20/10/2020

Joanna Gierak-Onoszko "27 śmierci Toby'ego Obeda" z Wydawnictwa Dowody na Istnienie

Elektroniczny czytnik książek wyświetla okładkę książki Joanny Gierak-Onoszko pt. "27 śmierci Toby'ego Obeda", obok maskotka "Czytam duszkiem" z liściem klonu.
Joanna Gierak-Onoszko
"27 śmierci Toby'ego Obeda"/
Wydawnictwo Dowody na Istnienie


Kojarzycie smak słodkiego syropu klonowego? To kanadyjski rarytas. Kojarzycie piękne kolory drzew jesienią nad Rzeką Św. Wawrzyńca? To kanadyjski pejzaż jak z bajki. A kojarzycie, że w Kanadzie w imię Boga i prawa wydzierano dzieci rodzicom i umieszczano w tzw. „szkołach” z internatem, gdzie były głodzone, bite, wykorzystywane i molestowane, czyli nabierały cywilizacyjnej ogłady?

„27 śmierci Toby’ego Obeda” Joanny Gierak-Onoszko pokazuje drugą twarz Kraju Klonowego Liścia, surową i bez retuszu. Tytułowy Toby to jeden z ocaleńców, jak siebie określają osoby, które przeżyły pobyt w „szkole” z internatem. Zabrano go rodzicom, gdy miał zaledwie 4 latka, wówczas umarł po raz pierwszy. Toby urodził się jako Inuk, ale „dzikusa Północy” próbowano ukształtować na wzór i podobieństwo ułożonych cywilizowanych katolików, w efekcie po latach „szkolnego” formatowania nauczył się tylko jednej, ale niezwykle przydatnej umiejętności, że aby żyć, trzeba zacięcie walczyć, więc na razie żadna z kolejnych śmierci, która odważyła się po niego sięgnąć, nie pokonała go na tym świecie.

Historia Toby’ego jest zaledwie kroplą w morzu przetrąconych losów dzieci rdzennych mieszkańców Kanady. Nie pamiętają rodziców, nie wiedzą, co to znaczy czułość, nie mają wspomnień z dzieciństwa, kiedy przytulali się do mamy czy trzymali szorstką dłoń taty. Mają za to problemy z osobowością, przystosowaniem społecznym, mają traumatyczne sny, w których powracają koszmary z internatu, gdzie ich bito, głodzono, dręczono, gwałcono. Nie wiedzą, kim są, bo odarto ich z własnego ja, różańcem wybito tożsamość, siłą wyrugowano ze społeczności. Robiono to dekadami, systemowo, zgodnie z prawem. Dlaczego? Ponoć takie były czasy…

            Gierak-Onoszko przedstawiła historie kilkunastu ocaleńców, pokazała drogę każdego z nich, opowiedziała indywidualny los. Ale te historie nie są zawieszone w próżni, bowiem autorka nakreśliła również tło historyczne, zebrała przemiany, jakim podlegał kraj, jak kształtował się system, który tak bezlitośnie kaleczył dziecięce serca. Dała też czytelnikowi obraz Kanady tu i teraz, która stara się naprawiać wyrządzone krzywdy. Ostatnia placówka z internatem zamknęła swe podwoje zaledwie w 1996 r., a przez tryby systemu przeszło ok. 150 tys. dzieci. Obraz jest więc szeroki, choć by był kompletny, brakuje tylko przyszłości. Jednak tej nie zna obecnie nikt, bo nikt nie wie, jak kiedy i czy w ogóle uda się zrekompensować stracone dzieciństwo i utraconą godność. Droga do pojednania jest żmudna, ale najważniejsze, że Kanadyjczycy wiedzą, co się działo z dziećmi rdzennych mieszkańców i starają się przepracować niechlubne fakty, by w przyszłości nie popełnić podobnych błędów.

Kanadyjczycy oswajali się z wiedzą o internatach powoli. Pierwsze informacje pojawiły się po wojnie. Wkrótce jednak temat zanikł, topniał jak śnieg w Jukonie, by po latach uderzyć w słowach znanego polityka Phila Fontaine’a, który dokonał swoistego coming outu, wyznając publicznie, że on także jako dziecko internatu był tam molestowany seksualnie, a później „wykorzystywany (…) sam wykorzystuje, a maltretowany maltretuje”*). Tak oto ofiara staje się katem. Jego szept był najdonośniejszym głosem w sprawie szkół z internatem. Po nim ruszyła lawina nie mniej poruszających wyznań. Kanadyjczycy co rusz łykali gorzki wstyd i pochylali głowy w pokorze, a Raport Komisji Prawdy i Pojednania, który kompleksowo obnażył masowość i intensywność zjawiska, powalił ich narodową dumę na kolana. Świeckim urzędnikom w przeciwieństwie do kościelnych hierarchów łatwiej przyszło uporać się z fałszywym przekonaniem, że aby zachować twarz, lepiej milczeć. Justin Trudeau, premier Kanady, prosił o wybaczenie, ale do tej pory nie padło słowo „przepraszam” wypowiedziane przez papieża. A przeważająca większość internatów prowadzona była przez Kościół. Stwierdzenie, że sumienie się miewa, nabiera w tym kontekście aktualności, mimo że ta kategoria moralna nie odnosi się do organizacji. Choć zaistniała sytuacja udowadnia, że do ludzi też nie zawsze.

Gierak-Onoszko zebrała w swojej książce fakty, przeprowadziła czytelnika przez indywidualne cierpienie, przez tłumioną latami gorycz, poranione nadzieje i podejmowane próby porozumienia. Ciężar tych informacji jest przytłaczający. Autorka wprawdzie zwykle krótką wzmianką zapowiada nadchodzącą tragedię, więc co do zasady odbiorca nie powinien czuć się zaskoczony tym, czego za chwilę stanie się świadkiem, tymczasem każdy kolejny rozdział spada na niego jak głaz i gruchocze mu świadomość. Bo na ten rozmiar tragedii nie można się przygotować. Nie można się z nią oswoić. Nie można się przyzwyczaić.

Czytającego tu i ocaleńca tam, choć rozdzielonych latami czasu, przestrzenią oceanu i w różnych domach, zaczyna podczas lektury łączyć most zbudowany z piekących cierni. Przeżycie, gdy czytelnik z drgającymi ramionami i dławiącymi łzami pochyla się nad dziecięcą krzywdą, sam zapadając się do dna bezradności, daje poczucie jednoczenia się w rozpaczy i współdzielenia ogromu niesprawiedliwości. Gdy czyta, jak już dorosły ocaleniec nadal sam umniejsza swoje nieszczęście i usprawiedliwia oprawcę, mówiąc, że bicie trwało przecież krótko, nie bardzo bolało albo zdarzało się tylko czasami, wciąż nie potrafi zrozumieć rozmiaru wyrządzonego zła, które do tej pory przynosi zatrute owoce. „Bili nas z dużą troską.”*) – powie jeden z ocalonych, przywołując wspomnienia dotyczące zadziwiająco skutecznego narzędzia w postaci zwykłej linijki uderzającej krawędzią: „(…) na dziecięcych dłoniach skóra szybko pękała. Zakrwawiona linijka świszczała, a po chwili przecinała powłoki kolejnego dziecka (…)”*) To jeden z łagodniejszych opisów.

Gierak-Onoszko przedstawiła wykorzystanie fizyczne, seksualne, kulturowe, duchowe, emocjonalne i… zostawiła je bez komentarza. Ten brak dygresji, dopełnienia w postaci oceny jest charakterystyczny dla autorki, która precyzyjnie oszczędna w stylu skupia się aż do rdzenia słowa na sile przekazu. Podobnie dzieje się, gdy przedstawia obecne działania Kanady i to, w jaki sposób jej mieszkańcy odrabiają zaległą lekcję wrażliwości, próbując zniwelować podziały. W pierwszej kolejności zaczynają od słów, czyli unikają języka, który rani i stygmatyzuje. Wypełniają braki, zasypują luki w relacjach, choć nie oznacza to, iż nie zdarzają się potknięcia, bo przecież nie każdy chce żyć własną, a co dopiero cudzą traumą dzieciństwa. Najważniejsze, że nie odwracają wzroku, że nie unikają faktów, że chcą zmierzyć się z niewygodną dla nich, ale jednak prawdą.

