Anna Janko "Mała zagłada"/ Wydawnictwo Literackie |
Reportaż Anny Janko pt. „Mała
zagłada” przeczytałam krótko przed rosyjską inwazją na Ukrainę. Była połowa lutego
2022. Jeszcze nie zdążyłam przetrawić jej literackiego ciężaru, jeszcze nie
byłam gotowa usiąść do zebrania własnych przemyśleń, gdy doszedł cień kolejnej wojny
w Europie. Tak samo prawdziwej, rządzącej się tym samym okrucieństwem, tak samo
siejącej strach i nienawiść jak poprzednia. Do tej pory myślałam, że określenia
„przed wojną” lub „w czasie wojny” są zarezerwowane tylko dla moich dziadków. Niewyobrażalne,
lecz teraz i ja dzielę świat na ten przed- i powojenny (choć przecież wojna jeszcze
się nie skończyła).
Anna
Janko w „Małej zagładzie” zebrała fakty i wspomnienia głównie swojej matki, Teresy
Ferenc, z masakry, która miała miejsce we wsi Sochy na Zamojszczyźnie 1 czerwca
1943 r. Tego dnia rano do miejscowości wpadli Niemcy, strzelali do mieszkańców,
podpalili domy. Zabili blisko 200 osób, w tym kobiety i dzieci. Jedną z
dziewczynek, która przeżyła te tragiczne chwile, była matka autorki, wówczas 9-latka.
Ani nie zapomniała, ani nie oswoiła się z tym, co widziała i słyszała. Traumatyczne
emocje zostały z nią na zawsze i naznaczyły także rodzinę, zwłaszcza córkę,
Annę Janko, autorkę „Małej zagłady”.
Długo
nie mogłam zebrać się do napisania recenzji z tego reportażu. Takich książek nie
zapominam, pozostają we mnie jak zakodowany szyfr. Tym razem siła oddziaływania
została dodatkowo wzmocniona wydarzeniami w Ukrainie. Musiało upłynąć nieco
czasu, zanim znowu byłam w stanie myśleć na tyle składnie, by móc na nowo pisać
i dzielić się tym, co dla mnie ważne w tej lekturze.
To,
co na pierwszy rzut oka, uderza w „Małej zagładzie” to język i punkt widzenia
na fakty, oceną których Janko niemal prowokuje, jakby chciała wyrwać skostniałego
odbiorcę z dotychczasowego sposobu patrzenia i otworzyć przed nim odmienną optykę.
I tak na przykład raz bezdusznie wwierca się w umysł odbiorcy niebezpiecznym sformułowaniem
„dzieci niewiadomego przeznaczenia”*). Innym razem rozmowa, z której
dowiadujemy się, że przecież nie było wtedy najgorzej, bo „ (…) tylko zabijanie
i podpalanie. Żadnego znęcania, pastwienia się, maltretowania, nikt nawet
kobiet nie gwałcił. Szli i tylko zabijali (…)”**), pozostawia nas kipiących
z oburzenia na taki rodzaj relacji, a jednocześnie niemal natychmiast po fali
sprzeciwu przebija się zdziwienie, czy to w ogóle możliwe, aby być aż tak zimnym
cynikiem? Próby zmiany perspektywy, próby podważenia osądu w zakresie tego, co wiadomo
o eksterminacji mieszkańców Soch, powracają na karty „Małej zagłady” niejednokrotnie.
Możemy stawiać pytania, w jakim celu autorka umniejsza, w jakim celu deprecjonuje
to, co się wydarzyło? Po co w ogóle zamienia role katów i ofiar? Jaki to ma
sens? Wydaje się, że odpowiedzi należy szukać w sposobie na rozprawienie się z
przeżyciami, w metodzie na zweryfikowanie zakodowanych wspomnień. Bo czy jeśli
odrze się fakty z emocji, to czy nadal będą miały tę samą siłę oddziaływania,
czy wciąż będą miały to samo znaczenie? Współcześnie przecież nie trzeba nawet manipulować
faktami, a wystarczy jedynie „pomajsterkować” przy emocjach, by uzyskać
odmienny efekt ocenny. Wiadomo, że nic tak doskonale jak język nie nadaje się
do takich „machinacji”. Porozstawiane pułapki pozostają jednak puste, gdyż wprawny
czytelnik bezbłędnie rozumie sens zabiegu.
Drugim
elementem, który równolegle ze stylistyką staje się wyznacznikiem atrybutów „Małej
zagłady”, jest splecenie wspomnień matki – wówczas dziecka i biernej
uczestniczki wydarzeń – z przeżyciami córki, która o wojnie „tylko” słyszała. W
rezultacie niejako bezwiednie obie stają się powiernicami tych samych wojennych
niedopowiedzeń, obie stają się obserwatorkami własnych niespokojnych reakcji,
obie stają się wreszcie zakładniczkami powojennego strachu, z którym każdej na
swój sposób przyjdzie się mierzyć. Swoją drogą to zadziwiające, jak pamięć
jednego pokolenia potrafi kształtować przeżycia następnego. Czyżby istniała „pamięć genetyczna”? W „Małej zagładzie” obie, i matka, i córka, są do tego stopnia przesiąknięte
wspomnieniem z Soch, że czasami nie wiadomo dokładnie, przeżycia której z nich
w danej chwili przeważają. Co ciekawe, ich pamięć dotyczy nie tylko samych
faktów, lecz rozlewa się również na emocje i wrażenia, które nawet wiele lat po
wojnie dają o sobie znać, niekoniecznie w formie bezpośrednich reminiscencji z tragedii.
Proste powiązania przyczynowo-skutkowe czasami są bowiem niewystarczające, by choćby
wytłumaczyć nieoczekiwaną pustkę będąc wśród bliskich czy wyjaśnić nagłą niechęć
do siebie samej. Bo obłęd rodzący się z poczucia strachu ma wiele odmian,
trudno go wykorzenić, jest długowieczny i wydaje się też dziedziczny. Nie
wiadomo, co przychodzi trudniej, co bardziej nieznośne i wyniszczające: pamięć
czy zapomnienie?
Warto
też podkreślić, że w „Małej zagładzie” masakra nie jest bezimienna. Zarówno ofiary,
jak i sprawcy są wyraźnie nazwani. Mają imiona, twarze, indywidualne cechy, domy,
plany na życie. Janko zadbała, by zwłaszcza ofiary, zostały zapamiętane jako
konkretne osoby: matki, ojcowie, siostry, synowie. To nadaje zbrodni zupełnie
inny wymiar. Pomordowani przestają być obcy i odlegli, oddzieleni stosami akt z
archiwów, przez które pisarka latami się przedzierała, natomiast stają się prawdziwymi
rodzinami, sąsiadami, którzy jeszcze przed chwilą prowadzili gospodarstwa,
zajmowali się swoimi sprawami, zaczynali kolejny słoneczny dzień lata na wsi.
Anna Janko stworzyła „Małą
zagładę”, by się rozprawić z przeszłością – pośrednio swoją, bezpośrednio
swojej matki. Zestawiając kontrastowo poetyckie szczegóły z odartą z wszelkich uczuć
bezwzględnie przeprowadzoną rzezią mieszkańców Soch, autorka głośno przestrzega,
że wojna nie kończy się nigdy. Nigdy też nie gaśnie kanonada wspomnień. Co
najwyżej walki przenoszą się na inne pola bitewne. Patrząc na bieżące wydarzenia,
wojna zbiera teraz swój krwawy plon w Ukrainie.
Za podsunięcie doskonałej
lektury dziękuję Miejskiej Bibliotece Publicznej w Koninie. Książka „Mała
zagłada” Anny Janko ukazała się nakładem Wydawnictwa Literackiego.
*) Anna Janko „Mała zagłada”
**) Anna Janko „Mała zagłada”
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz