eee, tam… Biorę i czytam. W moim przypadku doskonale sprawdziło się powiedzenie „Nie sądź po pozorach” lub też „Nie oceniaj książki po okładce”.
            Skrótowy zarys fabuły brzmi tak oto... Pewnego dnia na niebie pojawiają się krwistoczerwone balony. Zjawisko wygląda zachwycająco i nikt nie spodziewa się, jak katastrofalne skutki może wywołać. Wkrótce bowiem zaczyna się rozprzestrzeniać nieuleczalny wirus, który atakuje najpierw zwierzęta, potem ludzi. Skutki epidemii są przerażające – w piorunującym tempie ginie większość populacji na całym globie. Nie ma prądu, nie ma Internetu, nie ma lekarstwa na zabójczy wirus, szerzy się destrukcja, Ziemia zmienia swoje oblicze…
            W „Balonach” świat realistyczny przeplata się z katastroficzną jego wizją po ataku śmiertelnego wirusa, ale jakby tego było mało, mamy jeszcze wplecione elementy fantasy wraz z nawiązaniami do światów równoległych. Schemat walki dobra ze złem jest sprawdzonym scenariuszem i stanowi kanwę wielu opowieści, w tym przypadku autorka podbija narrację także przesłaniem do ludzkości. Współczesny świat, świat, w którym ludzie żyją nie ze sobą a obok siebie, musi ulec zmianie i naprawie. Taką oczyszczającą rolę pełni wirus unicestwiający dużą część ludzkości od razu, a z pozostałej wydobywający najbardziej zwierzęce odruchy – ludzie rozrywają się na strzępy. Tylko garstka – odporna na wirus – próbuje przetrwać i poszukuje sposobu na względnie normalne życie. W tej apokaliptycznej wizji niemało jest krwi i brutalności, dlatego zdecydowanie nie jest to lektura dla dzieci, choć drastyczność scen autorka stara się niejako łagodzić fantastyczną scenerią. Sporo tu także wulgaryzmów, które mają podkreślać emocje bohaterów i dramatyczność akcji , choć miejscami są w mojej ocenie zbędne. Wiele elementów ma wymowne znaczenie lub można im przypisać drugie dno. Trafimy tu także na gorzkie spostrzeżenia na temat bieżących stosunków międzyludzkich, w których brakuje uczuć, ciepła, zainteresowania, a samotność i depresja to naturalne następstwa szwankujących relacji.
Gatunkowy patchwork pióra Małgorzaty Sajnog może nieźle przykuwać uwagę czytelnika, tym bardziej że autorka postanowiła nadać akcji szczególnie szybkie tempo, gdyż właściwie nie ma rozdziału, który by nie wnosił nowych treści. Dla urozmaicenia Sajnog zdecydowała się także opowiadać o wydarzeniach obierając za punkt centralny losy poszczególnych bohaterów. Fragmenty poświęcone wirusowi i wieszczące przyszłe wydarzenia także podnoszą temperaturę narracji i wkomponowują się wraz z pamiętnikowymi zapisami (datowanymi już na wrzesień 2019 (sic!)) w katastroficzną dramaturgię.
A fakt, że autorka umieściła akcję w… Polsce, potęguje jeszcze dreszczyk emocji, bo może ta hipotetyczna wizja wcale nie jest tak fantastycznie nierealna, biorąc pod uwagę miejsca i daty? Dodatkowo otwarte zakończenie pozostawiające czytelnika bez odpowiedzi na wiele pytań odnośnie fabuły może tłumaczyć zapowiedź autorki, że ciąg dalszy nastąpi. Niewątpliwie zwiększa to też poziom zainteresowania dalszymi losami bohaterów.
            „Balony” Małgorzaty Sajnog przedstawiają obraz świata ulegającego zagładzie w wyniku niszczycielskiego wirusa. Ci, którym udaje się przeżyć, szukają w niepewnej i pełnej zagrożeń przyszłości sposobu, by dobro zwyciężyło zło. Paradoksalnie ulegająca unicestwieniu Ziemia wcale nie odstrasza efektami destrukcji, a w chaosie i bezładzie krzewiącego się zła tkwi wręcz pociągający rodzaj piękna. Ciemność przybiera różne oblicza kusząc atrakcyjną formą. Czy można to też odnieść do ludzkich dusz? Z wierzchu piękne i kuszące, a w rzeczywistości podłe i plugawe?

Za egzemplarz książki dziękuję autorce.