19/06/2020

Sławek Michorzewski "Wspulnicy" z Wydawnictwa Poligraf

    

Czytnik ze stroną tytułową "Wspulników" oparty o ścinę obok maska wykonana z metalu i świecznik z agatu
Sławek Michorzewski "Wspulnicy"/
Wydawnictwo Poligraf
        „Wspulników” otrzymałam z polecenia Dobrego Ducha z zapowiedzią, że ubawię się i uchacham po same pachy albo i wyżej. Z takim też oto nastawieniem usiadłam do lektury, bo wskaźnik mojego dobrego humoru tymczasowo wahał się na poziomie raczej niskim, potrzebowałam więc odskoczni. Pominę krótki zarys fabuły, bo ten łatwo znajdziecie. Moje oczekiwania zweryfikowała już druga scena, bo okazało się, że prześwietne żarty są rodem z głupiego i głupszego, a to nie jest ten typ humoru, który Tygryski, w tym przypadku Czytająca duszkiem, lubi najbardziej. Nie odłożyłam jednak „Wspulników”, bo muszę oddać autorowi, że jego styl pisarski jednak mnie zaintrygował. Z pominięciem rozwinięcia akcja raczej wartko kroczy do przodu. Tak, to rozwinięcie, gdzie w domu napadniętego dzieją się jednak dość niestworzone rzeczy, pozostawia w mojej ocenie sporo do życzenia. Gdyby nie to, że przed oczami miałam komedię, pomyślałabym, że konstrukcyjnie za wzór Michorzewski postawił sobie antyczną tragedię grecką z klasyczną jednością czasu, miejsca i akcji. Przez mniej więcej 50 pierwszych stron z niewielkimi wyjątkami akcja dzieje się w jednym miejscu. W trakcie lektury nieco mi to przeszkadzało i budziło pewne zirytowanie, choć może gdyby tak się nad tym głębiej zastanowić, zyskałam czas, aby przesiąknąć stylistyką konwencji? Bo stopniowo czytało mi się Michorzewskiego coraz lepiej. Kilkanaście a może nawet kilkadziesiąt lat temu w polskich domach zagościł amerykański serial telewizyjny pt. „Świat według Bundych”. Początkowo zupełnie nie potrafiłam pojąć jego fenomenu, gdy jednak przyjrzałam się mu bliżej i obejrzałam kilka odcinków, stałam się jego zwolenniczką. Mam wrażenie, że podobnie stało się ze „Wspulnikami” Michorzewskiego. Im dłużej z nimi prozatorsko obcowałam, tym łatwiej było mi zaakceptować charakter dzieła, coraz naturalniej przyjmowałam sposób podejścia bohaterów i prawdopodobieństwo wydarzeń, bo – jak w większości komedii – momentami trzeba było sięgnąć po przerysowanie, otrzeć się o granicę groteski czy absurdu, by wybrnąć z sytuacji. Może jeszcze miejscami niekoniecznie mi odpowiadała ilość wulgaryzmów, ale z punktu widzenia kreacji bohaterów zakładam, że było to niezbędne w celu zobrazowania ich sposobu myślenia, mówienia i postrzegania świata.

Jak wspominałam, może z wyjątkiem początku, gdzie wprawdzie sporo się dzieje, jednak akcja nie posuwa się istotnie do przodu, Michorzewski dostarcza czytelnikowi komediowych atrakcji bez liku. Przygody, przypadki i różniste wydarzenia mnożą się i plenią z szybkością wartkiego wartburga. Ponadto, jak to w komediach, bohaterowie są wyraziści, a wiodąca para opryszków dodatkowo dobrana została na zasadzie kontrastu – jeden gruby i rzekomo mądrzejszy, drugi chudy i głupszy (współczesny duet Flipa i Flapa). Tytułowi wspólnicy mogą kojarzyć się z ferajną z gangu Olsena, nieudacznikami czy wszelkimi fajtłapami, którzy raczej w bezobjawowy sposób zwykli korzystać z szarych komórek. Miłośnicy tego typu humoru mogą się czuć usatysfakcjonowani.

Michorzewski jako baczny obserwator potrafi wychwycić z otaczającej go rzeczywistości fakty warte upamiętnienia w jego twórczości, a skalując natężenie tych życiowych dziwolągów, wpasowuje je w ciąg zdarzeń przybierający kształt cudacznej historii, w której gamoń próbuje oszukać cwaniaka. W efekcie podpatrywań rzeczywistości znajdujemy we „Wspulnikach” niemało odniesień do zjawisk społecznych.

„Wspulnicy” Michorzewskiego nie ubawili mnie do łez, nie bolał mnie brzuch od śmiechu, gdy jednak poddałam się przyjętej przez autora konwencji komedii kryminalnej o zrębach absurdu, to momentami chichotałam i z zaciekawieniem wypatrywałam finału, żeby móc się przekonać, w jaki sposób autor poprowadzi narrację, by na zakończenie wilk był syty i owca cała.

18/06/2020

Elisa Puricelli Guerra "Orzechowa czarownica" z Wydawnictwa Akapit Press

Pod konarem rozległego, ale uschniętego drzewa siedzi rudowłosa dziewczyna i chłopak z kapturem nasuniętym na glowę. Książka sfotografowana na tle kwitnącego krzewu.
Elisa Puricelli Guerra "Orzechowa czarownica"/
Wydawnictwo Akapit Press

Czasami sięgam po… literaturę młodzieżową. Po co? Bo w ten sposób odpoczywam i przypominam sobie dawne, coraz odleglejsze, czasy. Elisa Puricelli Guerra główną bohaterką „Orzechowej czarownicy” uczyniła 13-letnią Hazel, sierotę, która przechodząc jak rzecz z jednej rodziny zastępczej do drugiej, czuje się samotna i niekochana. Jej ostatni opiekun to zamożny architekt z Londynu, który wciąż przebywa poza domem i dziewczyna nawet nie zdążyła go poznać, a pod jego nieobecność pieczę nad nią sprawuje oschła sekretarka. Ogromny dom sprawia wrażenie zimnego i odpychającego gmachu z pozamykanymi pokojami. Społeczność szkolna też nie reaguje nazbyt przyjaźnie na pojawienie się Hazel. W sumie gorzej być nie może. W szkole jest jeszcze jeden swoisty dziwak, chłopak w wiecznie naciągniętym na głowę kapturze i z nosem w książkach. Początkowo zdaje się nie reagować na obecność dziewczyny, z czasem Colin i Hazel będą rozwiązywać zagadkę tajemniczego, zamkniętego na cztery spusty, ogrodu.

Nie pierwszy i nie ostatni to raz, gdy konstrukcja książki opiera się na tandemie „dziewczyna i chłopak”. Na dodatek tandemie o osobliwie odmiennych cechach. Ona spontaniczna, otwarta i bezpośrednia, z emocjami i sercem na dłoni. On raczej skryty, pasjonat matematyki, przekonany, że nauka na wszystko może znaleźć rozwiązanie, jednak okazuje się, że uczuć nie da się sprowadzić do równania matematycznego, choćby nawet najbardziej skomplikowanego. Ona szuka odpowiedzi na pytanie, co kryje w sobie tajemniczy ogród, on próbuje się dowiedzieć, co było przed Wielkim Wybuchem. I – o dziwo – mimo że to dość różne dziedziny zainteresowań, okazuje się, że można połączyć siły i wspólnie odkrywać nieznane. W „Orzechowej czarownicy” pojawia się całe mnóstwo pytań, wątpliwości i dylematów, autorka prowadzi bohaterów przez nowe dla nich obszary, odkrywają siebie samych, siebie nawzajem i innych, po prostu poznają świat. Poszukiwanie, poznawanie i odkrywanie jest motywem przewodnim powieści. Znajdziemy tu nie tylko wątek szukania klucza do ogrodu, lecz także kwestię poszukiwania przyjaciół, doznawania nowych, nieznanych dotychczas uczuć i emocji, zaufania, odwagi, poczucia przynależności, troski o bliskich i wyzbycia się egoizmu, radzenia sobie z zagrożeniem i wrogiem, przełamywania słabości. To zaledwie przykładowe tematy, które pojawią się w „Orzechowej czarownicy”. Dzięki temu, że mamy dwójkę bohaterów, autorka pokazuje, zróżnicowane podejścia do tej samej sprawy, bo przecież choć oboje outsiderzy, choć oboje wyjątkowi, choć oboje z głębokim poczuciem odmienności, to jednak różni w swych zapatrywaniach i odczuciach. Autorka nie moralizuje, a stawiając pytania (i umiejętnie podsuwając wskazówki), pozwala Hazel i Colinowi samodzielnie szukać na nie odpowiedzi, pozwala im popełniać błędy, pozwala się wspierać i przekraczać granice. To chyba lepszy sposób na poznawanie świata przez nastolatków niż system nakazów i zakazów? Jak widzisz, drogi rodzicu, gdy Twoje dziecko sięgnie po „Orzechową czarownicę”, i Ty, i ono możecie się czuć bezpiecznie, bo znajdzie tu ono wartościową historię inspirującą do własnych przemyśleń i wartości godne naśladowania.

