Jarosław Czechowicz "Toksyczność"/Prószyński i s-ka |
„Toksyczność” Jarosława
Czechowicza to książka, która nie zostawia czytelnika obojętnym na poruszany w
niej temat. Jedni zatrzymają się z przerażeniem, inni przystaną ze współczuciem
i zrozumieniem, a jeszcze inni z niesmakiem odwrócą głowę. Ale z pewnością nie
będzie to obojętność. Co jest motywem przewodnim? Jeszcze kilkadziesiąt lat
temu mówiło się na to pijaństwo, teraz jest to choroba alkoholowa. Zmieniła się
nomenklatura, a jak zmieniło się nasze podejście?
Lata siedemdziesiąte, mała
miejscowość, rodzina z trójką dzieci. Janka, najstarsza z rodzeństwa i
jednocześnie główna bohaterka, znajduje matkę porażoną prądem przez sfatygowaną
franię. Obraz martwej matki leżącej na mokrej podłodze dziewczyna zachowa w
pamięci do końca życia. Dla niej mama była jedyną osobą, którą naprawdę kochała,
bo ojciec pijak, tyran, bił matkę i dzieci, znęcał się nad nimi,
niejednokrotnie musieli boso uciekać przed nim z domu. Całą czwórkę drążył ciągły
strach i paraliżująca bezradność. Dlatego niedługo po ukończeniu 18 lat Janka postanawia
wyrwać się z piekła, chce odnaleźć spokój i z myślą o mamie stworzyć lepsze
życie. Wyjeżdża więc do pobliskiego miasteczka, zostawiając ojca i rodzeństwo. Znajduje
pracę, wychodzi za mąż, pojawia się pierwsze dziecko. Pozornie wycisza się jej
agresja i nienawiść wobec ojca. Nie zdaje sobie jednak jeszcze sprawy, że
niewidoczny odcisk został już wytatuowany w jej psychice, ale my z opisu na
okładce wiemy, że Janka sięgnie po alkohol. Sięgnie po niego, by się
zrelaksować, by odetchnąć od marazmu, by stłumić pustkę, by wreszcie poczuć się
spektakularnie wolną. A z jej zwierzeń dowiemy się szczegółów.
Każdy
alkoholik jest nieszczęśliwy na swój sposób. I nie ma dwóch takich samych historii,
nawet jeśli spaja je ten sam problem. Po przeczytaniu „Toksyczności” miałam
wrażenie, że konstrukcją przypomina reportaż studyjny, gdzie oko kamery
zwrócone jest na Jankę. Czytając, wyobrażałam sobie, jak bohaterka stopniowo otwiera
się przed reporterem siedzącym obok, może nawet czasami się nieco niepokoi, w
przerwach odpala papierosa. Tak mogłoby to wyglądać i choć rzeczywistość okazuje
się zgoła odmienna, to Janka sięga pamięcią wstecz i opowiada nam otwarcie o
wydarzeniach, które miały miejsce. Ta opowieść ma swój chronologiczny początek
i koniec, ale na jednych wydarzeniach Janka zatrzymuje się dłużej, o innych
ledwie wspomina. Przedstawia je tak, jak utkwiły jej w pamięci czy też tak, jak
bardzo sama chciała je uwypuklić, podkreślić ich doniosłość. Jednak każde
wspomnienie wnosi swą wartość, będąc szczerym do granic intymności wyznaniem
osoby, której przez większość jej życia towarzyszył alkohol. Jak szybko ją pochłonął,
jak szybko ją zmienił, jej zapatrywania, zachowania, jej wartości, a także jak bardzo
ona tego nie zauważyła i jak szybko ugrzęzła w chorobie.
Czechowicz oddaje głos
głównej bohaterce – córce alkoholika, która ojca nie tylko nie potrafi szanować,
lecz przede wszystkim nie potrafi mu wybaczyć wyrządzonych krzywd. (Rzadko
nazywa go ojcem, nigdy tatą, ma dla niego własne określenie: jaśnie pan.) Czechowicz
pozwala czytelnikowi mieć wrażenie, że Janka sama maluje swój portret, a on zachowuje
pozycję neutralnego pośrednika, który ma jedynie zarejestrować jej wyznania. W
tym celu obdarowuje Jankę doskonałą pamięcią do faktów i emocji, jej słowa
niosą mnóstwo ekspresji, wyrażając stosunek do otoczenia, do rodzeństwa, do
własnych dzieci, które potrafi bez najmniejszych skrupułów traktować przedmiotowo
i tłamsić. Janka mierzy świat miarą własnych okaleczonych emocji, nie umiejąc ani
sama dać ciepła i bliskości innym (które tak mocno zapamiętała w mamie), ani wyzwolić
się z beznadziei, pustki, bezsensu i poczucia braku celu. Mimo podejmowanych prób
nie umie odczuwać miłości, jest wypełniona po brzegi sprzecznymi potrzebami,
których nie potrafi ze sobą pogodzić. Pragnie zainteresowania i jednocześnie odsuwa
się od innych, raniąc ich i siebie. Ucieka na oślep od przewinień ojca, lecz wówczas
wpada we własną pułapkę – powiela błędy ojca, nadając im własny charakter. Jest
świadoma swojego problemu, ale jednocześnie tak mocno w nim tkwi, że jedyne, na
co jest w stanie się zdobyć, to zaadaptowanie stylu picia do aktualnych
warunków.
