Wszystkie posty spełniające kryteria zapytania cień debory, posortowane według trafności. Sortuj według daty Pokaż wszystkie posty
Wszystkie posty spełniające kryteria zapytania cień debory, posortowane według trafności. Sortuj według daty Pokaż wszystkie posty

09/07/2021

RECENZJA PREMIEROWA - Magdalena Mosiężna "Cień Debory" z Wydawnictwa JanKa

Książki "Maryla i Debora" oraz "Cień Debory" leżą wśród zielonych i kwitnących krzewów.
Dyptyk "Maryla i Debora" oraz "Cień Debory" 
Magdaleny Mosiężnej/
Wydawnictwo JanKa

 

Maj. Kwitną bzy. Tegoroczny miesiąc zakochanych określiłabym jako chłodny. Temperaturowo wcale nie lepszy od poprzedniego, ale za to literacko… Fiu, fiu, kto by pomyślał…

W maju 2020 poznałam „Marylę i Deborę” Magdaleny Mosiężnej, a w maju tego roku „Cień Debory” przyjemnie przesłonił mi szarą aurę za oknami. Mimo że świat literackich bohaterów nie okazał się nazbyt kolorowy, to historia, którą opowiada Mosiężna, jest zdecydowanie warta poznania.

O postawach dwóch bohaterek, ich charakterach i ideałach pisałam w recenzji „Maryli i Debory” Przedpremierowa recenzja "Maryli i Debory" Magdaleny Mosiężnej. O tym, że poglądowo Maryla nie podbiła mojego serca (raczej miałam ochotę niepedagogicznie trzepnąć ją w jej piękną, acz momentami pustą główkę), też się wypowiadałam. Co więc ma w sobie ta kobieta, że mimo wad, mimo kontrowersji, jakie wywołuje we mnie jej zachowanie, z zaciekawieniem sięgam po kolejny tom jej historii? Sprawdźmy.

Gdy opadł bitewny pył z pierwszej części sagi, bohaterowie potargani szaleństwem wojennych burz wracają do domów, wracają do Warszawy, a właściwie do tego, co z niej pozostało. Wśród zgliszcz odnajdują się starzy przyjaciele, ale spośród tych samych zgliszcz wyrastają również gorliwi działacze nowego ładu, którzy po przejęciu władzy z werwą zelotów krzewią wzorzec socjalistycznego obywatela (z jego nie tylko robotniczo-chłopskim pochodzeniem, lecz także siermiężnym podejściem do wartości) i zajadle wypleniają „intelygienckie” naleciałości. Do stolicy wraz dziećmi i mężem przybywa także Maryla. Najbliższa rodzina w komplecie, więc wydawałoby się, że można zaczynać patrzeć w przyszłość. Ani jednak przeszłość nie jest tak łatwa do wygumkowania, ani teraźniejszość nie tak przychylna, jak by się w głębi serca pragnęło. Wszystko to za sprawą samej autorki, bowiem Mosiężna wyspecjalizowała się w rzucaniu kłód swoim bohaterom. Gdy tylko na horyzoncie pojawia się promyk nadziei, ta, niczym złośliwa Eris, przynosi im jak nie komplikację małżeńską, to – gdy ponownie zaświeci iskierka radości – w rewanżu po złapaniu przez nich niemal ostatnim tchem kruchej równowagi przeszkodę innego rodzaju. I tak w kółko.

Skoro już o bohaterach mowa, to trzeba powiedzieć, że nie są oni herosami w klasycznym ujęciu. Nie rzucają się z bagnetem na czołgi, nie szafują hasłami „Bóg. Honor. Ojczyzna”. Ich heroizm jest innego rodzaju. To powszedni trud zmagania się z rzeczywistością. To troska o dzieci, dom, rodzinę. To codzienne zmartwienia o przetrwanie i byt. Marylę, naznaczoną piętnem żony „bandyty” akowca, dotknie ostracyzm społeczny w pracy. Na własnej skórze doświadczy skutków peerelowskiego aparatu przesłuchań, będzie samotnie zmagać się z demonami przeszłości, niezrozumieniem najbliższych, opuszczeniem, ale – aż niemal ocierając się o zarzut egoistycznego pragmatyzmu czy wręcz oportunizmu – uparcie i skrycie nie podda się w staraniach o własne szczęście. I chyba ta umiejętność przetrwania, podnoszenia się z gruzów, nieidealna i nieidealistyczna chęć życia stanowi o jej sile. Z każdej sytuacji, choć poobijana, wychodzi wzmocniona. Jak to się dzieje? Może dlatego, że Mosiężna budując postać Maryli, z wyczuciem dobrała proporcje w dawkach ideałów, które – jak wiadomo – chleba nie dają, a tylko niepotrzebnie rozpalają myśli, i życiowych realiów, które to z kolei  pozwalają te ideały realizować, o ile do obu zmiennych zastosuje się właściwe parytety. Takie podejście pozwala bohaterce przebrnąć obronną ręką przez różnorakie kryzysy, z którymi inni już tak sprawnie sobie nie poradzili. Ten wątek jeszcze rozwinę nieco później.