W „27 śmierciach Toby’ego Obeda” Joanny Gierak-Onoszko czytelnik pozostawiony jest twarzą w twarz z nagimi faktami. Stoi przed nimi jak niewinne dziecko wznosząc ufnie oczy na opiekuna w internacie. Pierwsze, co czuje, to niedowierzanie, że to działo się naprawdę. Zaraz przychodzą do głowy skojarzenia z Holokaustem. Jak to? – pyta. – Ta zagłada niczego nas nie nauczyła? Kanada – kraj mlekiem i syropem klonowym płynący, tolerancyjny, otwarty, z jednym z najwyższych indeksów komfortu życia stworzył mechanizmy pozwalające krzywdzić dzieci, umożliwiające destrukcję całych rodzin, wymazywanie kultur? Ile wytrzyma serce czytelnika przy tej lekturze? Mimo bólu powinno dać od siebie jak najwięcej, by zapamiętać, że są granice, których przekraczać nie wolno, zwłaszcza tym, którzy powinni opiekować się bezbronnymi, o nich dbać i ich chronić. Mimo bólu powinno dać od siebie jak najwięcej, by zapamiętać, kim są ci, którzy odważyli się pokonać strach i przekroczyli niebezpieczną linię wypartych wspomnień. Mimo bólu powinno dać od siebie jak najwięcej, by mieć świadomość, że Inuk znaczy człowiek i to brzmi dumnie.

            Za elektroniczny egzemplarz książki Joanny Gierak-Onoszko pt. „27 śmierci Toby’ego Obeda” dziękuję Wydawnictwu Dowody na Istnienie.

*) Joanna Gierak-Onoszko „27 śmierci Toby’ego Obeda”


19/10/2020

Eliza Veinard "Dom z ogrodem tanio sprzedam. Świąteczne porządki Genevieve Hibou" z serii "Komisarz Serge Olovski" z Wydawnictwa Oficynka

Książka Elizy Veinard "Dom z ogrodem tanio sprzedam. Świąteczne porządki Genevieve Hibou" z serii "Komisarz Serge Olovski" stoi obok maskotki "Czytam duszkiem". Wszystko jest owinęte zielonymi gałązkami pnących się kwiatów.
Eliza Veinard "Dom z ogrodem tanio sprzedam.
Świąteczne porządki Genevieve Hibou"
z serii "Komisarz Serge Olovski"/
Wydawnictwo Oficynka


Od początku dałam się wciągnąć w pułapkę. Patrząc na okładkę, nie bardzo wiedziałam, co jest tytułem, a co podtytułem, dopiero opis wydawcy podpowiedział, że to cykl opowieści o komisarzu Sergu Olovskim. Cykl opowieści podświadomie odebrałam jako powieść, bo nigdzie nie zostało wskazane inaczej, tymczasem książka zawiera dwa opowiadania: krótsze pt. „Dom z ogrodem tanio sprzedam” i dłuższe zatytułowane „Świąteczne porządki Genevieve Hibou”. Opowiadania łączy miejsce akcji – La Ferte, malownicze i senne pikardyjskie miasteczko, oraz główne postaci: wspomniany wcześniej komisarz oraz Ewa Wolny – Polka mieszkająca we Francji, która towarzyszy Olovskiemu przy rozwiązywaniu zagadek kryminalnych.

            Veinard zdecydowała się przedstawić Francję w nieco chłodniejszej tonacji, niż zwykło się ją sobie wyobrażać, bowiem akcja dzieje się podczas deszczowych i mroźnych miesięcy. Pikardia jest wówczas rozdeszczona, z ciężkimi chmurami nad głową i poszarpana wietrznymi gonitwami, czyli zwyczajnie nieprzyjazna pogodowo. Ponadto Veinard chłód francuskiej jesieni i ziąb zimowych dni wprowadziła też do wnętrz, bo kominki, przy których próbują ogrzać się bohaterowie, często nie dają wystarczająco ciepła, więc i Olovski, i Wolny wspomagają się rozmaitymi (nie tylko) francuskimi trunkami. Słotna aura potęguje tylko ospałą atmosferę panującą w miasteczku zamieszkałym głównie przez zamożnych starszych ludzi. Obserwujemy więc, jak emeryt Olovski drepcze wolniutko na trasie dom – Intermarche, a ponieważ w drodze powrotnej tej maratońskiej eskapady zaczyna mu doskwierać kolano, więc godnego odpoczynku zażywa przy kieliszku wina. Bo i też do czego się tu spieszyć? Obserwujemy i słuchamy, jak postępują prace budowlane w ogrodzie sąsiadki. Słuchamy, bo budowlańcy będąc miłośnikami nostalgicznej stacji radiowej, pozwalają wszem i wobec cieszyć się jej donośnymi muzycznymi wdziękami.

            Staruszek Olovski został zarysowany wyraźniej niż pozostałe książkowe postaci. Veinard odsłoniła nieco jego życia prywatnego i kariery zawodowej, jednak najpocieszniejsze wydają się dziwactwa ekspolicjanta, jak codzienny monitoring sąsiedzki prowadzony z miejsca, gdzie sam „Król Słońce” piechotą chadzał czy oryginalne zwyczaje modowe. Komisarz, choć w niektórych momentach rozbrajająco nieporadny, to mimo wieku wciąż z niezmącenie krystaliczną dedukcją podchodzi do analizy faktów, w czym pomocą służy mu Ewa Wolny, a właściwie rozmowy z nią. Te autorka przystroiła nieporozumieniami językowymi (bo francuski i polski wykazują jednak więcej różnic niż podobieństw) i barwnymi ripostami. Ponieważ Ewa wykonuje prace domowe dla miejscowych, gdzie zwykle jako gosposia usłyszy to i owo, więc jest chodzącym sezamem ploteczek, z których szczodrze czerpie komisarz, by po umiejętnym odsianiu ziarna od plew dojść do trafnych konkluzji.  

Jak widzicie, akcja może nie galopuje, nie ma w niej ekstremalnych wybuchów i skrajnych zwrotów, ale autorka potrafi zainteresować. Tu rzuci drobnym szczególikiem kryminalnym, tam wystylizuje wnętrze porcelaną z Limoges czy też żartobliwie podanym faktem, przez co uzyskuje efekt fabuły nieprzeładowanej nadmiarem zdarzeń, wśród których czytelnik mógłby się pogubić. Również sceny płynnie się przeplatają, dając wrażenie urozmaicenia. Dodatkowo oba opowiadania różnią się schematem konstrukcyjnym. Podczas gdy w pierwszej historii denat pojawia się już na samym początku, to w drugiej autorka zwleka z dokonaniem kryminalnego procederu, a my zdajemy się zastanawiać, z której szafy i kiedy trup wychynie.

            „Dom z ogrodem tanio sprzedam. Świąteczne porządki Genevieve Hibou” Elizy Veinard to całkiem sprawnie poprowadzone krótkie formy literackie, które wyróżnia przystępna stylistyka z humorystycznymi akcentami. Skonsumujecie je szybko i bez problemów. Autorkę wyraźnie bawi przygoda z pisarstwem. A skoro o konsumpcji mowa, to może pamiętacie, że w zapowiedzi zastanawiałam się, czy w treści pojawi się krem Chantilly – sztandarowy deser regionu. Otóż nie pojawił się, ale dla oceny jakości literackiej książki nie ma to kompletnie żadnego znaczenia. Ot, taka moja zwykła dygresja… Jednak zdradzę Wam, że na stół wjeżdża rodzimy bigos, wokół którego autorka zbudowała zabawną scenę. I chyba nie zdziwicie się, jeśli powiem, że szczegóły znajdziecie w książce?

        Za egzemplarz książki Elizy Veinard pt. "Dom z ogrodem tanio sprzedam. Świąteczne porządki Genevieve Hibou" z serii "Komisarz Serge Olovski" dziękuję Wydawnictwu Oficynka. 

16/10/2020

ZAPOWIEDŹ - Marta Paszkiewicz "Pies. Historia gatunku" z Wydawnictwa Psychoskok

Okładka książki Marty Paszkiewicz pt. "Pies. Historia gatunku" - na śniegu szczeniak z dorosłym psem
Marta Paszkiewicz "Pies. Historia gatunku"/
Wydawnictwo Psychoskok

Kto to jest pies? Skąd pochodzi? Jak powstały rasy? Jakie znaczenie miał pies w starożytnych Chinach, Indiach, Egipcie, Grecji, Rzymie i innych krajach?

Książka przedstawia historyczne tajemnice psów, które żyły na przełomie tysiąca lat. Opisuje rasy prymitywne i sposoby ich powstania. Ciekawostką są „psie zawody” wykonywane w poprzednich epokach. Okazuje się bowiem, że człowiek wykorzystywał Canis familiaris do bardzo wielu prac oraz do własnych zachcianek. Niektóre z tych zawodów wpłynęły bardzo silnie zarówno na wygląd, jak i charakter danej rasy. Autorka skupia się na wierzeniach, w których występuje psi akcent. Podkreśla stosunek do zwierząt w chrześcijaństwie, ponadto przedstawia dowody, znaleziska oraz fakty, które pomagają poznać tajemnice związane z Canis familiaris.

Szczególnie bliski autorce jest temat ubierania psów, dlatego nie pominięto go również w tej publikacji. Choć wydawać by się mogło, że psia moda jest nowym trendem, to w rzeczywistości wywodzi się ona z dawnych czasów. W jednym z rozdziałów przedstawiono design, jaki stosowano u zwierząt wiele lat temu.

Przewidywana data premiery: 20 października 2020 r.

Wydawca: PSYCHOSKOK

Kategoria: poradnik

IBSN: 978-83-8119-685-7

EAN: 978-83-8119-685-7

Ilość stron: 106

Format: 148 x 210

Oprawa miękka

Prognozowana cena detaliczna: 45,00 zł


15/10/2020

Gość "Rozmów z Duszkiem" - Iwona Niezgoda organizatorka konkursu "Brakująca Litera"

Dziewczyna w okularach, ciemne oprawki, z rozpuszczonymi włosami, delikatnym makijażem, podkreślonymi subtelnie ustami.
Iwona Niezgoda/
fot. z archiwum I. Niezgody
 

Gościnią "Rozmów z Duszkiem" jest Iwona Niezgoda - pasjonatka literatury, polonistka, recenzentka, autorka bloga "Góralka czyta" i wreszcie matka-założycielka konkursu literackiego "Brakująca Litera". 

        W dniu 19 października 2020 r. odbędzie się gala finałowa trzeciej edycji konkursu "Brakująca Litera". Wyjątkowo w tym roku ze względu na sytuację spowodowaną zagrożeniem pandemią i dla bezpieczeństwa uczestników uroczystość odbędzie się on-line. 

        Z Iwoną Niezgodą rozmawiam o początkach jej przygody z literaturą, indywidualnych preferencjach czytelniczych, o "złotym pogromcy hakerów", a także o bombowych wydarzeniach podczas tegorocznej edycji konkursu "Brakująca Litera".  

Iwona Niezgoda w "Rozmowach z Duszkiem" 

 

        Kolejna, czwarta już, edycja konkursu rusza 1 stycznia 2021 roku. Zapraszamy do zgłaszania Waszych propozycji literackich. 

        Więcej informacji o blogu "Góralka czyta" znajdziecie klikając w linki poniżej: 

"Góralka czyta"

"Brakująca Litera"