Portret Janki obserwowany
wyłącznie z jej perspektywy byłby niepełny, a także nieprawdziwy. Dlatego Czechowicz
wprowadza „Głosy z tła” (tak, do zalanej w trupa Janki czasami docierają tylko poszumy
z oddali), gdzie wypowiadają się jej dzieci, jest także miejsce na spojrzenie rodzeństwa
i znajomych. Teraz obraz nabiera nieco innego odcienia, bowiem relację Janki przenika
optyka innych. Janka jak satelita krąży wokół alkoholu i koncentruje się na
fakcie upajania się etanolem. Z punktu widzenia dzieci okazuje się, że problem
ten wylewa się nie tylko na picie samo w sobie, lecz na szerzej rozumianą
toksyczność i jej skutki. Mówią wprost, choć każde w inny sposób, o
postrzeganiu relacji z matką. Odsłaniają własny punkt widzenia, własne emocje, tłumione
poczucie krzywdy. Ten sam zabieg powtarza Czechowicz, pozwalając na zwierzenia
siostry, która czuje się przez Jankę porzucona i odrzucona. Z kolei najmłodszy,
z kryminalną kartą, Janek jak wolny elektron powraca jedynie przelotnie, by
znów oderwać się i krążyć po własnej nikomu nieznanej trajektorii. Cała trójka
jest rozbita i wybita z rodzinnej wspólnoty. Jeszcze inna twarz Janki wyłania
się z opowiadań jej znajomej czy przyjaciół dzieci. To wszystko składa się na
wielowymiarowy portret silnej kobiety, zagubionej żony, toksycznej matki, szalonej
koleżanki, najlepszej na świecie teściowej i superbabci próbującej wyzwolić się
spod opresji, wyjść z narzuconych wzorców, by móc żyć dla siebie, by znaleźć w
nim miłość do bliskich, siebie samej a nie wyłącznie do wódki.
Dopiero dopełniony i
uzupełniony obraz oddaje skalę masowego rażenia alkoholizmu, z którego Janka
zdaje sobie sprawę jedynie w zawężonym zakresie, bowiem nałóg nie pasożytuje tylko
na swym nosicielu, on wyniszcza całe jego otoczenie poprzez współuzależnienie. Zalęknione
oczy dzieci, skulona niepewność, brak stabilizacji, dramat rozdzielenia, zerwane
więzi, zupełnie sobie obce i oddalające się od siebie rodzeństwo, jakby
wstydzące się bycia świadkiem wspólnej dziecięcej bezradności, do tego nieumiejętność
odczuwania i nazywania uczuć.
Warto też podkreślić,
że u Czechowicza nie ma miejsca na przypadkowość. Dobór scen, zdarzeń i metod
jest przemyślany, by jak najlepiej uchwycić zamierzony cel. Tworząc Jankę, przydał
jej nie tylko tło w postaci przeszłości w pijackiej rodzinie, lecz także nadał jej
indywidualny język, potoczysty, barwny, momentami nieco nerwowy, z wyrywającymi
się miejscami wulgaryzmami, z krótkimi zdaniami i przerwami jakby na szybkie
zaciągnięcie się papierosem, zatrzymanie sceny w pamięci lub przemilczenie
tego, co dla niej akurat trudne. W efekcie czytamy o kobiecie z krwi i kości
prawdziwej. Jednak aspekt autentyczności opisanej przez Czechowicza historii wydaje
się mieć dla samego autora znaczenie wręcz drugorzędne. Stara się skierować
naszą uwagę na inne kwestie, mówiąc wprost „Pomyślcie, co ta historia może Wam
dać”. Mnie przyniosła głębsze spojrzenie na problem choroby alkoholowej,
pokazując jej niszczycielską siłę wśród członków rodziny i bliskich oraz pobrzmiewając
wciąż niepokojącym echem w ich relacjach. Dzięki niej sama mogłam poczuć gorycz
traumatycznych wspomnień, zaznać ciężaru porażek popadania w kolejne ciągi
alkoholowe, odganiać nękające lęki, lecz także dała chwile nadziei na pozytywną
odmianę, radość z choćby małych dokonań i pracy nad sobą oraz uświadomiła mi niewiarygodną
wręcz moc przetrwania. A co przyniesie Wam?
PS. „Toksyczność” Jarosława Czechowicza jest chyba
jedyną książką czytaną przeze mnie ostatnimi czasy, z której nie spoglądały na
mnie błędy redakcyjno-korektorskie w ilości zatrważającej. Możliwe jest nawet,
że nie ma ich tam wcale. Bo przecież mogłam takowe zwyczajnie przeoczyć. Tak
czy inaczej chylę czoła także przed starannością dochowaną w tym obszarze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz