17/06/2020

W dniu premiery recenzja książki Katarzyny Janus pt. "Wszystko jest możliwe" z Wydawnictwa FILIA

Książka Katarzyny Janus pt. "Wszystko jest możliwe" leży na stole obok tacy z imbrykiem i filiżankami oraz kapelusza; w tle ogród w słońcu
Katarzyna Janus "Wszystko jest możliwe"
Wydawnictwo FILIA

        Chcecie bajkę? Oto bajka… Za siedmioma górami, za siedmioma lasami… czyli w przepięknych Karkonoszach dzieje się akcja ostatniej powieści Katarzyny Janus pt. „Wszystko jest możliwe”. To już moje trzecie spotkanie literackie z autorką (ależ te książki lecą, chciałoby się parafrazować powiedzenie!) Zaczynałam od „Nigdy nie jest za późno” (to była bodajże debiutancka powieść), potem „Sacrum et profanum”, a teraz przyszedł czas na „Wszystko jest możliwe”.

            Alicja, młoda kobieta po zawodzie miłosnym i lekarka pozbawiona prawa wykonywania zawodu, przenosi się w Karkonosze. Tam, z dala od wielkiego świata, próbuje odzyskać równowagę. Wykonuje niewymagającą pracę w restauracji, wynajmuje niewielki domek z malowniczym widokiem na góry, chwyta ulotne chwile i delektuje się pięknem krajobrazów, starając się raczej nie wymagać od życia niczego nadzwyczajnego. Ona od życia może i nie oczekuje wiele, ale życie od niej i owszem. Tyle na początek.

            „Wszystko jest możliwe” zawiera większość typowych dla Katarzyny Janus, jako autorki, znaków szczególnych. Jest dbałość o estetykę, jest interesujące miejsce – Karkonosze (a niech tam, zdradzę to i owo, gdy powiem, że jest też Paryż), jest miłość, są komplikacje i jest szczęśliwe zakończenie oraz pochłaniająca narracja. Czy to więc oznacza, że nie znajdziemy tu nic nowego? Bynajmniej, Duszki-Poczytuszki. Bo diabeł lub atrakcje tkwią w szczegółach historii i losów bohaterów.

            Janus specjalizuje się w beletrystyce. Każda z jej książek, które do tej pory przeczytałam, jest bajką dla dorosłych. A ja lubię bajki, lubię przyjemne opowieści, lubię, gdy dobro pokonuje zło i wszystko znajduje szczęśliwy finał. Janus pisze w ujmujący sposób, bo czytelnik rozpływa się w jej narracji jak czekolada na słońcu. (Ja akurat leżakowałam w cieniu ogrodu i też podjadałam, choć może niekoniecznie czekoladę w taki gorąc.) We „Wszystko jest możliwe” autorka oferuje nam miłość, szczęście i bezpieczeństwo – a któraż kobieta tego nie doceni? Bo gdy wokół kłopoty, pandemia i z mozołem pchamy życie wciąż pod górkę, to czyż nie jest miło nacieszyć duszę i serce przyjemną chwilą? A taka właśnie jest chwila z książką Janus. Tu nawet nieszczęście, pech i zły los nie smakują jak niepowodzenie. Przeważa optymizm i górę biorą wszelkie pozytywne perypetie, do tego nie zawadzi odrobina przekory głównej bohaterki i od czasu do czasu kąsek humoru. Nic więc dziwnego, że tak łatwo zatapiamy się w fabułę, grzejąc zziębnięte dłonie przy kubku aromatycznej herbaty w blasku płomieni kominka. A gdy w Paryżu towarzyszy nam opiekuńczy mężczyzna o wyglądzie ideału, który podczas namiętnych nocy obdarza nas czułą rozkoszą (a wcześniej rycersko ratuje z tarapatów), z niesłychaną  wręcz łatwością wyobrażamy sobie siebie w roli głównej i raz po raz wzdychamy, przymykając z błogości powieki. Janus pisze zwyczajnie ku pokrzepieniu niewieścich serc, serc spragnionych pieszczoty, dotyku, dobrego słowa i szczęścia w miłości. Tylko tyle i aż tyle. A że czasami jest nieco sentymentalnie, a że wątek prawniczy wymagałby korekty, by go dostosować do realiów, kto to wychwyci, skoro historia tak pięknie się układa w całość i unosi nas do lepszego świata, świata, w którym wszystko jest możliwe.

O czym jeszcze warto napomknąć? O tym, że Janus bohaterką uczyniła kobietę, która nie docenia tego, kim jest naprawdę, kobietę po przejściach, którą odrzucił ukochany i która, straciła to, bez czego – wydawałoby się – nie będzie mogła żyć, czyli bez możliwości wykonywania wymarzonej pracy, bo wykluczoną karnie z zawodu. A jednak okazuje się, że drzemie w niej moc i możliwości, o jakie by siebie nie podejrzewała, jest silna i wyjątkowa. Czy to więc nie każda z nas mogłaby odnaleźć w Alicji kawałek swojej historii? A skoro jej udaje się znaleźć szczęście i miłość, dlaczego nie miałoby się to udać nam, mnie, tobie? Bo przecież w życiu wszystko jest możliwe, a na dodatek w historii Katarzyny Janus bohaterowie żyją długo i szczęśliwie…

Za egzemplarz książki pt. „Wszystko jest możliwe” dziękuję autorce i Wydawnictwu FILIA.



02/06/2020

ZAPOWIEDŹ - Eliza Segiet "Zmyślenia" z Wydawnictwa Psychoskok

„Zmyślenia” to zbiór opowiadań, w których Eliza Segiet przygląda się ludziom i współczesnemu światu. W krótkich formach przedstawione zostały rozmaite formy wykluczenia – od samoodrzucenia poprzez społeczną alienację.

Obraz do góry nogami przedstawia dmuchawce na tle łąki.
Eliza Segiet "Zmyślenia" -
Wydawnictwo Psychoskok


Autorka portretuje współczesnych ludzi, którzy muszą nieustannie zmagać się ze sobą. Każdy z bohaterów opowiadań jest na swój sposób nieszczęśliwy, niespełniony. Wszyscy odczuwają potrzeby i pragnienia, które nawet ich samych zaskakują. Nie mogą poradzić sobie z zaakceptowaniem własnej tożsamości, z modelem życia, jaki wiodą czy z relacji, w jakie zostali uwikłani. Tu nikt nie czuje się dobrze, nikt nie jest do końca sobą. Segiet w dość swobodnym stylu zwraca uwagę na palące problemy dzisiejszego świata – przede wszystkim na kwestię nietolerancji, wzajemnego niezrozumienia i powielania krzywdzących stereotypów.

Przewidywana data premiery: 15 czerwca 2020 r.

Wydawca: PSYCHOSKOK

Kategoria: zbiór opowiadań

IBSN: 978-83-8119-680-2

EAN: 978-83-8119-680-2

Ilość stron: 110

Format: 148 x 210

Oprawa miękka

Prognozowana cena detaliczna: 19,90 zł

01/06/2020

Jerzy Pilch "Inne rozkosze" z Wydawnictwa Wielka Litera

Na czanrym tle postać kobiety ubrana w białą sukienkę stoi bokiem do patrzącego i
Jerzy Pilch "Inne rozkosze"
z Wydawnictwa Wielka Litera

Nie, to nie będzie recenzja. Tym razem tylko kilka refleksji. Onegdaj zmarł Jerzy Pilch. Tyle lat już chodzę po tym świecie, ale śmierci zawsze się dziwię. Że za wcześnie. Że nie teraz. Że po co? Że jak? Nie inaczej było i tym razem. Dlatego piątkowy wieczór przesiedziałam przed telewizorem – co coraz rzadziej mi się zdarza – i słuchałam… i oglądałam… Potem sama wspominałam, robiłam przegląd wrażeń, jakie ten autor mi zafundował, głównie w poruszającej powieści „Pod Mocnym Aniołem”. A dzień później, by wzmocnić i przedłużyć siłę przeżyć, dosłownie połknęłam „Inne rozkosze”. Te akurat podrzucił mi Duch Gór, pochodzący może niekoniecznie z okolic Wisły, ale blisko.

