Krzysztof Beśka "Amber-Gold"/Wydawnictwo Oficynka |
„Amber-Gold” Krzysztofa
Beśki, czyli retro kryminał z elementami sensacji z przełomu wieków. Wydarzenia
z końca lata 1895 r. rozgrywają się w fabrycznej Łodzi wśród scenerii wątpliwej
moralnie acz kupiecko zamożnej. Główny bohater, Stanisław Berg (a czasami na
bieżące potrzeby posiadacz innych nazwisk), detektyw-elegant (by nie rzec
dandys) ma odnaleźć zaginionego studenta – syna finansowej fiszy. Ślady, żywe
lub martwe, wiodą go do Koenigsberga (Królewca).
„Amber-Gold” przyjemnie
się czyta i od razu spieszę wyjaśnić, co dla mnie owa przyjemność oznaczała. Nie
raz podkreślałam, że opasłe tomiska niezmiennie nęcą mnie możliwościami obszerności.
A Beśka nie pożałował czytelnikowi atrakcji. Historia jest wręcz przepakowana
wątkami, postaciami, miejscami. Topograficznie dostajemy wielokulturową
mieszankę począwszy od ziem polskich pod zaborem rosyjskim (akcja rozpoczyna
się w Łodzi), kolejno przenosimy się do Prus Cesarstwa Niemieckiego (poznajemy
życie Królewca). Jakby tego było mało, Beśka dorzuca jeszcze elementy orientalne,
litewskie czy motywy judaistyczne. Jest więc bardzo różnorodnie i kolorowo. Do
mniej więcej połowy lektury pojawiają się wręcz w błyskawicznym tempie nowe
postaci, których znaczenie jest – jak to w kryminale bywa – wielce enigmatyczne.
Rola niektórych stopniowo się wyjaśniała, jednak sens wprowadzenia innych
pozostawał w mojej ocenie długo wątpliwy. Być może opowieść wcale nie
ucierpiałaby na mniejszej ilości wątków pobocznych, a zyskała nieco na lekkości?
Jednakowoż nie sposób odmówić historii uroku. Zwłaszcza językowego. Skoro akcja
rozgrywa się pod koniec XIX w., to i język został „ufryzowany” na ówczesną
modę. Autor niby od niechcenia kieruje swych bohaterów w sprawach urzędowych do
cyrkułu, na frywolną rozrywkę do lupanaru, pozwala im mknąć po mieście raz szykownym
landem, innym razem mega nowoczesną elektryczną strasznoboną. Klimat realiów przełomu
wieków dopełniają sceny z modelowej kawiarni Roszkowskiego w Łodzi, z których aż
roznosi się aromat świeżo zmielonej kawy zmieszany z lekko duszącym dymem
cygar. Z kolei w portowych dzielnicach Królewca z oberżami i szynkami pod masywnymi
sklepianiami przy piwie (albo i czym mocniejszym) tłoczy się ciasno obok siebie
szerokie spektrum przedstawicieli warstw miejskich od zwykłych rzezimieszków po
morskich kapitanów o nieprzeciętnych walorach. Gościmy w uroczych wnętrzach
pałaców, podziwiamy arystokratyczne ogrody, zażywamy pańskich rozrywek, bywamy w
kamienicach możnych ówczesnego świata, trafikach i składach ubraniowych dla wytwornych
dżentelmenów. Główny bohater, Stanisław Berg, to przecież elegant ceniący sobie
dobry smak i jakość, dlatego przenigdy nie pogardzi szykownym cylindrem,
spodniami z szewiotu czy gustownym surdutem. Cechuje go także wysoka sprawność
dedukcji, wprawne oko i niezwykłe możliwości fizyczne, czyli wersja atrakcyjnego
mężczyzny na miarę swoich czasów.
I jeszcze słowo do konstrukcji.
Nie bardzo umiałam znaleźć związek między historią główną a ramą kompozycyjną
wydarzeń z 1945 r. Liczyłam, że będzie między nimi jakaś zależność, ale albo
jej rzeczywiście nie ma, albo ja jej nie odkryłam. A może wyjaśni się dopiero w
kolejnej odsłonie historii o detektywie? (Fakt ten nie wpłynął na mój odbiór
całokształtu lektury, chciałam się tylko podzielić z Wami spostrzeżeniem.)
„Amber-Gold” to kryminał
z niejedną tajemnicą, bo zaczyna się od zaginięcia bogatego młokosa, a kończy
aferą zakrojoną na szeroką skalę – w tle przeplatają się uczucie i mamona,
czego więcej i w jakiej odmianie okaże się oczywiście w finale, bo taki już urok
kryminału. Akcja rozgrywa się ponad wiek temu, w międzyczasie z mody wyszło
słownictwo, przeminęły z wiatrem dryndy i pleografy, ale jedno pozostało
niezmienne – ludzka natura. Beśka uchwycił aurę minionej epoki (miejscami aż
trudno nie mieć skojarzeń z epizodami nawiązującymi do polskiej klasyki, np. „Lalka”,
„Ziemia obiecana”, czy odniesień do stereotypowego obrazu rosyjskiego urzędnika),
jednak człowiek ze swoimi namiętnościami i pragnieniami pozostaje od lat taki
sam. W „Amber-Gold” autor połączył więc retro chwile z bohaterami o
współczesnych rysach. Jak na taką wizję opowiadanej historii zareagują czytelnicy?
Moje zdanie już poznaliście.
Za egzemplarz książki Krzysztofa
Beśki pt. „Amber-Gold” dziękuję Wydawnictwu Oficynka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz