28/01/2019

Wywiad z Agnieszką Korol - autorką "Zamczyska"

Agnieszka Korol Zamczysko powieść wywiad
Agnieszka Korol - autorka "Zamczyska"

Wywiad z Panią Agnieszką Korol, autorką bajek dla dzieci, powieści, scenariuszy filmowych oraz sztuk teatralnych. Do czytelników trafiły już np. „Bajki o smokach podróżnych”, „Niegrzeczna księżniczka”  i „Listy z jeziora”, natomiast „Zamczysko” to najnowsza książka o… No, właśnie, porozmawiajmy o tym z pisarką.


Czytam duszkiem – Pani Agnieszko, jest już dostępna Pani najnowsza książka „Zamczysko”. Gdyby mogła Pani uchylić rąbka tajemnicy o tym tytule, co by nam Pani zdradziła? Jak do niego zachęciła? I kogo przede wszystkim?
Agnieszka Korol – Zamczysko jest miejscem tajemniczym, pełnym zakamarków, korytarzy i podsłuchów. Mieszkają w nim ludzie wszelkich stanów i profesji. Intrygi dworskie, miłostki, potyczki ze zbójami, tajemnice króla, błazna i katów. Kto obejmie tron po sędziwym królu? Mnóstwo pytań i zaskakujących odpowiedzi. Zachęcam do przeczytania tej nieco mrocznej, aczkolwiek również zabawnej opowieści wszystkich w wieku od 16 do 116 lat.
C.D. – Czy „prototyp” zamczyska jako budowli, czyli miejsca, gdzie toczy się akcja, jest tworem stricte abstrakcyjnym, który stworzyła wyłącznie Pani wyobraźnia, czy może w rzeczywistości istnieje model, który Panią zainspirował i w efekcie przeniosła go Pani na karty swojej powieści?
A.K. – Tak dużego zamku nigdy nie widziałam, jednak wiele zwiedziłam, a nawet dwa lata mieszkałam w ogromnym, piastowskim zamku legnickim. Zamki mają to do siebie, że same opowiadają nam swoje historie. Ich urokowi mało kto jest w stanie się oprzeć. Zapragnęłam więc wymyślić swój zamek, a właściwie zamczysko, które oblekę w grube mury, w którym będę mnożyć wieże, korytarze, schody, lochy podziemne. Kto autorce zabroni? Jak dziecko, które bawi się domem dla lalek, mogłam swoją twierdzę również umeblować i zapełnić postaciami.
C.D. – Jak powstawało „Zamczysko”? Czy jest rezultatem spontanicznej twórczości, w której akcja i kolejne wątki pojawiają się wraz z każdą napisaną stroną? Czy może miała Pani gotowy plan, który później konsekwentnie realizowała w kolejnych scenach? A może był plan, ale jednak podlegał modyfikacjom? Jak to było z Pani powieścią?
A.K. – Na początku był zarys planu i charakterystyka najważniejszych postaci. Zawsze od tego zaczynam. Uważam, że każda dobra opowieść powinna mieć ciekawe i intrygujące postacie. Po napisaniu kilku rozdziałów zrozumiałam, że jeżeli nie zrobię dokładnego planu, uwzględniającego każdą najmniejszą scenę opowieści, kompletnie się pogubię, jest tu bowiem wiele wątków i postaci. Wszystkie fragmenty łamigłówki musiały do siebie pasować. Oczywiście plan ulegał nieznacznym modyfikacjom, ale najważniejsze, ustalone na początku założenia musiały pozostać niezmienione.
C.D. – Nie dość, że w „Zamczysku” sporo się dzieje, akcja toczy się zwinnie i to na kilku „frontach”, to jeszcze funduje nam Pani szeroką paletę bohaterów o cudownych, choć raczej niepospolitych imionach. Skąd pomysł, by właśnie tak ich ponazywać? I nie mam tu na myśli imion typu Bąkajło czy Stalhit, których znaczenie możemy łatwo odszyfrować. Dlaczego nie zdecydowała się Pani na współczesne trendy, np. anglosaskie?
A.K. – Nigdy nie kieruję się modą, a tym bardziej nie rozumiem obsesji na wszystko, co anglosaskie, która to pokutuje w Polsce już od kilkudziesięciu lat. Zawsze musimy się snobować na innych narodach. Cóż, nigdy tego nie rozumiałam. Imiona w „Zamczysku” są różnorodne, tak, by trudno było umiejscowić położenie państwa Maksmalia.
C.D. – Skoro już przy bohaterach jesteśmy, to każdy z nich ma do odegrania swoją rolę w powieści, każdy ma swoje zadanie do wykonania i inny charakter. Z kreacją którego z nich wiążą się jakieś szczególne wydarzenia? Może refleksje albo anegdota? Któryś był może szczególnie niesforny podczas procesu twórczego? Jak to wygląda od tzw. pisarskiej kuchni?
 A.K. – Dyscyplina i jeszcze raz dyscyplina! Oczywiście żartuję. Ciężko utrzymać w ryzach tak nieprzewidywalne osobowości, dlatego starałam się swoim bohaterom dawać jak najwięcej wolności. Pozwalałam im naprawdę na wiele. Na przykład błazen Bąkajło mógł poruszać się po zamku bez żadnych ograniczeń i wyprawiać najdziwniejsze harce i akrobacje. Wiedźma Achara mogła straszyć swoim wyglądem do woli, a mag Warzęcha wytwarzać najdziwniejsze mikstury.
C.D. – Pani Agnieszko, poprzednie Pani utwory (oprócz scenariuszy i sztuk teatralnych) to głównie bajki, np. o smokach podróżnych. Teraz decyduje się Pani na baśń. A czemu nie np. tak popularne obecnie fantasy? Tam też można popuścić wodze wyobraźni. Są może jakieś szczególne powody, które sprawiają, że w bajce i baśni tak Pani do twarzy?
A.K. – Samo fantasy z całej przeogromnej literatury fantastycznej nigdy mnie specjalnie nie pociągało, nie licząc oczywiście twórczości wspaniałej Ursuli K. Le Guin, której jestem fanką. Oczywiście nie wykluczam, że kiedyś skuszę się na opowieść o smokach i czarach również dla dorosłych czytelników. Na razie takie historie piszę dla dzieci. Bajki i baśnie kochają wszyscy, duzi i mali.
C.D. – Czy pisząc „Zamczysko” przyświecała Pani jakaś szczególna idee fix, którą chciałaby Pani, by odbiorcy powieści dostrzegli i odczytali zgodnie z Pani intencją? Czy sądzi Pani, że tego typu zamiary w odniesieniu do czytelnika są w ogóle realne?
A.K. – Głównym zadaniem tej powieści było – w moim pierwotnym założeniu – rozbawienie czytelnika, oderwanie go od codziennych problemów, jednak, jak zauważają niektórzy czytelnicy i blogerzy w swoich recenzjach, zawiera w sobie wiele przemyconych elementów dotyczących etyki, związanych z ludzkimi skłonnościami do okrucieństwa, dominacji, dążeniami do celu bez względu na krzywdę innych, pytaniami – czym jest prawda, miłość, natura ludzka, kara, przebaczenie czy też zemsta. W „Zamczysku” czytelnik czuje się trochę jak Bąkajło, który podsłuchuje i podgląda mieszkańców wielkiego domu i sam wysnuwa wnioski z tych obserwacji. Co czytelnik wyniesie z lektury? Zależne to będzie tylko od tego, co zapragnie usłyszeć i dojrzeć.
C.D. – Co dalej po „Zamczysku”? Coś mi podpowiada, że ma Pani już nowe pomysły. Czy byłoby to zupełnie coś odmiennego czy może powstanie „Zamczysko II”?
A.K. – Ostatnio skupiam się głównie na pisaniu scenariuszy filmowych i teatralnych. Na razie udało się zrealizować inscenizację sztuki w reżyserii Adama Karasia o tematyce historyczno-religijnej „Kimkolwiek jesteś” o bł. Dorocie z Mątów, która żyła w XIV wieku w państwie krzyżackim. Mam już także pomysł na drugą część „Zamczyska”. Wcześniej uważałam tę powieść za rzecz zamkniętą, ale czytelnicy proszą o dalsze przygody nieznośnych (czasami) bohaterów tej powieści. Zdradzę więc tylko, że główną bohaterką będzie tym razem Mika, postać na pewno intrygująca, do gry również wróci Stalhit. W szufladzie mam też dwie, niewydane jeszcze, książki dla dzieci i mnóstwo niewykorzystanych dotąd pomysłów.
C.D. – Oprawa graficzna „Zamczyska” zwraca uwagę swą estetyką, w środku zdobienia, przyjazna dla oka czcionka. Lubi Pani zadbać o czytelnika...
A.K. – Zawsze. Książka jest dla czytelnika. Zatem mogąc decydować o całości, zadbałam także o dużą czcionkę, nie odbijający światła, przyjemny w dotyku papier w kolorze ecru. Samą okładkę, ilustracje z przodu i z tyłu książki zaprojektowała i wykonała Jolanta Jaworska – świetna graficzka, z którą współpracuję od wielu lat. Zilustrowała również moje książki o smokach, które w większości są adresowane do dzieci: „Bajki o smokach”, „Leksykon smoków”, „Niegrzeczną księżniczkę”, „Jak wydać książkę w Krainie Smoków”, „Truskawkowego smoka” i „Przygody smoka Smakosława w Ząbkowicach Śląskich”.
C.D. – Gdzie i w jaki sposób można nabyć „Zamczysko”?
A.K. – Najlepiej na spotkaniach autorskich. Informacje o nich zamieszczam na Facebooku. Tam można się również ze mną skontaktować lub na adres e-mail agkorol@wp.pl.
C.D. – A jaką pisarką jest Agnieszka Korol? Gdy tworzy, to zapomina o bożym świecie? Czy przeciwnie, lgnie do niego i przez to pisze na raty? Gdzie tworzy? W kuchni? W ogrodzie? Frustruje się, gdy utknie? Obgryza paznokcie? A może jest anielsko uskrzydlona?
A.K. – Pisanie, szczególnie dłuższych tekstów, wymaga przede wszystkim spokoju, oderwania się od codziennych spraw. Piszę w swoim pokoju, czasami w ogrodzie, tylko wtedy jednak, gdy czuję wenę. W przeciwnym razie moje zapiski nie nadają się do niczego. Mam też zwykle kłopoty z nadmiarem pomysłów. Zdecydować się na taki czy inny? Oto są pytania!
C.D. – A co czyta Agnieszka Korol? Ma Pani swoich ulubionych autorów?
A.K. – Mam wielu ulubionych autorów, zatem wymienię tylko niektórych: Mikołaj Rej, Jan Kochanowski, Stanisław Lem, Emma Popik, bracia Strugaccy, Ursula K. Le Guin, Michaił Bułhakow. Jest teraz również cała armia młodych polskich autorów, tych bardziej i mniej poczytnych. Takich, którzy stawiają na jakość, inni na ilość wydanych książek. Jest naprawdę w czym wybierać.
C.D. – Pani Agnieszko, bardzo dziękuję za rozmowę. Czy może chciałaby Pani podzielić się z czytelnikami informacjami, które w trakcie naszej rozmowy się nie pojawiły, a mogą być w Pani ocenie interesujące lub ważne?
A.K. – Jako autorka książek i była już nauczycielka, kiedy piszę, czuję zawsze podskórnie, że bardzo mi zależy na tym, by moi czytelnicy byli dopieszczeni. Dbam o język i ciekawą opowieść, a także o to, by moje książki pozostawały w pamięci, niosły uśmiech i refleksję nad różnymi aspektami naszego życia.
C.D. – Jeszcze raz dziękuję za rozmowę i życzę realizacji pomysłów literackich.
A.K. – Również bardzo dziękuję!

23/01/2019

"Blizny" Krzysztofa P. Łabendy z Wydawnictwa Psychoskok

Blizny Krzysztof P. Łabenda Psychoskok
"Blizny" Krzysztof P. Łabenda/Wydawnictwo Psychoskok

„Nic nie może przecież wiecznie trwać, co zesłał los, trzeba będzie stracić, za miłość też przyjdzie kiedyś nam zapłacić.” – fragment piosenki Anny Jantar doskonale oddaje treść „Blizn” Krzysztofa P. Łabendy.

            „Blizny” to opowieść o miłości, ale też o cierpieniu, które spotyka głównego bohatera – Krzysztofa Szablewskiego po utracie ukochanej żony – Natalii. Widzimy, jak głęboko dojrzałym i świadomym uczuciem małżonkowie się darzyli, ile dla siebie znaczyli, jak mocno wrażliwi byli na siebie i swoje potrzeby. Czułe opisy zmysłowych intymnych zbliżeń dodatkowo potęgują ten obraz. To była wyjątkowa miłość bratnich dusz, to było pożądanie, to były wspólne wartości, szacunek i oddanie. On i ona to para idealna, która stworzyła swój doskonały mały świat. Niestety pozostała część świata nie jest już tak wzorowa, bowiem Natalia doznaje udaru i umiera. Krzysztof po ponad 18 latach spędzonych z żoną pozostaje sam. Czuje się samotny. Opuszczony i bezradny stopniowo traci sens życia.
Miłość i cierpienie po stracie bliskiej osoby to główne wątki powieści, jednak tym razem dla odmiany chciałabym rozwinąć dwie inne kwestie: tytułowych blizn oraz różnicy wieku bohaterów, Krzysztof jest bowiem starszy od Natalii o 15 lat. (Spokojnie, o uczuciach też będzie.)
Blizna to zmiana skórna, która jest najczęściej następstwem uszkodzenia skóry. Z takim dosłownym znaczeniem mamy do czynienia w książce, ale autor nadaje bliznom również nieco szerszy wymiar, a mianowicie odnosi je do zmian, które inni zostawiają w naszej duszy, gdy odchodzą. Autor ma tu na myśli raczej bolesne wspomnienia i przykre doświadczenia związane z rozstaniem, bo blizna to swoista „pamiątka”, której nie chcemy mieć i która jest nam niemiła. Nie czujemy się z nią dobrze, jednak w szczególny sposób wpływa na nas samych i nasze życie. Takich blizn na duszy główny bohater ma sporo. Kłują go dotkliwie w serce po utracie Natalii, odzywają się nieustannie. Stają się tak intensywne, że świat postrzegany przez Krzysztofa zaczyna tracić sens. Ulubiona muzyka staje się nieznośna, ulubione zajęcia nie do wytrzymania. Natalia była dla niego wszystkim. Bez niej wszystko stało się niczym. Jak w ogóle świat śmie teraz istnieć? Wielka blizna po stracie Natalii wydaje się być jak bezdenna czeluść, która pochłania, wysysa, zadaje udręczający ból, nie przynosząc w zamian choćby odrobiny ukojenia. Gdziekolwiek dotkniesz – boli, cokolwiek pomyślisz – krwawi. To pulsująca wspomnieniami rana…
Jedną z blizn jest także skaza w postaci częstego podkreślania przez Krzysztofa istniejącej różnicy lat między nim a ukochaną, który to fakt zresztą zdaje się mieć większe znaczenie dla niego niż dla niej. Szablewski bowiem w swojej „zaawansowanej” pełnoletności upatruje przyczyn tak nieznośnego osamotnienia i głębokiego żalu, jakie odczuwa po stracie żony. W tym celu autor akcentuje symptomy dojrzałego wieku Krzysztofa, niektóre jego dolegliwości, upływ czasu. Natalia postrzega oznaki mijających lat – które wg Krzysztofa są w jego przypadku z racji wieku bardziej widoczne – jako naturalne zmiany. Natomiast przez niego przemawia nostalgia za minionym. Wprawdzie nigdzie nie pada sformułowanie wprost, że „w tym wieku to już nie wypada” albo że „w tym wieku to już czas umierać”, ale takie odnosi się wrażenie, że gdyby był młodszy, to nie cierpiałby tak bardzo. Gdy z powodu metryki stajesz się niewidzialny dla innych, to zdaniem Krzysztofa wypada ci już tylko wieść życie statecznego staruszka (najlepiej w samotności), wygłaszającego od czasu do czasu połajankę współczesnego świata, w którym zanikają uniwersalne wartości, a relacje międzyludzkie już dawno zeszły do podziemia.
W wyniku odniesionych w życiu ran Krzysztof staje się zgorzkniały, do głosu dochodzi opryskliwość, innych traktuje z wyższością, co doskonale oddają dialogi z okresu po śmierci ukochanej. Jego zarozumiałość i oschłość nabierają na sile i gdyby nie fakt, że znamy przyczynę jego zachowania, już dawno bylibyśmy gotowi nim zdrowo potrząsnąć, by wziął się w garść. Jednakowoż ten bezduszny świat zewnętrzny, który odbierając Krzysztofowi Natalię zburzył idealną harmonię troskliwie budowaną przez nich dwoje, nie pozostawia Krzysztofa na całkowite zatracenie. Po okresie rozgoryczenia, kotłujących się bezładnie emocji i cierpkich myśli Szablewski w ostatnim krzyku rozpaczy, będącym desperacką próbą doszukania się choćby okruchów podobieństwa między ukochaną a innymi osobami, zaczyna pojmować, że wprawdzie stracił Natalię i nigdy nic już nie będzie takie samo, ale to nie oznacza, że ma zgubić i siebie. Refleksja ta w żadnym razie nie przychodzi mu łatwo. Rozmowa z innym – wydawałoby się przypadkowym – człowiekiem wniesie istotny wkład w neurotyczne postrzeganie świata przez Krzysztofa, dzięki czemu spojrzy on inaczej na odniesione blizny. One, owszem, może i szpecą, może uwierają, ale też nie są dane każdemu – są bowiem przeznaczone tylko dla prawdziwych zwycięzców. Gdy Szablewski uświadomi sobie różnicę między wegetacją (egzystencją na pół gwizdka) a pełnym życiem, zacznie znowu dostrzegać logiczny porządek świata, który rządzi się jasnymi regułami. Jeśli będziesz się rozczulał nad sobą, wciąż rozdrapywał krwawiące rany – zginiesz. Jeśli natomiast przeżyjesz nieszczęście, ale pozwolisz ranom, by się zagoiły, blizny wprawdzie zostaną, ale będą świadectwem tego, czego miałeś szczęście doświadczyć. W życiu przeżywają wcale nie najsilniejsze osobniki, lecz te, które pozornie poddając się huraganowi, uginają się pod jego naporem, ale po przejściu zawieruchy podnoszą głowy i żyją nadal. Ta z pozoru oczywista prawda sprawia, że dla Krzysztofa wiek „nagle” przestaje mieć znaczenie, absurdalność rzeczywistości traci na sile, wszelkie dotychczasowe nieszczęścia schodzą na drugi plan. Nieobecność Natalii nadal dojmująco dusi serce, ale on dostrzega w tym fakcie już inspirację do napisania nowej powieści, do odnalezienia się w świecie, w którym znowu widzi miejsce dla siebie. Jego szczęście, jego miłość nie trwały wiecznie, stracił wiele, okupił to bliznami, ale teraz może piosenkę Anny Jantar zamienić na słowa piosenki Edyty Geppert „uparcie i skrycie, ech, życie, kocham cię nad życie…”
I jeszcze mała dygresja na koniec. W Krzysztofie Szablewskim gotowa jestem dopatrywać się alter ego autora, który z wprawną erudycją i logicznym zacięciem (typowym dla osób z prawniczym wykształceniem) funduje nam całkiem sporo racjonalnych rozważań. Ponadto stroniąc od masowych gustów Krzysztof K. Łabenda uwodzi nas w powieści muzycznie (Diana Krall, Kari Bremnes), lirycznie (Przyboś, Pawlikowska-Jasnorzewska, H. W. Auden) czy emabluje nienagannymi manierami dżentelmena z najlepszych szkół savoir-vivre’u. I wiecie co? Ja to kupuję. 