Dla urozmaicenia autorka zastosowała też znany i sprawdzony sposób przenoszenia się w czasie. Czytelnicy kojarzą go choćby z „Wehikułu czasu” H. G. Wellsa (o czym mowa wprost w „Orzechowej czarownicy") czy serii filmów przygodowych pt. „Powrót do przyszłości” w reżyserii Roberta Zemeckisa. Tu podobnie Elisa Puricelli Guerra połączyła na potrzeby opowieści elementy fantastyczne, naukowe i przygodowe, czyli składniki, które zmiksowane w odpowiednich proporcjach, przynoszą profity w postaci ekscytującej fabuły.

Hazel i Colin to przeciwieństwa, każde z nich ma inną naturę, każde z nich ma odmienny charakter, inną przeszłość i inaczej patrzy na świat. Ona ma odwagę być inna, on nieśmiało chowa się za fasadą nauki. Ona jemu pomaga wydostać się z kokonu i przełamać tłamszone w sobie inwazyjne emocje, on jej pomaga przybliżyć racjonalną postać zjawisk. Choć nie mogą zmienić przeszłości, mogą się starać kształtować teraźniejszość. Odkrywając stopniowo tajemnice świata i tajemnice człowieka dowiadują się, że nie wszystko jest fantazją, ale też nie wszystko da się wyjaśnić nauką. Taką wciąż niezbadaną sferą pozostaje człowiek ze swoimi pragnieniami, marzeniami i uczuciami. W „Orzechowej czarownicy” nie ma odpowiedzi na wszystkie pytania i właśnie dlatego jej treść może się okazać tak atrakcyjna dla młodzieży.

Za egzemplarz książki pt. „Orzechowa czarownica” dziękuję Wydawnictwu Akapit Press.



17/06/2020

W dniu premiery recenzja książki Katarzyny Janus pt. "Wszystko jest możliwe" z Wydawnictwa FILIA

Książka Katarzyny Janus pt. "Wszystko jest możliwe" leży na stole obok tacy z imbrykiem i filiżankami oraz kapelusza; w tle ogród w słońcu
Katarzyna Janus "Wszystko jest możliwe"
Wydawnictwo FILIA

        Chcecie bajkę? Oto bajka… Za siedmioma górami, za siedmioma lasami… czyli w przepięknych Karkonoszach dzieje się akcja ostatniej powieści Katarzyny Janus pt. „Wszystko jest możliwe”. To już moje trzecie spotkanie literackie z autorką (ależ te książki lecą, chciałoby się parafrazować powiedzenie!) Zaczynałam od „Nigdy nie jest za późno” (to była bodajże debiutancka powieść), potem „Sacrum et profanum”, a teraz przyszedł czas na „Wszystko jest możliwe”.

            Alicja, młoda kobieta po zawodzie miłosnym i lekarka pozbawiona prawa wykonywania zawodu, przenosi się w Karkonosze. Tam, z dala od wielkiego świata, próbuje odzyskać równowagę. Wykonuje niewymagającą pracę w restauracji, wynajmuje niewielki domek z malowniczym widokiem na góry, chwyta ulotne chwile i delektuje się pięknem krajobrazów, starając się raczej nie wymagać od życia niczego nadzwyczajnego. Ona od życia może i nie oczekuje wiele, ale życie od niej i owszem. Tyle na początek.

