J. Ellis "Dziennik kata"/Wydawnictwo Aktywa |
„Dziennik kata” autorstwa Johna Ellisa to kolejny tytuł cyklu pt. „Rozmowy
z katem” Wydawnictwa Aktywa. John Ellis to brytyjski kat, zabójca z urzędu,
wykonujący przez powieszenie zasądzone wyroki śmierci. Swoją funkcję piastował
w latach 1901-1924 i przeprowadził ponad dwieście egzekucji. Historycznie rzecz
ujmując i z pewnym przymrużeniem oka można by rzec, któż jak nie Brytyjczyk może
uchodzić za profesjonalistę w tej dziedzinie, przecież w Zjednoczonym
Królestwie przyszło się pożegnać z życiem z rąk kata nie byle jakim personom.
Dla porządku przypomnijmy tylko te znaczniejsze: choćby dwie z żon króla
Henryka VIII Tudora, Maria Stuart – szkocka królowa, a po latach także jej wnuk
– król Karol I Stuart. Aczkolwiek warto tu zaznaczyć, że wyżej wymienione
osobistości zostały stracone na szafocie przez ścięcie głowy, gdyż wówczas ten sposób
wykonania kary był uważany za bardziej szlachetny. Ale dość już dywagacji.
„Dziennik kata” to spisane po latach wspomnienia autora skupiające się
głównie na jego obowiązkach służbowych. Ze względu na tematykę z dużym
prawdopodobieństwem można przyjąć, że raczej nie jest to lektura dla
wszystkich. Co oferuje nam książka? John Ellis zebrał w niej i dokładnie opisał
co najmniej kilkadziesiąt przypadków osób skazanych na śmierć i ich ostatnie
chwile krótko przed egzekucją. Właściwie każdy rozdział to osobne i samodzielne
opowiadanie kryminalne, z tym zastrzeżeniem iż od razu wiemy, kto zabił. Jednak
mimo że rozwiązanie zagadki jest znane od samego początku, to w żadnym razie nie
można powiedzieć, że książce brak napięcia. Ellis wabi czytelnika, kierując
jego ciekawość na inne szczegóły, a mianowicie opisując zachowania sprawców oczekujących
na wykonanie wyroku czy odbiór społeczny procesu. Cóż może być interesującego w
fakcie, że człowiek traci życie i to w dodatku będąc skazanym za swe czyny na
śmierć przez powieszenie? To nieludzkie i wbrew podstawowym prawom człowieka
powiecie. Weźmy jednak pod uwagę, że książka powstała w realiach początku XX
w., gdy kara śmierci była na porządku dziennym, choć już wówczas pojawiały się
głosy za jej zniesieniem (i o tym też w książce przeczytacie). Mimo że zawód
kata nigdy nie cieszył się szacunkiem, a on sam był uważany za wyrzutka
społecznego, to niewątpliwie coś nas ciągnie, by z domowego zacisza podglądać i
odkrywać sekrety katowskiej sztuki. John Ellis nie zdradzi nam jednak w swoich
wyznaniach motywu, dla którego zdecydował się na ten sposób zarobkowania, ten
fragment jego życiorysu pozostanie tajemnicą, ale dowiemy się, jak
przygotowywał się do egzekucji, co brał pod uwagę, jakich zasad przestrzegał,
jak traktował skazanego. Nie braknie tu szczegółów. Wg opinii współpracowników,
a także pośrednio z jego własnych opisów podejścia do pracy, jawi się obraz
człowieka nad wyraz obowiązkowego i perfekcyjnie dbającego o detale, by do
minimum ograniczyć ryzyko jakichkolwiek nieprzewidzianych wydarzeń mogących zakłócić
przebieg procedury. Jego priorytetem bowiem było skrócenie udręki tak samego
skazanego, jak i osób uczestniczących w egzekucji. Zdziwiłby się też czytelnik,
gdyby z góry założył, iż John Ellis – kat to osoba bez uczuć, bez sumienia czy
bez krzty empatii, znajdujemy tu bowiem informacje na temat stosunku Ellisa do
skazanych czy relacji na linii strażnik – więzień. Pełne spektrum emocji – od zwykłej
ludzkiej sympatii po czystą odrazę dla zimnych i wyrachowanych drani. Nierzadko
dzieli się z nami własnymi opiniami i odczuciami na temat przebiegu postępowania,
a targany wątpliwościami co do słuszności skazania wykonuje (acz nie bez
wewnętrznych rozterek) katowski obowiązek, uważając siebie – podobnie jak
przysięgłych i sędziów – za pełnowartościową część machiny wymiaru
sprawiedliwości. Przy każdej egzekucji towarzyszą mu głęboko skrywane emocje,
każde stracenie niesie ze sobą przeżycia, o których nie sposób mu zapomnieć. Opisy
chwil przed wykonaniem wyroku pęcznieją niewypowiedzianym napięciem i tłumionym
lękiem tak bardzo, że gdyby nie więzienne stroje, czasami aż trudno byłoby ocenić,
kto w jakiej roli tu występuje.
„Dziennik kata” to swego rodzaju studium historyczne ukazujące w tamtych
czasach pracę służb dochodzeniowych, wymiaru sprawiedliwości, rzucające światło
na zawód kata, możliwości ówczesnej kryminalistyki wraz z metodami
identyfikacji ofiar, a także przedstawiające opisy reakcji opinii publicznej w
trakcie procesu i tuż przed wykonaniem kary oraz optykę pseudodziennikarzy wybierających
(już wówczas!) sensacyjne fragmenty sprawy na potrzeby zyskania pożądanego rozgłosu.
Jak już wcześniej wspominałam, „Dziennik kata” to nie jest lektura dla wszystkich,
a nie przeczytałam jej jednym tchem tylko dlatego, że stopniowo oswajałam się z
każdą kolejną relacją, tym bardziej że autor rozpoczyna od mocnej opowieści o wykonaniu
egzekucji na kobiecie, której historia namiętnych porywów serca poruszyła wyobraźnię,
powściągliwych zazwyczaj w okazywaniu uczuć, Brytyjczyków.
Mówi się, że żadna praca nie hańbi, że praca uszlachetnia, że wykonuje
się dany zawód z powołania. Jak to się ma do profesji kata? Jakimi przymiotami charakteru
powinien cechować się egzekutor? Z pewnością ten rodzaj zajęć nie pozostaje bez
wpływu na psychikę, skoro życie Johna Ellisa po zakończeniu służby potoczyło
się… Zresztą przekonacie się sami, jeśli tylko zdecydujecie się sięgnąć po „Dziennik
kata” – lekturę, która inspiruje do przemyśleń co najmniej na kilku
płaszczyznach.
Za egzemplarz książki dziękuję Wydawnictwu Aktywa.
Świetna książka
OdpowiedzUsuńMnie też przypadła do gustu. Pozdrawiam.
Usuń