Wydawnictwo Psychoskok

17/01/2019

Weronika Ceynowa "Skrzynia z uśpionym przeznaczeniem" - nowość Wydawnictwa Psychoskok

Ceynowa Skrzynia z uspionym przeznaczeniem Psychoskok fantasy
Weronika Ceynowa "Skrzynia z uśpionym przeznaczeniem"/Psychoskok

Na pierwszą połowę lutego Wydawnictwo Psychoskok zapowiada premierę powieści z gatunku fantasy. „Skrzynia z uśpionym przeznaczeniem” Weroniki Ceynowy może zaskoczyć czytelników niejedną niespodzianką.

           
Dwie kobiety. Dwie historie. Jeden kamień.
Kiedy Simona straciła dziecko, mąż zaczął się od niej odsuwać. Czuła, że zaczyna się dziać coś niedobrego. A kiedy przez przypadek spotkała tajemniczego Alfeusza, nie zdawała sobie sprawy, jak bardzo może być powiązany z jej życiem...
Ala, córka Simony, po śmierci matki dokonuje niezwykłego odkrycia. W jej szafie – znajduje pudełko pełne pamiętników, w których spisana jest niezwykła historia Simony i Alfeusza. Ala staje się również właścicielką kamienia, który posiada niezwykłą moc. Potrafi on powstrzymać zarazę, która panuje w odległej krainie, znajdującej daleko od Ziemi i zaprowadzić dzięki temu dawny ład oraz porządek. Jak jednak odnaleźć kamień na wielkiej kuli ziemskiej? I czy to wystarczy, by powstrzymać rozprzestrzeniającą się tajemniczą chorobę, która sieje spustoszenie?
Historia doskonale ukazuje trudne wybory pomiędzy uczuciami a obowiązkami oraz rodzinne tragedie, które mogą przydarzyć się każdemu z nas. Obyczajowość i codzienność łączy się z elementami fantastycznymi, dodatkowo wplatając w to świat starożytnej Grecji, czarownic i klątw.

Wydawca: PSYCHOSKOK
Kategoria: powieść fantasy
IBSN: 978-83-8119-369-6
EAN: 978-83-8119-369-6
Ilość stron: 102
Format: 148x210
Oprawa miękka
Prognozowana cena detaliczna: 22,90 zł