"Farmagia" M. Jasny z Wydawnictwa Zysk i S-ka w otoczeniu zwierzaków-cudaków |
Parafrazując słowa
piosenki zespołu „Fasolki”, mogę powiedzieć, że fantazja jest od tego, żeby
bawić się na całego! A Farmagia, czyli farma dla magicznych zwierząt, nadaje się
do praktykowania pacholęcych swawoli idealnie.
Drodzy Czytelnicy,
„Farmagia” Magdaleny Jasny została przeze mnie przetestowana na dzieciach,
dorosłych i częściowo nawet na zwierzętach a test wyszedł wprost fantastycznie,
dlatego z całym przekonaniem polecam Wam tę baśniową opowieść do czytania, a
nawet rzekłabym, że do wspólnego czytania szczególnie.
Trochę obawiałam się
sięgnąć po tę książkę. Łeee, bajka, łeeee dziecińska pomyślałam. I co ja, pełnoletnia
już do potęgi, w niej odkryję??? Ale gdy już książkę otrzymałam, rozpakowałam,
przesunęłam dłonią po okładce, coś jakby zaciekawienie przebiło się przez opary
zblazowanej dorosłości. Hm, kombinowałam, tester z odpowiedniej grupy docelowej
by mi się przydał. Dzieciaka… dzieciaka mi zwyczajnie potrzeba! Szybki
przegląd… W sklepie nie kupię, wypożyczyć nie wypożyczę… Ot, i ambaras… Eureka!
Koleżanka ma pięciolatka. Dobra, umawiamy się na wspólne ploteczki, przy okazji
zgrabnie tłumaczę, do czego mi jej Młody potrzebny. No, i tak to się mniej
więcej zaczęło, jednak tym razem ploteczki były kilkuetapowe, bo przecież całą
książkę nie sposób od razu przeczytać. Czytałam ja, Młody słuchał. Potem
czytała mama, słuchali Młody, ja i od czasu do czasu także kiciuch, z tym
jednak zastrzeżeniem że kot swoimi ścieżkami chodzi i trudno było z jego
zachowania jednoznacznie wywnioskować, co sądzi o książce. Myślę jednak, że w
pewnym stopniu musiała go chyba zainteresować, skoro zaglądał do nas kilka
razy. Tak więc wiecie już, jak test się odbywał.
Żywą reakcję Młodego
wzbudził smok na okładce z niemal drzewiasto-kolczastym porożem, a już znacząco
rangę opowieści podniosło pojawienie się „chłopczyńskiego” bohatera, ratujący
życie uścisk ramion wywołała scena nad urwiskiem, z kolei przeciwko tropicielowi
zwierząt Młody przyniósł specjalną pelerynę Harry’ego Pottera, by w razie
potrzeby stać się niewidzialnym. Oglądaniu obrazków z magicznymi pegazami,
gryfami czy feniksami oraz pytaniom nie było końca. Przez kilka wieczorów
mieliśmy zorganizowane grupowe czytanie. Młody był zachwycony i rozemocjonowany,
a to zaledwie niewielki wycinek wrażeń, jakie nam towarzyszyły.
A cóż ja mam do powiedzenia
o „Farmagii”? Myślę, że chyba coś jest nie tak z moim układem limbicznym. Nic
bowiem nie robi na mnie tak ogromnego wrażenia jak dramat, tragedia, psychiczne
ciężary i filozoficzne dylematy oraz… ciepłe i mądre historie, o których mówi
się, że są dla dzieci, a faktycznie są też dla dorosłych, bo mnie akurat
pozwalają przypomnieć sobie ten niepowtarzalnie słodki smak dzieciństwa.
Pozostałe, owszem, mogą się podobać, nawet bardzo, ale rzadko kiedy zasługują
na długofalową ekscytację. A „Farmagia” sprawiła, że mogłam odkleić się od realiów
i polewitować wśród kolorowych łąk magicznej krainy, pobrodziłam boso w strumieniu,
poczułam wartki nurt wody na skórze, stałam się znowu beztroską kilkulatką w
magicznym świecie, po prostu się odmłodziłam. Żaden lifting, botoks czy inne
kosmetyczne cudeńka, drogie Panie i Panowie, tego nie sprawią! Przy tej
lekturze odpoczęłam, zrelaksowałam się, odetchnęłam. Przypomniałam sobie emocje
i odczucia, które przysypane kurzem codzienności zmatowiały, skurczyły się, a w
trakcie lektury nabierały opalizujących kolorów, jedno po drugim odzyskiwały
cudowną moc wywoływania uśmiechu i odświeżania najprzyjemniejszych historii z
dzieciństwa. Ech, pomyślałam, tego właśnie mi było trzeba. I postanowiłam też,
że od czasu do czasu będę sobie czytać książki dla dzieci, by nie zwapnieć do
końca, by nie zawieść samej siebie.
Czytając „Farmagię”
przenosimy się do cudownego świata, pełnego magicznych zwierząt i baśniowych
stworów, które przybywają tu po pomoc, gdy są chore lub ranne. Żyją tu też
elfy, które nie znają się na leczeniu i dlatego od lat sprowadzają do Farmagii
Opiekunki – dziewczynki, które potrafią leczyć chore zwierzaki. Teraz wybrały
do pomocy Tereskę – rezolutną kilkulatkę, która kocha zwierzęta. Autorka do
pary przyda jej jeszcze kolegę Jonatana. Na oboje czeka świat magii z jego
niesamowitościami, ale i świat rzeczywisty też okaże się pełen zdarzeń.
Magdalena Jasny
sprawiła mi tą lekturą niebywałą
radość. Stworzyła piękną opowieść, odziała ją w literacką szatę i
przystroiła jeszcze własnymi ilustracjami. Już sama okładka zwraca uwagę.
Twarda oprawa z przemawiającą do wyobraźni ekspresyjną sceną, do tego kolory
takie, jak lubię. Każdy rozdział ma swojego graficznego patrona – najczęściej
stwora będącego bohaterem przygód Tereski i Jonatana. Nawet same ilustracje
pobudzają fantazję. Dodatkowo duża czcionka i odstępy między wierszami ułatwiają
lekturę młodszym odbiorcom, a i wzrok starszych z pewnością doceni ten zabieg
drukarski. O kolorze ecru papieru wspominać nie muszę.
Na czytelnika czeka kilkadziesiąt
rozdziałów, a w każdym inna przygoda, która sama w sobie może stanowić osobną
historię-przypowieść, choć autorka akurat stroni od moralizatorstwa. Bohaterowie
sami zbierają nowe doświadczenia, uczą się w działaniu i samodzielnie wyciągają
wnioski. Jasny ma do dzieci pełne zaufanie i daje im sporo swobody, co nie oznacza,
że zostawia ich samopas. Można tu znaleźć wiele przykładów, jak pielęgnować
przyjaźń, jak troszczyć się o siebie i zwierzęta, pomagać i wspierać w trudnych
chwilach, unikać niepotrzebnej rywalizacji i jakie znaczenie mają medale, jak chronić
przed przemocą, rozpoznawać zagrożenia. Każdy z nich może stanowić – jak już
wspomniałam wcześniej – temat na osobną pogadankę z dzieckiem, by wspólnie usiąść
i wytłumaczyć, zatrzymać się na czułe przytulaski, by pokazać, jak bardzo druga
osoba jest dla mnie ważna. „Dziewczyński” świat Tereski i „chłopczyński” Jonatana
początkowo skrajne, wydawałoby się jak dwa końce patyka, okazują się światami,
które potrafią być dla siebie interesujące, wspierać się i uzupełniać. Czego
nie potrafi Tereska, umie Jonatan i na odwrót.
W tym wszystkim jest
też miejsce na elfy-oryginały z drobnymi dziwactwami. Ich czasami osobliwe podejście
bywa przyczyną wielu zaskakujących zdarzeń, bo elfy są po prostu elficko inne. A różnorodność potrafi być taka fantastyczna!
Jasny nie pozwala się wymknąć
opowieści ani na moment. Doskonale wie, co chce przekazać czytelnikowi i jaki
chce osiągnąć efekt. Zaciekawia barwną narracją, plastycznie maluje magiczne
zwierzęta, a kilka precyzyjnie dobranych szczegółów wystarcza, by dziecko
wyobraziło sobie pracownię Tereski czy schronienie Jonatana, a i dorosłemu nie
sposób wręcz pozostać nieczułym na wdzięki Farmagii. Jasny stworzyła opowieść,
która zbliża pokolenia przy wspólnym czytaniu. A więc… czytajmy i bawmy się na
całego, bo przecież „Farmagia” jest od tego!
Za egzemplarz książki
pt. „Farmagia” dziękuję autorce i Wydawnictwu Zysk i S-k.