S. Figiel "Szofer upadłych królów"/Novae Res |
Czasami nie tylko
przeciwieństwa się przyciągają, lecz także podświadomość posiada siłę sprawczą
i powoduje, że otrzymujesz to, co w danym momencie może sprawić ci przyjemność.
Tak się stało z książką Stanisława Figla pt. „Szofer upadłych królów”. Biorąc ją
do ręki, zastanawiałam się, skąd kojarzę nazwisko pisarza. Figiel… Figiel… wytężałam
pamięć… i znowu przypadek zrządził, że mój wzrok padł na półkę z przewodnikami.
No, tak, teraz wszystko jasne. Stanisław Figiel to przecież autor popularnych książek
krajoznawczych, w tym także o Albanii. Tym razem jednak postanowił wykorzystać
swą wiedzę nie tylko jako cicerone po Kraju Orłów (tak bowiem określana jest
często Albania), lecz dodać do warstwy historyczno-kulturowej elementy
beletrystyczne, by w efekcie powstała powieść historyczno-obyczajowa.
Albania – spytacie – a cóż
to za kraj? Taki sobie niewielki, przez kilkadziesiąt lat ubiegłego wieku
izolowany przez reżim Envera Hodży, niezamożny, a nawet, rzekłabym, dość ubogi jak
na warunki europejskie. Ostatnimi czasy modny kierunek w turystyce. Bo też
powiem Wam, że o piękniejsze i dziksze regiony trudno już na Starym
Kontynencie. Wszędzie turystów od zatrzęsienia, a tam wciąż kuszą miejsca,
gdzie zwiedzających jak na lekarstwo. I do tego jeszcze miejscowi z sercem na
dłoni, gościnni i nad wyraz serdeczni.
Stanisław Figiel – jako
znawca Kraju Orłów – obrał sobie na czas i miejsce akcji Albanię z czasów
królestwa. Dokładnie w październiku 1937 r. przypływa z fabryki Fiata w Bari do
Albanii polski inżynier, Franciszek Wierzbicki, który ma dostarczyć królowi 3
nowiutkie limuzyny. W międzyczasie okazuje się, że pobyt się nieco przedłuży i
Franciszkowi zostaje powierzone zadanie serwisowania floty samochodowej Królestwa.
Jako jeden z głównych kierowców ma okazję poznać otoczenie króla Albańczyków –
Zogu I, a także jego przyszłą żonę – uroczą Węgierkę – Geraldine Apponyi.
Zza zakrętów osobistych
perypetii Franciszka stopniowo wyłaniają się historyczne fakty o Albanii, a drogi
prowadzą naszego inżyniera od największego portu morskiego – Durres do stolicy
kraju – Tirany. Dla urozmaicenia poznajemy inne regiony – dumną i nieugiętą północ,
trafiamy też do kolebki państwowości – Kruji, gdzie narodowy bohater Skanderbeg
przez lata opierał się wpływom osmańskim. Klucząc uliczkami starych zabudowań,
redukujemy bieg i zwalniamy przy klimatycznych bazarach, by wpaść do typowo albańskich
kawiarenek na „małą czarną”. Wspomnę jeszcze tylko, że Figiel odsłania przed
nami także interesujące polskie akcenty związane z geologią i wydobyciem
surowców. Na koniec przyjdzie nam się zmierzyć z politycznym zagrożeniem i na
mocno rozgrzanym silniku przemierzać szutrowe bezdroża kraju zaatakowanego
przez wówczas faszystowską Italię.
„Szofer upadłych królów”
oferuje wygodną podróż komfortową limuzyną przez albańskie osobliwości – jak na
prawdziwą Albanię przystało. Z jednej strony sybarycki dwór królewski, który ma
wprowadzić młodą niepodległą w erę nowoczesności i reformatorskich zmian, z
drugiej tradycyjne zwyczaje z kodeksem honorowym „kanun” żądającym krwi za przelaną
krew. Bo taka jest właśnie Albania – pełna sprzeczności i która do dziś wśród
wielu uchodzi za jeden z najmniej znanych i najbardziej egzotycznych krajów w
Europie. Przyjemnie opowiedziana historia skrytego szofera (z dość enigmatyczną
przeszłością) ma do zaoferowania sporo zarówno dla tych czytelników, którzy
Albanii nie znają, jak i dla tych, którzy już odwiedzili tę część Bałkanów. Ci pierwsi
mogą tu znaleźć skarbnicę inspiracji, natomiast ci drudzy będą mieli okazję do
zweryfikowania swej wiedzy. (Choć sama poznaję Albanię z roku na rok coraz
lepiej, przyznam się, że wielu ciekawostek też nie znałam.) Z powieści wyłania
się bowiem obraz kraju o niebanalnych losach, intrygującym dziedzictwie i tajemniczych bohaterach. Figiel tak prowadzi
rytm narracji, by czytelnik, niemal jak pasażer rozparty na szerokiej tylnej kanapie,
mógł zza okien samochodu przyglądać się scenom, które odpowiednio dobrane stanowią
cel dłuższych lub krótszych wypadów, splatając w jeden węzeł losy postaci
historycznych z fikcyjnymi bohaterami. Raz czujemy więc drżące pomrukiwania
silnika, raz ogrzewa nas śródziemnomorskie słońce, a jeszcze innym razem wiatr
historii niemal ścina z nóg.
Dla uprzyjemnienia
czasu spędzonego przy lekturze proponuję przygotować sobie ulubioną kawę i
kawałek pysznego ciasta, bo gdy wyruszycie z adriatyckiego portu, wszak później
nie będzie już wypadało opuszczać progów królewskich rezydencji.
Za egzemplarz książki
dziękuję Wydawnictwu Novae Res.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz