12/06/2019

ZAPOWIEDŹ - Paweł Leski "Ryba piła" z Wydawnictwa Psychoskok

paweł leski ryba piła wydawnictwo psychoskok
P. Leski "Ryba piła"/Psychoskok

"Ryba piła" Pawła Leskiego to irracjonalne sytuacje. Wady narodowe. Absurdy dnia codziennego przyprawione nutą śmiechu. „Ryba Piła” to zbiór krótkich opowiadań i wierszy o charakterze humorystyczno-satyrycznym. Autor ukazuje sytuacje, bardziej lub mniej realistyczne, w których doszukać się można odniesienia do rzeczywistości. Główni bohaterowie to ludzie małostkowi, leniwi, zacietrzewieni, często zadufani w sobie, nierzadko egoistyczni.
Większość negatywnych cech prezentowanych w książce jest przerysowana, ale dzięki temu wysuwa się na pierwszy plan. Kłótliwi dyplomaci, zawzięci kibice konkurujących ze sobą klubów, nieogarnięci urzędnicy stosujący spychotechnikę i nieudolni politycy. Ludzie protestujący dla rozgłosu i aplauzu, brak porozumienia wśród społeczeństwa powodujący wzrost irytacji i wybuch agresji lub poczucie bezsilności – to tylko kilka z wielu tematów poruszanych w tym zbiorze.
Utwory zmuszające do refleksji, wywołujące uśmiech, ale przedstawiające również bardziej krytyczne spojrzenie na otaczającą rzeczywistość.

Przewidywana data premiery: 5 lipca 2019 r.

Wydawca: PSYCHOSKOK
Kategoria: satyra
IBSN: 978-83-8119-484-6
EAN: 978-83-8119-484-6
Ilość stron: 104
Format: 148x210
Oprawa miękka
Prognozowana cena detaliczna: 25,90 zł

10/06/2019

Katarzyna Zalecka-Wojtaszek "Kąkol" z Wydawnictwa Attyka


katarzyna zalecka wojtaszek kąkol wydawnictwo attyka
K. Zalecka-Wojtaszek "Kąkol"/Attyka
Początek XVII wieku. Ox – mała wioska jakich wiele gdzieś we Francji. To tu splatają się losy trójki przyjaciół. Francesca jest uzdrowicielką, która w swoich praktykach wykorzystuje nie tylko moc ziół, lecz także nadprzyrodzone (czyli wedle powszechnego mniemania wielce niemiłe Bogu) zdolności. Po latach nieobecności powracają do wioski Simon i Dominique. Simona – dawnego narzeczonego Francesci – nękają niepokojące wizje, w których kobieta oskarżona o czary ginie na stosie, dlatego pragnie ją ostrzec przed grożącym jej niebezpieczeństwem. Dawny Dominique, nieśmiały, pełen kompleksów i potajemnie podkochujący się we Francesce, wraca zupełnie odmieniony jako dojrzały i odnoszący sukcesy artysta. Całą trójkę łączą wydarzenia z przeszłości i związane z nimi raniące wspomnienia. Dodatkowo mocna scena na otwarcie obrazowo przedstawiająca egzekucję czarownicy w płomieniach będzie podsycać widmo zagrożenia wiszące niemal jak miecz Damoklesa nad głową bohaterki. Czy jej los się dopełni?
Budując narrację, Katarzyna Zalecka-Wojtaszek sięgnęła po fakty historyczne. Polowania na czarownice niewątpliwie miały miejsce i zapisały się niechlubnie nie tylko w annałach Francji. Na potrzeby powieści wykorzystała „klasykę gatunku” stosowaną w „słusznej walce” z czarownictwem, a mianowicie traktat pt. „Młot na czarownice”. Niewtajemniczonych objaśnię, iż w XV i XVI w. był on uważany za podstawowe źródło wiedzy o czarach oraz podręcznik dla łowców wiedźm. Wybrała z niego bodaj najciekawsze smaczki, wplatając w narrację cytaty dotyczące podatności kobiet na szatańskie zło, skutki zbrodniczej działalności czy sprawdzone sposoby, jak rozpoznać czarownicę. A skoro już mowa o czarach, to samoistnie przekraczamy progi świata magii z jej zaklęciami i cudownymi mocami. Mamy mnóstwo symboli czy znaków świadczących o rzucaniu uroków, np. czarny kot, księga wiedzy tajemnej, misteria pod dębem, pentagram czy choćby tytułowy kąkol.
W „Kąkolu” Zalecka-Wojtaszek pokazuje spolaryzowane podejścia do świata i miejsca w nim człowieka. Jedno wywodzące się z pogańskich tradycji z misteriami ku czci Życia i Miłości, zgodne z naturą i wewnętrznym poczuciem ludzkiego dobra i krzywdy. Drugie związane z narodzinami chrześcijaństwa i wiarą w Boga. Autorka nie rozstrzyga, którą z tych dróg uważa za właściwą. Wydaje się być zwolenniczką kombinacji dwóch opcji. Jednak dostrzega też ówczesną niechlubną rolę Kościoła jako instytucji zarządzającej poprzez strach, wykorzystującej imię Boga i wiarę, epatującej symboliką i posługującą się wypaczonym znaczeniem chrześcijańskich wartości. Bezduszni inkwizytorzy jako narzędzie Boga doskonale wypełniali swą rolę „uwalniając” owieczki na ziemskim padole od wodzącego ich na pokuszenie diabelskiego nasienia. Znajdziemy też w „Kąkolu” zarysowane reakcje społeczeństwa, które nie zachowując odrobiny krytycznego myślenia, staje się bezwolnie podatne na manipulacje, a nawet skłonne do skrajnie podłych zachowań.
U Zaleckiej-Wojtaszek postaci początkowo jednoznacznie zarysowane z czasem przejawiają dodatkowe (niespodziewane) rysy charakteru, przez co stają się nieco bardziej złożone i mniej przewidywalne w swych działaniach. Autorka pokazuje mieszkankę ludzkich losów, odmiennych motywacji do działań, a czasami postawionych przed czystym przypadkiem, który nieoczekiwanie wpłynie na ich los. Elektryzuje nas uczucie, że uprzednio zapowiedziane niebezpieczeństwo w postaci wkroczenia inkwizycji niewątpliwie nadejdzie. Nie wiemy tylko jeszcze, kiedy i jak wplecie je autorka w przyjaźń łączącą bohaterów. No, i te cytaty poprzedzające rozdziały też są wielce pobudzające naszą fantazję! Wydaje się także, że autorka dobrze czuje się w dialogach, nierzadko przeplata bieżącą narrację retrospekcją czy wydarzeniami ze snów, dzięki czemu potęguje napięcie, a akcja toczy się bez zbędnych przestojów.
Jest jednak coś, czego nie znalazłam w „Kąkolu”, a co – moim zdaniem – mogłoby ubarwić fabułę i dać szersze światło na obraz Francji z XVII w. Brakowało mi kolorytu epoki, trochę smaczków o zielarstwie (autorka interesuje się przecież ziołolecznictwem), trochę więcej szczegółów z tamtych czasów, choćby takie drobiazgi jak obyczaje, strój czy wnętrza. Chyba że zamiarem autorki było głównie skupienie się na pokazaniu relacji i ich odcieni między trójką przyjaciół.
Wspomnę jeszcze tylko o zakończeniu, ponieważ sposób, w jaki Zalecka-Wojtaszek pozostawia czytelnika, pozwala domniemywać, że można się spodziewać dalszego ciągu. Może powstałby z tego interesujący rodzaj sagi? Nie wchodźmy jednak w sferę zastrzeżoną dla samej autorki i cieszmy się akcją „Kąkola”.
Za egzemplarz książki dziękuję Wydawnictwu Attyka.

05/06/2019

Aleksandra Julia Kotela "Ręce ojca" z Wydawnictwa JanKa


aleksandra julia kotela ręce ojca wydawnictwo janka
A. J. Kotela "Ręce ojca"/Wydawnictwo JanKa

Jeśli mnie pamięć nie myli, nie przypominam sobie, by jakakolwiek książka z Wydawnictwa JanKa kiedykolwiek mnie zawiodła. Trzymając więc przed sobą egzemplarz „Rąk ojca” Aleksandry Julii Koteli, świadomie liczyłam na co najmniej dobry kawałek literackiego chleba, choć – nie powiem – odzywał się i chochlik sceptycyzmu. Na szczęście dotychczasowa reguła sprawdziła się również tym razem, bo książka mną zawładnęła i z pewnością jest to dla mnie ten rodzaj epickiej strawy, po który z dużą przyjemnością sięgnę ponownie w przyszłości.
Julia – bohaterka „Rąk ojca” – młoda dziewczyna, zaledwie dwudziestokilkuletnia, wychowywała się samotnie bez ojca. Jej relacje z matką są jak rany po ostrzu noża, bolesne i dokuczliwe. Kobiety nie potrafią ze sobą rozmawiać, a wzniesiona bariera niczym dawny słup graniczny na Odrze skutecznie trzyma je na dystans. Dowiadując się o śmierci ojca, który zmarł w Heidelbergu, Julia jedzie na jego pogrzeb, by dowiedzieć się czegoś więcej o przeszłości rodzica.
W „Rękach ojca” znajdziemy cechy powieści psychologicznej z rysą kryminału i romansu, a wszystko to podane w atypowy sposób. I chyba ta odmienność stanowi największy wyróżnik stylu zarówno samej Koteli, jak i wykreowanej przez nią głównej postaci. Dzięki differentia specifica książka nie daje się łatwo zaszufladkować i zetykietować. Nie jest to jednak wyłącznie nacisk na wymuszoną oryginalność, a raczej próba poszukiwania w sobie atrybutów stanowiących o naszej indywidualności i tożsamości. Kotela poszukuje odpowiedzi na konkretne pytania, jednakowoż sposób, w jaki peregrynuje, wymaga niejednego przystanku z niemal filozoficzno-egzystencjalnego pogranicza. Odkrywanie i poznawanie własnej tożsamości okazuje się bowiem procesem, który nie zawsze prowadzi do oczywistych wniosków, a nawet nie zawsze opiera się na słusznych założeniach, dlatego Julia często zmuszona jest kluczyć, stawiać pytania, analizować, a nawet mieć wątpliwości. Wewnętrzne samopoczucie bohaterki, w którym przebija się niepewność i strach przed prawdą, niosącą ryzyko konsekwencji i nieodwracalności dokonywanych wyborów, a także instynktowne pragnienie zaspokojenia tęsknoty za ojcem, Kotela wzmacnia uzupełniająco zaledwie kilkoma ruchami pióra, które nie burząc kompozycji, dobarwiają aurę zmętniałym buro-szarym kolorytem Heidelbergu. Tym sposobem prowadzona niemal introwertycznie narracja (podobnie jak sama mizantropijna bohaterka) nie potrzebuje nadmiaru słów, by oddać wyczuwalne w powieści emocje. I choć jest ich wyrażonych wprost może niewiele, to składają się na nieznośną lekkość uczuć, która momentami frustrująco uwiera Julię. Autorka lubi ocierać się o granice zjawisk, czy to sprzeczności czy to paradoksu. W mojej ocenie stanowi to jeden z jej podstawowych asów pisarskich.
Bohaterka tropiąc niestrudzenie ślady ojca, stopniowo odkrywa wielość jego twarzy, przy czym każda z nich – choć różna – okazuje się być jednako prawdziwa. Potrzeba poznania własnych korzeni jest w rzeczy samej intuicyjną koniecznością zrozumienia samej siebie. Kim naprawdę jestem, czyli kto lub co mnie ukształtował? Ile mnie samej we mnie? Co składa się na dualizm ludzkiej natury? Jak bardzo człowiek jest wolny w swoich decyzjach, mogąc o sobie samostanowić? A na ile wpływ na niego mają czynniki od niego niezależne?
Kotela pozwala bohaterce eksplorować przeszłość, jak kropla wody drąży skałę. Niespiesznie, najpierw wierzch i obrzeża, by stopniowo zagłębiać się w zakamarkach, które nie dość, że zawiłe i skomplikowane, to jeszcze jednocześnie fascynująco piękne i przerażające w swych sprzecznościach. Do czego doprowadzi prawda z jej różnorodnymi, acz autentycznymi obliczami? Czy w alternatywie lepsza gorzka prawda niż złudny fałsz, każdy z nas wybierze tę samą drogę?
„Ręce ojca” to książka z charakterem, w której Aleksandra Julia Kotela w podskórnym pragnieniu odkrywania faktów ociera się niemalże o kognitywną teorię względności, a postaciom daje możliwość balansowania w swych zachowaniach na krawędzi odmienności i psychopatii. Autorka przewrotnie modeluje kontrasty, zestawia odcienie czerni i bieli, gdzie każdy szczegół i niuans mają znaczenie, sama być może wyznając zasadę, że nic nie dzieje się bez przyczyny. Kotela ujęła mnie dojrzałym, wyrobionym stylem, wnikliwością obserwacji, sposobem kształtowania narracji tak, bym się zatrzymała, zastanowiła, wróciła do niektórych wątków i odnalazła akurat to jedno słowo lub zdanie, które w przyszłości odegra kluczową rolę. Takie podejście lubię i tego szukam w literaturze.
Za egzemplarz książki dziękuję Wydawnictwu JanKa.