Pilch w „Innych rozkoszach” czarował mnie historią Pawła Kohoutka. I jak to w Pilcha zwyczaju bywa, nie tylko o głównego bohatera tu chodziło. Ale rzekłam już, że to nie będzie recenzja, więc powiem tylko, że w „Innych rozkoszach” stylistyka autora wyziera z każdego akapitu, z każdego zdania, z każdej przerwy między wierszami. My, starzy pilchożercy, będziemy się tym zjawiskiem delektować, przerzucać stronice i kiwając głowami, myśleć: „Tak, tak, ależ doskonale to powiedział.” albo „Ach, ten Pilch!”, co będzie oznaczało absolutny wyraz uznania dla jego kunsztu pisarskiego. Jeszcze tylko w związku z książką dodam, że nazwisko bohatera Pawła Kohoutka nieodmiennie przywodziło mi na myśl czeskiego autora Pavla Kohouta, który w „Kacicy” czaruje humorem, czarnym wprawdzie, ale gorąco polecam Wam tę książkę. Jestem przekonana, że nie przejdziecie wobec niej obojętnie.

No, tak, obojętność. Dla twórcy obojętność jest gorsza niż krytyka zoila. Bo krytyka – nawet niepochlebna – zapewnia istnienie w obiegu marketingowym. A obojętność to śmierć literacka. Są tacy pisarze, wobec twórczości których nie sposób przejść obojętnie. Ze współczesnych wymienię choćby Wiesława Myśliwskiego, Olgę Tokarczuk czy Wojciecha Kuczoka i… bezapelacyjnie Jerzego Pilcha. Można ich lubić, można ich nie lubić, ale własnego stylu, osobowości i indywidualizmu nie można im zarzucić. Nie można im zarzucić także i tego, że ich proza nie inspiruje do refleksji, nie pokazuje innego świata. Zwyczajnie mając coś do powiedzenia, wyrażają swój pogląd w sposób, który zastanawia, w sposób, który angażuje czytelnika intelektualnie, drąży jego umysł. Czasami wątki powracają niczym niezapowiedziane w sytuacjach co najmniej nieoczekiwanych. Otwierasz nagle ze zdumienia oczy i mówisz „Eureka!” – właśnie o tym czytam lub czytałem. W ich twórczości znajdujesz kawałek siebie i to dodaje Ci otuchy, że nie jesteś sam w tym, co myślisz lub czujesz, lub nawet czego potrzebujesz. Oni też odkrywają przed tobą to, co zupełnie nowe, co pierwsze rodzi się w fantazji, albo też to, co inne i przez to absorbuje ciekawość, dlatego podglądasz całkiem nawet chciwie z czytelniczej perspektywy, ciesząc się, że nikt nie złapie cię na gorącym uczynku. A jeśli już, to co najwyżej będzie to uczynek czytelniczy, z którego możesz być dumny, lecz nie podglądacza, z którego musiałbyś się, płoniąc przy tym jak róża, tłumaczyć.

Powiecie, że Pilch odszedł, bo przecież taka kolej rzeczy i cieszmy się, że zostawił po sobie tyle materiału. Być może teraz krótkotrwale nawet wzrośnie zainteresowanie jego twórczością. Ot, takie czasy, taka moda. Sama przecież sięgnęłam po Pilcha. To prawda. Sporo po sobie zostawił. Ale ile jeszcze mógłby nam powiedzieć, gdyby żył? Myślę sobie, że w jednej kwestii natura nie jest idealna. Odbierając nam życie (mam tu na myśli ciało, bo Pilch jako protestant zapewne wierzył, iż duch nie umiera), nie powinna pozbawiać możliwości twórczych na tamtym świecie. Takie życie twórcze mogłoby się odbywać z zaświatów. Siedziałby sobie Jerzy przy stoliku, obserwował, nasłuchiwał, wypatrywał ziemskich wydarzeń, a potem siadałby i tworzył dla nas kolejny felieton, który następnie pocztą anielską docierałby na ziemski padół. Oj, czy wiara protestancka dopuszcza aby istnienie aniołów? W religijnych potyczkach nie jestem mocna. Niech więc byłby to popularny Messenger, bo faks to już mocno przeżyty środek komunikacji. O, albo aktualna kobieta Pilcha (my, starzy pilchofani, wiemy, o co chodzi) mogłaby pełnić rolę posłanniczki-pośredniczki. Zresztą to są już technikalia. Czyż taka wizja nie byłaby piękna? I z korzyścią dla wielu, bo talent by się nie marnował, a zgodnie z protestanckim podejściem marnotrawienie zasobów nie cieszy się akceptacją Najwyższego.

Pilch należy wg mnie do tego typu autorów, których się czyta niezależnie od tego, co mają do powiedzenia. Po prostu chce się wiedzieć, jak Pilch ma do powiedzenia. Po prostu czyta się go dla samej jego stylistyki.