Tej
WIELKIEJ Fallaci? – spytają jedni. Tej JĘDZY Fallaci? – fukną drudzy. Nazwisko
Fallaci pewnie obiło się Wam o uszy. To znana i swego czasu podziwiana włoska
dziennikarka, reportażystka i pisarka. Też swego czasu, jednak już nieco
później, była atakowana – właściwie ze wszystkich stron sceny politycznej i
przez wiele środowisk społecznych – za swoje radykalne i nieprzyjazne poglądy
na temat islamu.
Fallaci
należy do tej kategorii osób (o ile można mówić o kategoriach w kontekście człowieka),
którą się albo kocha, albo nienawidzi, a z całą pewnością nie wywołuje obojętności.
Podobnie jest z jej twórczością, która jednych rozpala do czerwoności z powodu ksenofobicznych
tyrad, innych ekscytuje swoim ostrym jak brzytwa intelektem. Dlatego Fallaci
trzeba czytać, choć nie zawsze należy się z nią zgadzać.
„Korzenie
nienawiści. Moja prawda o islamie” to zbiór wywiadów, esejów, fragmentów
artykułów, które Oriana Fallaci napisała przez lata aktywności zawodowej.
Całość została podzielona na 6 części tematycznych: „Niezakwefione kobiety”, „Prorocy
terroru”, „Polowanie na Żydów”, „Kto rządzi na Bliskim Wschodzie”, „Doniesienia
z pustyni” i „Komedia tolerancji”. W najstarszych materiałach autorka odnosi
się do lat 60-tych, do czasów konfliktu zbrojnego w Wietnamie, który według współczesnych
dziennikarzy stanowił miernik okrucieństwa wojennego. Obiektyw przykłada do
obrazu islamskich kobiet, które bez praw, bez woli, okryte od stóp do głów w
powłóczyste szaty niczym pakunek stanowią jedynie wartość prokreacyjno-rekreacyjną
dla muzułmańskich mężczyzn. Oczywiście wszystko w zgodzie ze świętą księgą,
czyli „Koranem”.
Ogromne
wrażenie robią rozmowy z wpływowymi politykami. W ich trakcie nie oszczędza
nikogo, bo Fallaci politykom się nie kłania, a poprawność polityczna jest jej
obca. Co ważne, Fallaci nie zadaje jedynie pytań, ona reaguje na rozmówcę,
wchodzi z nim w interakcje, czasami prowokuje, a nawet obnaża niekonsekwencje
interlokutora czy brak spójności w myśleniu. Zawsze przygotowana, podaje fakty,
cytuje wypowiedzi, przytacza liczby, nie daje się zaskoczyć. Kadafi pytany o
finansowanie światowego terroryzmu został wzięty przez dziennikarkę w krzyżowy
ogień pytań niczym z najnowocześniejszej artylerii, przy czym sam się ośmieszył,
plącząc się w infantylnych odpowiedziach. Z kolei w obecności Chomeiniego Fallaci
zrzuciła z siebie czador, który była zmuszona nałożyć, by móc porozmawiać z ajatollahem,
czym wywołała skandal, ale Chomeini jej ani nie wyprosił, ani nawet nie przerwał
spotkania. Uzyskała więc, co chciała.
I
trzecia część „Korzeni nienawiści. Mojej prawdy o islamie”, ta najbardziej
kontrowersyjna, wręcz obrazoburcza, to „Komedia tolerancji”, która powstaje po
zamachu terrorystycznym w 2001 r. na World Trade Center. Tu Fallaci wręcz przepełnia
wściekłość na islam, kipi niepowstrzymaną złością na muzułmanów i zachodnie
demokracje. Te ostatnie uważa za zbyt nieudolne i układne, by mogły się
przeciwstawić zmasowanemu, ukrytemu niebezpieczeństwu pod postacią napływu muzułmańskich
uchodźców oraz islamskiego terroryzmu.
Jakkolwiek,
jak wspomniałam już wcześniej, nie należy
się z Fallaci we wszystkim zgadzać, niewątpliwie pociąga w jej twórczości intelektualna
pasja, z jaką włada piórem i wyraża swoje poglądy. Za to szczerze podziwiam
Fallaci. Za jej wrażliwość na drugiego człowieka, ekspresję w przedstawianiu
świata, odwagę w obnażaniu krętactw i matactw. Jej obrazowość, dygresje, umiejętność
prowadzenia dyskursu intelektualnego mi imponują. Pod koniec życia stała się radykalnie
nieprzejednana, im bardziej krytykowana i wyszydzana, im częściej ciągana po
sądach, tym bardziej, mam wrażenie, zapiekle krzyczała z własnej barykady w
obronie swojej prawdy, także tej o islamie. Im bardziej ją zaszczuwano, tym
bardziej odgryzała się jak raniona lwica, która trawiona chorobą u schyłku swoich
dni wiedziała, że nie ma już nic do stracenia. Może tylko szokować, a przez to inspirować
do dyskusji, nadawać ton, podsuwać argumenty, rozbudzać wątpliwości. Dla wielu
stała się wyrzutem sumienia, a siła jej retoryki uwierała. Była zaangażowana w
to, co robiła, do samych trzewi, chyba wiedząc, że czasami nawet wbrew sobie,
byle przekonać do wartości Zachodu takich jak liberalizm, wolność, równość,
demokracja rozumianych wg ich niewypaczonych definicji. Fallaci była przez to jak
mało kto wolna. Miała swoje poglądy, wbrew krytyce wyrażała je publicznie i na
dodatek potrafiła je uargumentować. Nie uchylała się od nich w imię źle pojętej
poprawności politycznej, bo politykiem nigdy nie była, dlatego mogła sobie
pozwolić na bycie odważną. Za odwagę płaciła wysoką cenę, świat islamu wydał na
nią wyrok śmierci.
„Korzenie
nienawiści. Moją prawdę o islamie” Oriany Fallaci zaliczyłabym do lektur
obowiązkowych. Powinny ją przeczytać osoby o zróżnicowanych poglądach. Ci, co
mają wyrobione opinie, zapewne pod wpływem lektury nie zmienią stanowisk.
Jednak w mojej ocenie ta książka nie ma przekonywać, ta książka ma wyzwalać do myślenia,
do zadawania pytań, do zwracania większej uwagi na zjawiska, jakie zachodzą
wokół nas i inspirować do głębszej polemiki. Pozwólmy sobie na śmiałość w
otwartym myśleniu… by nie dać się zabetonować w ksenofobicznym strachu.
Oriana Fallaci jest także autorką sagi rodzinnej pt. "Kapelusz cały w czereśniach" z Wydawnictwa Literackiego.
Z pewnością to lektura, która daje szersze spojrzenie na islam.
OdpowiedzUsuńZdecydowanie. Dla mnie szczególnie ciekawe były wywiady z wcześniejszego okresu. Dawały obraz Bliskiego Wschodu z innej perspektywy niż tylko media.
Usuń