Inspirację do życiowych trosk bohaterów Mosiężna zdaje się czerpać w dużej mierze z historii. Nie, nie nazwałabym „Cienia Debory” powieścią historyczną, może raczej z tłem historycznym. Czytelnik znajdzie tu zarysowaną sprawę nacjonalizacji, sygnał o pogromie Żydów w Kielcach czy kwestię powstania PZPR. Autorka uchyla też rąbka świata wydawniczo-literackiego z postaciami takimi jak choćby Dąbrowska, Watt, Iwaszkiewicz, Broniewski czy Tuwim. Wszystkim wprowadzonym wydarzeniom towarzyszą określone emocje, ścierają się punkty widzenia, a przede wszystkim wpływają one na protagonistów, ich postawy i zachowania. Bo pamiętajmy, że u Mosiężnej – jak w życiu – nic nie jest dane na stałe. Radość z nastania nowych czasów może zamienić się w rozczarowanie światopoglądowe, a sympatia równie szybko może zostać zdemaskowana jako uprzejmy szpicel. 

Warto również zaznaczyć, jak ważną rolę w powieści odgrywa sama Warszawa, a właściwie to, co po niej zostało. Mosiężna nie poświęca jej wiele słów (przecież to zaledwie cień dawnego miasta), ale… ale choć niezbyt widoczna, jest jednak niezaprzeczalnie odczuwalna. Autorka, sama nie będąc warszawianką, pisze z perspektywy współczesnej młodej kobiety o jednym z najbardziej dramatycznych okresów w historii Polski, a mianowicie o Warszawie w czasie wojny, o Warszawie z okresu powstania w 1944 r., a następnie o przywracaniu jej do życia. Czuje to miejsce tak wyraźnie, jakby się w nim urodziła. Oddaje puls i rytm miasta, potrafiąc uchwycić jego wibrującą esencję. W jej oczach powojenna Warszawa to nie przywalone ulice, a odradzające się arterie, to nie tylko kikuty drzew, a pączkujące nadzieje. Analogia między losami Maryli a Warszawy jest aż nazbyt wyraźna. Obie podnoszą się po klęsce. Jedna w wymiarze czysto symbolicznym, druga w wymiarze bardziej namacalnym, bo prawdziwego życia zwykłego człowieka.

U Mosiężnej panta rei, co chyba najwyraźniej widać w sylwetkach bohaterów. Na próbę życiowego ognia wystawia wszystkich bez wyjątku, nagina i hartuje. Nie znajdziecie w sadze podobnych charakterów, a jeśli już doszukacie się analogii, to i tak autorka poprowadzi ich drogi inaczej mentalnie, poglądowo lub kto ją tam jeszcze wie. Ponadto jej bohaterowie są bardzo mocno osadzeni w ówczesnych realiach i to one w dużej mierze wpływają na ich losy, zmuszają do działań, każą dokonywać wyborów, a dramaty, jakie przeżywają główni uczestnicy powieści, sprawiają, że stają się bardziej interesujący dla czytelnika, nawet jeśli nie uzyskują jego aprobaty moralnej.

Mosiężna prezentuje w mojej ocenie ciekawy sposób prowadzenia losów bohaterów. Przypomnę tylko, że w „Maryli i Deborze” bez uszczerbku dla fabuły tytułowe postaci spotkały się ze sobą ledwie na krótki czas, który jednakoż wystarczył im do skonfrontowania swojego podejścia choćby do takich kwestii jak, np. miłość, praca, życie i śmierć. Tam kontrast między nimi był wyraźnie zarysowany, w „Cieniu Debory” nieco przyblakł, lecz nadal jest dostrzegalny (mimo że osobiście Debora przecież nie pojawia się na kartach książki ani razu). Obecnie antynomii należy szukać w nadchodzącej zmianie systemu politycznego, który zapanował wraz z nastaniem pokoju, tworząc robotniczą ojczyznę z nową kategorią bohaterów i oprawców, z redefinicją ekonomii, sztuki, nauki, ba… wszystkich dziedzin życia, podporządkowanych rodzącym się dumnym obywatelom Polski Ludowej, a także lub może przede wszystkim w deprecjacji relacji międzyludzkich. Wychodzący spod ideologicznej sztampy i wychowywany na sztucznych założeniach społecznych peerelowski obywatel ma szansę na godne zasłużonego proletariusza mieszkanie, pracę, samochód, wpływy i pieniądze. Im bardziej zasłużony w oczach oficjeli, tym lepiej. (Oczywiście w rozsądnych socjalistycznych granicach, bo szczególne względy warto okazywać tylko specjalnym funkcjonariuszom zamkniętego układu, np. donosicielom.) Ten natomiast, który nie podporządkuje się rządom ludu, staje się wrzodem i wrogiem klasowym, którego należy wyciąć z korzeniami, lub w najlepszym razie zepchnąć na margines. W takich okolicznościach każdy z bohaterów wyznacza sobie własne granice pozwalające mu na przetrwanie i na osiągnięcie szczęścia. Każdy z nich musi odpowiedzieć sobie na pytanie, jakim wartościom, do jakiego stopnia i w jaki sposób hołduje, na czym mu zależy. Ile ze swojej wolności i ile siebie jest w stanie oddać, jaką cząstkę poświęcić, a jaką zachować, by nie zatracić własnej tożsamości – tej indywidualnej i tej społecznej.

U Mosiężnej czyste ideały odeszły w cień, bo nie wytrzymały konfrontacji z rzeczywistością,  na scenie pozostali ledwie naśladowcy dawnych wizji. Ich niepodważalnym atutem jest jednak fakt, że w przeciwieństwie do kryształowych idealistów zwyczajnie przetrwali. Skoro przeżyli piekło wojny, pokonają i kolejne przeszkody. Jak widać, „Cień Debory” to lektura ze wszech miar aktualna także ze względu na ukazywanie przemian powodowanych opresyjnym systemem i zachodzących tak w społeczeństwie, jak i w jednostkach. Zasadniczo mechanizmy sprawowania władzy pozostają przecież te same niezależnie od czasu i miejsca.

Mosiężna zastosowała w „Cieniu Debory” podobną konstrukcję jak w „Maryli i Deborze”. Rozdziały poprzedzają odpowiednio dobrane cytaty z wierszy mające stanowić poetycką zapowiedź wydarzeń, choć pisanych prozą, to jednak nie zawsze prozaicznych. Jest – wydawałoby się – niezobowiązujący prolog i otwarte zakończenie. Po co zmieniać coś, co się, po pierwsze, sprawdziło, i, po drugie, stanowi wyróżnik autorki? Ale to nie wszystko. Mosiężna nie pozwalając wytchnąć swoim postaciom, sama również nie zasypia gruszek w popiele. Zachowując swój oryginalny styl, jednocześnie, jak mówi Kasia Sosnowicz z sieczyta.com, „rozwija skrzydła”. A ja w zupełności się z tą opinią zgadzam. U Mosiężnej wyczuwa się pogłębienie warsztatu, sceny wychodzące spod jej pióra stały się pełniejsze, a narracja nabrała płynniejszego rytmu. Dojrzałe dialogi, nadal bliższe literackiemu sercu Mosiężnej niż opisy, przyciągają nie tylko barwą ripost, lecz i siłą trafnej argumentacji. Ponadto da się również zauważyć pewność siebie autorki w kształtowaniu atmosfery i niuansowaniu emocji. W efekcie otrzymujemy żywą opowieść przykuwającą uwagę czytelników swą autentycznością, bo bohaterowie „Cienia Debory” to nie sztuczne i wzniosłe wzory postawione na piedestale do naśladowania, które trudno doścignąć i przy których czujemy się z własnymi wadami boleśnie mali, a popełniający błędy zwykli ludzie z krwi i kości, którym przyszło żyć w trudnych czasach i borykać się z problemami, na które nikt jeszcze nie wynalazł skutecznego remedium. To być może o odmiennych poglądach na życie koleżanka uprzykrzająca nam stosunki w pracy albo organizujący prowokacyjne bojówki radykalny polityk czy złamany ciężarem życia miły staruszek drepczący codziennie o tej samej godzinie ulicą. Ich dylematy są często naszymi rozterkami i dlatego tak chętnie w zaciszu własnych domów sięgamy po ich historie, skoro własne wciąż wymykają się nam spod kontroli.

Za patronat recenzencki nad „Cieniem Debory” autorstwa Magdaleny Mosiężnej dziękuję Wydawnictwu JanKa. 


Zapraszam także do wysłuchania rozmowy przeprowadzonej w ramach "Rozmów z Duszkiem" w lipcu 2020 r. z autorką dyptyku ("Maryla i Debora", "Cień Debory") - Magdaleną Mosiężną. 

Gość "Rozmów z Duszkiem" Magdalena Mosiężna



30/07/2020

Gość "Rozmów z Duszkiem" - Magdalena Mosiężna-Grata

Tym razem w serii "Rozmów z Duszkiem" gościem jest Pani Magdalena Mosiężna-Grata autorka pozycji pt. "Maryla i Debora" - książki, która w maju 2020 r. ukazała się nakładem Wydawnictwa JanKa.

Rozmawiamy nie tylko o bohaterkach i ich zachowaniach w czasie wojny. Przyglądamy się głównie współczesnemu podejściu do postaw obywatelskich (ufff..., było blisko polityki, ale udało się zgrabnie ominąć ryzykowne kwestie). Zahaczamy o wallenrodyzm, białe suknie z welonem, zapuszczamy się w gęstwinę charakterologicznych pułapek i - mam nadzieję, że miękko - lądujemy w przyszłości, czyli o tym, co i kiedy się ukaże jako kontynuacja "Maryli i Debory".

Magdalena Mosiężna-Grata - gość "Rozmów z Duszkiem"

"Cień Debory" - kontynuacja losów "Maryli i Debory" Magdaleny Mosiężnej

30/09/2021

Założyciele Wydawnictwa JanKa gośćmi "Rozmów z Duszkiem"


Janina Rogalska-Koźbiel i Jan Koźbiel
gośćmi "Rozmów z Duszkiem"

Pani Janina Rogalska-Koźbiel i Pan Jan Koźbiel są założycielami Wydawnictwa JanKa, które istnieje na rynku od ponad 12 lat. Dla wydawnictwa najważniejszy jest autor i jego dzieło, stąd między innymi tyle uwagi poświęca się w wydawnictwie, by autor poczuł się komfortowo. 
JanKa wydaje głównie powieści, opowiadania i reportaże. Spod ich redaktorskich skrzydeł wyszły takie książki jak, np. 
"Wskrzesina" Artura Boratczuka, 
"Ręce ojca" Aleksandry Julii Koteli,
"Cichoborek" Urszuli Stokłosy, 
"Maryla i Debora", "Cień Debory" Magdaleny Mosiężnej,
"Archipelag Lewiatana" Marcina Cieleckiego,
"Niskorosła" Joanny Bartoń,
"Stół" Marty Horbal.
Wielu autorów debiutowało z JanemKa. 

A teraz w "Rozmowach z Duszkiem" możemy posłuchać, jak wygląda praca wydawnictwa, do czego potrzebny jest autor, a do czego redaktor i jak to między nimi bywa. Dywagujemy o współczesnej literaturze, a także o "homeopatycznych" zaletach książek z wydawnictwa JanKa. 
Rozmowę zamykamy krótką wzmianką akcji #SzczepimySięDuszkiem. 




18/05/2020

RECENZJA PRZEDPREMIEROWA - Magdalena Mosiężna "Maryla i Debora" z Wydawnictwa JanKa

Okładka książki Magdaleny Mosiężnej pt. "Maryla i Debora" z Wydawnictwa JanKa - dwie dziewczyny na tle kina

Kto wie, czy było tak? Że była Maryla i Debora. Dziewczęta z tamtych lat. Lat trzydziestych i czasu wojny w Warszawie. Czas zatarł ślad. Kto wie, czy było tak?*)

Historia Polski jest historią niepowtarzalną. Żadne inne państwo nie zniknęło z mapy nowożytnej  Europy na ponad sto lat. I podczas gdy uczeni periodyzują okresy historyczne na poszczególne epoki, co w przypadku Polski również ma miejsce i jest jak najbardziej adekwatną dystynkcją czasową, to jednak z punktu widzenia Polaków dużo istotniejsze znaczenie ma inny podział – na okres, gdy Polska działała jako państwo i gdy jako kraj przestała istnieć. Tak więc wyznaczane są następujące cezury: 1795 – ostatni rozbiór, w efekcie którego Polska rozpływa się w niebycie i 1918 – kiedy po latach niewoli, krwawych powstań, represji ekonomicznych i społecznych odradza się II Rzeczpospolita. Ponad stuletni okres politycznej próżni objął kilka pokoleń Polaków wychowanych pod rządami obcych państw. Nic dziwnego więc, że w tym czasie główny trzon zabiegów propaństwowców skupiał się na działaniach zmierzających do odzyskania niepodległości, w tym na podtrzymywaniu narodowych tradycji i pielęgnowaniu pamięci historycznej. Wybór ścieżki był względnie dowolny, od drogi skrajnie pokojowej po radykalnie rewolucyjną. Polakom nie trzeba powtarzać, że jesteśmy dumnym, butnym i bitnym narodem. Nie raz przelewaliśmy krew za wolność naszą i waszą. W walce o niepodległą ginął kwiat narodu, wystarczy wspomnieć belwederczyków, Orlęta Lwowskie, oficerów, inteligencję. W powstaniach, rewolucjach, wojnach Polacy bili się dzielnie i bohatersko umierali. Ten szeroko kultywowany wzór, że mężczyźnie dane było walczyć i ginąć jak bohater, dostrzega także Magdalena Mosiężna. Ale w swojej debiutanckiej książce pt. „Maryla i Debora” Mosiężna zauważa też coś jeszcze, a mianowicie fakt, iż wówczas gdy mężczyźni walczyli i ginęli, to życie poza bitewnym frontem nie zatrzymało się, a zegar odmierzał nieprzerwanie czas, choć przy tej ilości niewyobrażalnych tragedii, jaka dotknęła społeczeństwo, można by zapytać, jak to w ogóle możliwe, że serce świata nie pękło z rozpaczy. Jak wspomniałam, w literaturze dominującym wątkiem okresu wojennego jest motyw mężczyzn ginących z bronią w ręku. Co jednak z ludnością cywilną? Co z kobietami i dziećmi? Tu właśnie Mosiężna upatruje dla siebie pole do popisu, gdyż bohaterkami swojej debiutanckiej powieści, która toczy się przed II wojną światową i w czasie wojny, uczyniła kobiety.

Maryla pochodzi z dobrego domu, po odzyskaniu przez Polskę niepodległości jej rodzina wraca z Rosji, by osiedlić się w okolicach Bydgoszczy i odbudowywać ojczyznę. Marylę poznajemy tuż przed maturą w kwietniu 1937 r., kiedy w ogólnym harmidrze dziewczęcych przygotowań próbuje dobrać właściwe fatałaszki przed sobotnim wyjściem na miasto, czyli szaleństwa weekendu czas zacząć.

Z kolei Debora Leman to Żydówka z ubogiej warszawskiej rodziny, jeszcze jako dziecko pomaga ciotce prowadzić sklep, by wspomóc rodziców finansowo. Debora zawdzięcza swe imię dziejowej bohaterce, która w czasach walk Izraela była jedyną wśród mężczyzn kobietą piastującą zaszczytny urząd sędziego. Wówczas sędzia nie tylko wydawała wyroki, lecz także rządziła, a będąc postacią niezwykle charyzmatyczną, wytyczała swojemu ludowi właściwą drogę, bo zawsze wiedziała, co słuszne i dobre.

Już po tak krótkim przedstawieniu czujemy podskórnie, jak bardzo różnią się od siebie te postaci. Tak naprawdę łączy je płeć, czas i miejsce akcji – Warszawa okresu przed i po 1939 r., ale nawet i ten związek jest raczej dość luźny, gdyż autorka pozwoli bohaterkom spotkać się raptem jeden istotny raz. Zanim jednak do spotkania dojdzie, Mosiężna wprowadzi nas w ich indywidualne losy, marzenia, sprawy ważne i błahe, miłości, dzieci, rodziny, zapatrywania na sprawy wagi państwowej i te mniejszego kalibru, a także w plany na przyszłość. Doprowadzając do spotkania autorka sprawi, że choć obie faktycznie będą na wyciągnięcie ręki, to pod wpływem przeżytych doświadczeń nigdy chyba nie będą sobie bardziej odległe w kwestiach kardynalnych.

Nie zdradzę chyba tajemnicy, jeśli powiem, że autorka w jednym z wywiadów wspomniała, że „ma dość przedstawiania wojny z perspektywy mężczyzn”, dlatego w tej powieści baczne oko fabuły eksponuje kobiecy punkt widzenia na rzeczywistość. Lata międzywojenne to okres, który kształtuje postawy głównych bohaterek, ich poglądy i zapatrywania. To czas nauki, czas terminowania w społeczeństwie, pączkowania postaw, czas przygotowań do wyboru drogi. W tym świecie bohaterowie żyją wygodnie, korzystają z atrakcji młodości, świetnie się bawią. Tymczasem wojna stanowi okres próby, przychodzi konfrontacyjny egzamin z życia, podczas którego los mówi „Sprawdzam. Pokaż mi, na co cię stać, co wybrałeś?”

Jak wcześniej wspomniałam, wojna to zwyczajowo czas mężczyzn. Przeważnie to oni są na celowniku twórców. To oni walczą, przelewają krew i umierają, natomiast Mosiężna w centrum historii stawia kobiety, przy czym żadna z nich nie chwyta za broń, żadna nie ginie z rozdzierającym okrzykiem na ustach „Niech żyje Polska!” I kiedy nadejdzie czas, że wróg kolbami uderzy do drzwi, każda z nich będzie radzić sobie zupełnie inaczej. Każda z nich przyjmie inny model przetrwania i każda z nich odczuje inne konsekwencje swoich wyborów.

Czy w takim razie przez to, że autorka głównymi bohaterkami uczyniła kobiety, można powiedzieć, że to książka feministyczna? Mosiężna zdaje się być świadoma występowania ówczesnych prawidłowości i stereotypów odnoszących się do roli kobiety w życiu. Właśnie dlatego ukazuje kilka typologicznie zróżnicowanych kobiecych postaci. Mamy mocne, dobrze wykształcone reprezentantki wyższych sfer. Mamy kobiety, które choć bez gruntownej edukacji, to niejednego zaskoczyłyby siłą ducha i dojrzałym rozumieniem roli jednostki w społeczeństwie jako służby dla kraju. Jeszcze inne są płytkie i pretensjonalne o cechach drobnomieszczańskiej małostkowości i wreszcie kobiety wywodzące się z najniższych warstw społecznych, będące często bezwolną ofiarą wciąż pokutujących nierówności. Jednym bliżej moralnie do damskiej wersji doktora Judyma, bo żyją zgodnie z przyjętymi ideami, widząc w pracy i oddaniu społeczeństwu swój model szczęścia. Inne trwają przy mężczyznach niczym bluszcz, oczekując adoracji i uwielbienia. W mojej ocenie nieprzypadkowo Mosiężna pozwala sobie też na wzmiankę o Irenie Krzywickiej i Tadeuszu Boyu-Żeleńskim oraz ich klinice świadomego macierzyństwa. Dla niewtajemniczonych warto może dodać gwoli wyjaśnienia, że oboje w swoich działaniach upowszechniali edukację seksualną i wiedzę na temat kontroli urodzeń. To, co w oczach społeczeństwa Boyowi uchodziło – jako lekarzowi z wykształcenia i mężczyźnie z urodzenia – to już Krzywickiej – jako kobiecie-feministce i „zaledwie” pisarce – środowisko nieżyczliwie wytykało, uznając, iż jest to nadmierne epatowanie waginą. Tym sposobem Mosiężna zdaje się kierować uwagę czytelnika na fakt, że inny zakres aprobaty społecznej dla swych poczynań posiada mężczyzna, inny kobieta z wyższych sfer, inny miejska dziewczyna, a jeszcze inny zwykła chłopka z folwarku, choć formalnie legitymują się takimi samymi prawami. Wątek elastycznego podejścia do moralności w zależności od pochodzenia społecznego rodowodowo kojarzył mi się z tematyką poruszaną w „Granicy” Nałkowskiej czy „Kaśce Kariatydzie” Zapolskiej, choć nie wiem, czy nie posuwam się w doszukiwaniu proweniencji nazbyt daleko.

Okres międzywojnia był w historii Polski okresem chyba pod każdym względem intensywnym, trzeba było budować kraj od nowa, bo Polacy wreszcie odzyskali upragnioną wolność. Każdy mógł dołożyć swój wkład, a wersji na wizję młodej ojczyzny było chyba więcej niż samych jej obywateli. Spośród szeregu możliwości Mosiężna decyduje się postawić na dysonans pokoleniowy w kwestiach dotyczących rozumienia pojęcia patriotyzmu. Autorka kreśli inne spojrzenie tych, którzy na własnej skórze odczuli ciężar życia pod zaborami, rugowanie, zsyłki, konspirację, strach przed utratą majątku za kultywowanie polskich tradycji. Ale Mosiężna głównie pozwala wypowiedzieć się pokoleniu, które zabory kojarzy tylko z nazwy, a wolność traktuje jako przynależne i oczywiste prawo społeczne. W tym dwugłosie starsi ciągle pamiętają smak utraconej państwowości i przez pryzmat tej goryczy patrzą na teraźniejszość, podczas gdy młodzi, nigdy tej zgryzoty nie zaznawszy, próbują odciąć się od hańby niewoli i pozbyć się balastu przeszłości. Jednak i ta płaszczyzna nie jest u Mosiężnej czarno-biała, a zróżnicowana i przybierająca stopniowalne odcienie, co autorka wyraźnie eksponuje, angażując swych bohaterów w rozmaite formy działań podczas okupacji i pokazując w ten sposób różny sposób podejścia do miłości ojczyzny. Okazuje się bowiem, że nawet ci, którzy w chwilach nad wyraz surowej oceny własnej osoby sami byliby skłonni uznać siebie raczej za lekkoduchów i kolekcjonerów wrażeń niż za bohaterów, w momencie gdy zachodzi potrzeba, stają się patriotami, wyrażając swoimi postawami wszakże w zróżnicowany sposób, ale jednak stosunek i przywiązanie do Polski. Bitwy i wojenny kurz walki wprawdzie dają o sobie znać, zbierając śmiertelne żniwo, lecz dla Mosiężnej nie są to aspekty zasługujące na pierwszoplanową ekspozycję, dlatego rzadko plamią obrazy kolorem krwi. Owszem, Warszawa tonie w gruzach, mury getta duszą w sobie tysiące ofiar, odbywają się łapanki, zewsząd czają się zagrożenia, jednak autorka nie uwydatnia ich w nadmiernie jaskrawy sposób, celowo unikając drastycznych scen.

Skoro o patriotyzmie mowa, to nie sposób nie wspomnieć kwestii bohaterstwa. Mosiężna zdaje się wykraczać poza „klasyczny” kształt pojęcia, w którym bohater w wersji romantycznej toczy nieprzejednaną i dramatyczną walkę, przy czym konieczny jest rozlew krwi i tragiczny finał. Ta klasyfikacja podlega dalszemu rozdrobnieniu, by wyróżnić zasadniczo dwa wzorce a’la Kordian lub a’la Wallenrod. Tymczasem Mosiężna koncentruje naszą uwagę na innej odmianie bohaterstwa, na bohaterstwie rozumianym w sensie służby wobec potrzebujących, gdzie prawdziwym heroizmem staje się zwykłe, codzienne i żmudne ratowanie życia innych, czyli bohaterstwo odarte z brawury i glorii wielkiej chwały. Tej cichej i niemal pokornej postawy nie opiewają też wieszcze. A niewidoczne i wielkoduszne męstwo, choć pozbawione nadzwyczajności, w istocie odznacza się najwyższą formą ofiarnej cnoty. W oczach świata nieistotne i niespektakularne, lecz z punktu widzenia indywidualnego człowieka na miarę tego, co najcenniejsze – na miarę życia.

Warto choćby krótko nadmienić jeszcze jedną istotną kwestię, na którą zwraca uwagę Mosiężna, a mianowicie granicę zła i cierpienia. W „Maryli i Deborze” jest ona wyeksponowana na tle wojny, jednak zagadnienie to ma dużo bardziej uniwersalny charakter. Jedna z bohaterek przytłoczona ciężarem stałego widoku śmierci, powszedniością jej majestatu, zobojętnieniem na przemoc i okrucieństwo zastanawia się, „skoro nie ma granicy zła i cierpienia, musi istnieć granica odczuwania.”, zdając sobie jednocześnie sprawę, że tego typu przeżycia nie pozostaną bez wpływu ani na nią samą, ani na przyszłe życie innych. Kwestię natury zła, jego absolutnego charakteru i aspektów w wymiarze egzystencjalnym poruszano wiele razy, m.in. Hannah Arendt wypowiadała się o banalności zła, a Mosiężna pokazała w ekspresywny sposób jedynie wybrane pokłosie nikczemności w wymiarze ludzkim. W rozdzierającej modlitwie będącej dławiącym krzykiem rozpaczy jednej z bohaterek, oddała sedno następstw tragedii. Sprowadziła zło z poziomu bezimiennie ogólnego do prawdziwego człowieka żyjącego tu i teraz. Tym samym przestało być ono stricte filozoficzne, a stało się okrutnie autentyczne, namacalnie obecne. Autorka dokonała „przetłumaczenia” istoty zła z poziomu abstrakcyjnie odległego na poziom pełnowymiarowego konkretu.

Mosiężna reprezentuje kolejne pokolenie, które próbuje włączyć się w dyskurs o II wojnie światowej. Jednak w prozie Mosiężnej to nie tematyka – bo ta przecież poruszana jest od lat – lecz sposób ujęcia staje się atutem. Dzięki zmienionej perspektywie, dzięki przesunięciu punktu ciężkości powieść zyskuje na nowoczesności, przez co dla odbiorców z pokolenia autorki problematyka powieści może stać się bardziej zrozumiała i bliższa pod względem emocjonalnym. Także sposób odmierzania czasu, jaki Mosiężna obrała, może się wydawać dla młodszego czytelnika atrakcyjny. Zwykle nielubiane daty zostały w większości przypadków zastąpione milowymi krokami historycznymi. Wydarzenia jak, np. początek wojny, bitwa nad Bzurą, wątek oficerów straconych w Katyniu, budowa i zamknięcie getta, wybuch powstania ułatwiają odbiorcy orientację, na jakim etapie zaawansowania wojennej nawałnicy właśnie się znajduje.

Styl Mosiężnej nie jest może nazbyt ozdobny, ale jest starannie uładzony, pociągająco zwarty i logicznie przemyślany. Odnosi się wrażenie, że miejscami autorka celowo nie pogłębia pewnych zagadnień, by pozostawić czytelnikowi pole do wytchnienia, zastanowienia i własnych przemyśleń. Narracja prowadzona jest jakby z pewnego dystansu czasowego. Mamy poczucie, że słuchamy opowieści z ust kogoś, kto z bliska przyglądał się tej historii, lata temu brał w niej udział, pamięta jeszcze emocje towarzyszące poszczególnym wydarzeniom, choć ich intensywność została już przyprószona popiołem czasu, wciąż jednak została pamięć czynów, zdarzeń i osób. A teraz siedząc w fotelu i trzymając na kolanach album z wyblakłymi fotografiami, nieco marszcząc czoło w skupieniu dla lepszego przywołania wspomnień, wraca pamięcią do tamtych dni…

Maryla i Debora to duet pierwszoplanowy. Mosiężna osadziła kobiety wprawdzie w tych samych realiach, ale sprawiła, że formowały je odmienne środowiska i wartości, a do siatki rozbieżności dołożyła jeszcze zmienną czasu. W miarę rozwoju akcji obserwujemy, jak autorka operując wskazówką zegara, stopniowo modeluje sylwetki ukształtowanych w poglądach bohaterek, zmienia je same i ich zapatrywania. Kobiet i mężczyzn nie brakuje również w tle, jednak Mosiężna czas wojny uczyniła zdecydowanie czasem kobiet. Stawiając je na pierwszym planie, wydobyła je z cienia męskiej chwały i stworzyła ich żywe portrety. Tym samym potrzeba ludzkiego szczęścia (z marzeniami o beztrosko dorastających dzieciach, kochającej rodzinie i bezpiecznym domu) została skonfrontowana z wyzwaniami sytuacji kryzysowych, gdy w zagrożeniu przestaje się liczyć pochodzenie, zamożność czy wykształcenie, natomiast decydującym czynnikiem staje się wola przetrwania. Pozostaje więc pytanie, jakie pokłady ludzkiej natury wyzwoli w bohaterach strach i chęć życia? Te najlepsze czy może najmroczniejsze?

Gdybym miała przypisać „Marylę i Deborę” do określonej odmiany gatunkowej, pokusiłabym się o stwierdzenie, że jest to powieść społeczno-socjologiczna, która odsłania sposoby zachowania oraz zachodzące w bohaterach przemiany. Mosiężna kładzie nacisk na relacje, na proces powstawania więzi między stworzonymi postaciami i systematycznie dostarcza im bodźców sprawczych, by następnie przyglądać się wywołanym reakcjom i działaniom. Co ciekawe, wiele z prezentowanych postaw jest aktualnych także dziś.

Za patronat recenzencki nad książką „Maryla i Debora” dziękuję Wydawnictwu JanKa.

*   Nawiązanie do słów piosenki Pete’a Seegera pt. „Where Have All the Flowers Gone“ w polskim tłumaczeniu Wandy Sieradzkiej de Ruig pt. „Gdzie są kwiaty z tamtych lat”

AKTUALIZACJA 

W maju 2021 r. ukazała się kontynuacja "Maryli i Debory" autorstwa Magdaleny Mosiężnej pt. "Cień Debory"