23/01/2019

"Blizny" Krzysztofa P. Łabendy z Wydawnictwa Psychoskok

Blizny Krzysztof P. Łabenda Psychoskok
"Blizny" Krzysztof P. Łabenda/Wydawnictwo Psychoskok

„Nic nie może przecież wiecznie trwać, co zesłał los, trzeba będzie stracić, za miłość też przyjdzie kiedyś nam zapłacić.” – fragment piosenki Anny Jantar doskonale oddaje treść „Blizn” Krzysztofa P. Łabendy.

            „Blizny” to opowieść o miłości, ale też o cierpieniu, które spotyka głównego bohatera – Krzysztofa Szablewskiego po utracie ukochanej żony – Natalii. Widzimy, jak głęboko dojrzałym i świadomym uczuciem małżonkowie się darzyli, ile dla siebie znaczyli, jak mocno wrażliwi byli na siebie i swoje potrzeby. Czułe opisy zmysłowych intymnych zbliżeń dodatkowo potęgują ten obraz. To była wyjątkowa miłość bratnich dusz, to było pożądanie, to były wspólne wartości, szacunek i oddanie. On i ona to para idealna, która stworzyła swój doskonały mały świat. Niestety pozostała część świata nie jest już tak wzorowa, bowiem Natalia doznaje udaru i umiera. Krzysztof po ponad 18 latach spędzonych z żoną pozostaje sam. Czuje się samotny. Opuszczony i bezradny stopniowo traci sens życia.
Miłość i cierpienie po stracie bliskiej osoby to główne wątki powieści, jednak tym razem dla odmiany chciałabym rozwinąć dwie inne kwestie: tytułowych blizn oraz różnicy wieku bohaterów, Krzysztof jest bowiem starszy od Natalii o 15 lat. (Spokojnie, o uczuciach też będzie.)
Blizna to zmiana skórna, która jest najczęściej następstwem uszkodzenia skóry. Z takim dosłownym znaczeniem mamy do czynienia w książce, ale autor nadaje bliznom również nieco szerszy wymiar, a mianowicie odnosi je do zmian, które inni zostawiają w naszej duszy, gdy odchodzą. Autor ma tu na myśli raczej bolesne wspomnienia i przykre doświadczenia związane z rozstaniem, bo blizna to swoista „pamiątka”, której nie chcemy mieć i która jest nam niemiła. Nie czujemy się z nią dobrze, jednak w szczególny sposób wpływa na nas samych i nasze życie. Takich blizn na duszy główny bohater ma sporo. Kłują go dotkliwie w serce po utracie Natalii, odzywają się nieustannie. Stają się tak intensywne, że świat postrzegany przez Krzysztofa zaczyna tracić sens. Ulubiona muzyka staje się nieznośna, ulubione zajęcia nie do wytrzymania. Natalia była dla niego wszystkim. Bez niej wszystko stało się niczym. Jak w ogóle świat śmie teraz istnieć? Wielka blizna po stracie Natalii wydaje się być jak bezdenna czeluść, która pochłania, wysysa, zadaje udręczający ból, nie przynosząc w zamian choćby odrobiny ukojenia. Gdziekolwiek dotkniesz – boli, cokolwiek pomyślisz – krwawi. To pulsująca wspomnieniami rana…
Jedną z blizn jest także skaza w postaci częstego podkreślania przez Krzysztofa istniejącej różnicy lat między nim a ukochaną, który to fakt zresztą zdaje się mieć większe znaczenie dla niego niż dla niej. Szablewski bowiem w swojej „zaawansowanej” pełnoletności upatruje przyczyn tak nieznośnego osamotnienia i głębokiego żalu, jakie odczuwa po stracie żony. W tym celu autor akcentuje symptomy dojrzałego wieku Krzysztofa, niektóre jego dolegliwości, upływ czasu. Natalia postrzega oznaki mijających lat – które wg Krzysztofa są w jego przypadku z racji wieku bardziej widoczne – jako naturalne zmiany. Natomiast przez niego przemawia nostalgia za minionym. Wprawdzie nigdzie nie pada sformułowanie wprost, że „w tym wieku to już nie wypada” albo że „w tym wieku to już czas umierać”, ale takie odnosi się wrażenie, że gdyby był młodszy, to nie cierpiałby tak bardzo. Gdy z powodu metryki stajesz się niewidzialny dla innych, to zdaniem Krzysztofa wypada ci już tylko wieść życie statecznego staruszka (najlepiej w samotności), wygłaszającego od czasu do czasu połajankę współczesnego świata, w którym zanikają uniwersalne wartości, a relacje międzyludzkie już dawno zeszły do podziemia.
W wyniku odniesionych w życiu ran Krzysztof staje się zgorzkniały, do głosu dochodzi opryskliwość, innych traktuje z wyższością, co doskonale oddają dialogi z okresu po śmierci ukochanej. Jego zarozumiałość i oschłość nabierają na sile i gdyby nie fakt, że znamy przyczynę jego zachowania, już dawno bylibyśmy gotowi nim zdrowo potrząsnąć, by wziął się w garść. Jednakowoż ten bezduszny świat zewnętrzny, który odbierając Krzysztofowi Natalię zburzył idealną harmonię troskliwie budowaną przez nich dwoje, nie pozostawia Krzysztofa na całkowite zatracenie. Po okresie rozgoryczenia, kotłujących się bezładnie emocji i cierpkich myśli Szablewski w ostatnim krzyku rozpaczy, będącym desperacką próbą doszukania się choćby okruchów podobieństwa między ukochaną a innymi osobami, zaczyna pojmować, że wprawdzie stracił Natalię i nigdy nic już nie będzie takie samo, ale to nie oznacza, że ma zgubić i siebie. Refleksja ta w żadnym razie nie przychodzi mu łatwo. Rozmowa z innym – wydawałoby się przypadkowym – człowiekiem wniesie istotny wkład w neurotyczne postrzeganie świata przez Krzysztofa, dzięki czemu spojrzy on inaczej na odniesione blizny. One, owszem, może i szpecą, może uwierają, ale też nie są dane każdemu – są bowiem przeznaczone tylko dla prawdziwych zwycięzców. Gdy Szablewski uświadomi sobie różnicę między wegetacją (egzystencją na pół gwizdka) a pełnym życiem, zacznie znowu dostrzegać logiczny porządek świata, który rządzi się jasnymi regułami. Jeśli będziesz się rozczulał nad sobą, wciąż rozdrapywał krwawiące rany – zginiesz. Jeśli natomiast przeżyjesz nieszczęście, ale pozwolisz ranom, by się zagoiły, blizny wprawdzie zostaną, ale będą świadectwem tego, czego miałeś szczęście doświadczyć. W życiu przeżywają wcale nie najsilniejsze osobniki, lecz te, które pozornie poddając się huraganowi, uginają się pod jego naporem, ale po przejściu zawieruchy podnoszą głowy i żyją nadal. Ta z pozoru oczywista prawda sprawia, że dla Krzysztofa wiek „nagle” przestaje mieć znaczenie, absurdalność rzeczywistości traci na sile, wszelkie dotychczasowe nieszczęścia schodzą na drugi plan. Nieobecność Natalii nadal dojmująco dusi serce, ale on dostrzega w tym fakcie już inspirację do napisania nowej powieści, do odnalezienia się w świecie, w którym znowu widzi miejsce dla siebie. Jego szczęście, jego miłość nie trwały wiecznie, stracił wiele, okupił to bliznami, ale teraz może piosenkę Anny Jantar zamienić na słowa piosenki Edyty Geppert „uparcie i skrycie, ech, życie, kocham cię nad życie…”
I jeszcze mała dygresja na koniec. W Krzysztofie Szablewskim gotowa jestem dopatrywać się alter ego autora, który z wprawną erudycją i logicznym zacięciem (typowym dla osób z prawniczym wykształceniem) funduje nam całkiem sporo racjonalnych rozważań. Ponadto stroniąc od masowych gustów Krzysztof K. Łabenda uwodzi nas w powieści muzycznie (Diana Krall, Kari Bremnes), lirycznie (Przyboś, Pawlikowska-Jasnorzewska, H. W. Auden) czy emabluje nienagannymi manierami dżentelmena z najlepszych szkół savoir-vivre’u. I wiecie co? Ja to kupuję. 

Wydawnictwo Psychoskok

5 komentarzy:

  1. Cóż mogę powiedzieć? Chyba tylko: dziękuję. Rozszyfrowała mnie Pani prawie do końca,choć pewnie słabo się maskowałem. Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za miłe słowa i również przesyłam pozdrowienia.

      Usuń
  2. Mnie także ujęła ta historia :)

    OdpowiedzUsuń