            „Wszystko jest możliwe” zawiera większość typowych dla Katarzyny Janus, jako autorki, znaków szczególnych. Jest dbałość o estetykę, jest interesujące miejsce – Karkonosze (a niech tam, zdradzę to i owo, gdy powiem, że jest też Paryż), jest miłość, są komplikacje i jest szczęśliwe zakończenie oraz pochłaniająca narracja. Czy to więc oznacza, że nie znajdziemy tu nic nowego? Bynajmniej, Duszki-Poczytuszki. Bo diabeł lub atrakcje tkwią w szczegółach historii i losów bohaterów.

            Janus specjalizuje się w beletrystyce. Każda z jej książek, które do tej pory przeczytałam, jest bajką dla dorosłych. A ja lubię bajki, lubię przyjemne opowieści, lubię, gdy dobro pokonuje zło i wszystko znajduje szczęśliwy finał. Janus pisze w ujmujący sposób, bo czytelnik rozpływa się w jej narracji jak czekolada na słońcu. (Ja akurat leżakowałam w cieniu ogrodu i też podjadałam, choć może niekoniecznie czekoladę w taki gorąc.) We „Wszystko jest możliwe” autorka oferuje nam miłość, szczęście i bezpieczeństwo – a któraż kobieta tego nie doceni? Bo gdy wokół kłopoty, pandemia i z mozołem pchamy życie wciąż pod górkę, to czyż nie jest miło nacieszyć duszę i serce przyjemną chwilą? A taka właśnie jest chwila z książką Janus. Tu nawet nieszczęście, pech i zły los nie smakują jak niepowodzenie. Przeważa optymizm i górę biorą wszelkie pozytywne perypetie, do tego nie zawadzi odrobina przekory głównej bohaterki i od czasu do czasu kąsek humoru. Nic więc dziwnego, że tak łatwo zatapiamy się w fabułę, grzejąc zziębnięte dłonie przy kubku aromatycznej herbaty w blasku płomieni kominka. A gdy w Paryżu towarzyszy nam opiekuńczy mężczyzna o wyglądzie ideału, który podczas namiętnych nocy obdarza nas czułą rozkoszą (a wcześniej rycersko ratuje z tarapatów), z niesłychaną  wręcz łatwością wyobrażamy sobie siebie w roli głównej i raz po raz wzdychamy, przymykając z błogości powieki. Janus pisze zwyczajnie ku pokrzepieniu niewieścich serc, serc spragnionych pieszczoty, dotyku, dobrego słowa i szczęścia w miłości. Tylko tyle i aż tyle. A że czasami jest nieco sentymentalnie, a że wątek prawniczy wymagałby korekty, by go dostosować do realiów, kto to wychwyci, skoro historia tak pięknie się układa w całość i unosi nas do lepszego świata, świata, w którym wszystko jest możliwe.

O czym jeszcze warto napomknąć? O tym, że Janus bohaterką uczyniła kobietę, która nie docenia tego, kim jest naprawdę, kobietę po przejściach, którą odrzucił ukochany i która, straciła to, bez czego – wydawałoby się – nie będzie mogła żyć, czyli bez możliwości wykonywania wymarzonej pracy, bo wykluczoną karnie z zawodu. A jednak okazuje się, że drzemie w niej moc i możliwości, o jakie by siebie nie podejrzewała, jest silna i wyjątkowa. Czy to więc nie każda z nas mogłaby odnaleźć w Alicji kawałek swojej historii? A skoro jej udaje się znaleźć szczęście i miłość, dlaczego nie miałoby się to udać nam, mnie, tobie? Bo przecież w życiu wszystko jest możliwe, a na dodatek w historii Katarzyny Janus bohaterowie żyją długo i szczęśliwie…

Za egzemplarz książki pt. „Wszystko jest możliwe” dziękuję autorce i Wydawnictwu FILIA.