13/11/2018

Krótka biesiada z Kosmowską o Urbanowskiej


Dziś spotkała mnie prawdziwa uczta… Częstowano nas bowiem wyśmienitym słowem… Słowem o Zofii Urbanowskiej. Ale po kolei.
Spotkanie zorganizowała Miejska Biblioteka Publiczna w Koninie, na wiadomość trafiłam (nomen omen) na profilu Biblioteki, jednak informacja widniała tam w formie zwykłego posta, a nie wydarzenia. Z punktu widzenia organizacyjnego warto tego typu eventy ogłaszać w formie wydarzeń na FB, ponieważ wówczas istnieje możliwość przetransferowania ich do własnego kalendarza, co z kolei jest wygodne, bo nawet jeśli nam umkną z ulotnej pamięci, to kalendarz nam o tym przypomni. Zwykły post nie daje takiej możliwości, ale to dygresja stricte organizacyjna.
Otóż, z dużym zainteresowaniem wybrałam się na spotkanie z Panią Barbarą Kosmowską, która miała przedstawić audytorium Zofię Urbanowską od strony „podwórka, wielkiego świata i zmierzchu nad Koninem”, bo tak brzmiał temat wykładu. Przyznam się, że postać Zofii Urbanowskiej nie była mi znana, aż do czasu przyjazdu do Konina. Dopiero na terenach Wielkopolski usłyszałam o niej jako autorce książek dla dzieci. Dlatego wpisałam przypomnienie do kalendarza i gdy nadszedł termin, mimo niezbyt zachęcającej aury za oknem, podreptałam do Biblioteki.
I nie zawiodłam się, ponieważ spotkanie z obiema pisarkami – faktyczne z Barbarą Kosmowską i metaforyczne z Zofią Urbanowską – sprawiło mi dużą przyjemność. A była to biesiada słowna w podwójnym znaczeniu, bo czymże jak nie słowem operuje autor, a tu jeszcze autor o autorze. Właściwie trudno powiedzieć, co wywołało większą radość, słuchanie tego, co mówi prelegentka, czy słuchanie, jak mówi. Jakkolwiek by do tego nie podchodzić, i jedno, i drugie warte było spotkania.
Czy story of Zofia Urbanowska mogłaby być interesująca dla współczesnego odbiorcy? Czy jest to historia na miarę serialu na Netflixie czy choćby relacji w mediach społecznościowych? No, bo urodzona w zubożałej rodzinie, wychowuje się na wsi, rodziców nie stać na dobre szkoły, więc przenoszą jedynaczkę do szkółki prowadzonej przez siostry zakonne, potem wyjazd do Warszawy – pamiętajmy, że to naonczas nie stolica, lecz ledwo większe miasto w zaborze rosyjskim – i praca na pensji jako nauczycielka. Pierwsza publikacja – klops, bo krytyka wieeeelce niełaskawa jest. No, dobrze, ładna była (Urbanowska, nie krytyka), ale to w sumie wszystko, bo nawet nieszczególnie wykształcona – jej edukacja zakończyła się na egzaminie maturalnym. Ok, ok, wiem, powiecie, żebym nie była drobiazgowa, bo to przecież inne czasy były. No, to może choć jakaś maleńka tragedia? Jakaś nieszczęśliwa miłość? Może tajemnica w stylu z wierzchu słodka, w środku potwór? Szukam, szukam i nie znajduję. Jestem już na etapie, gdzie uroda się wyczerpuje i nadal żadnej sensacji mogącej wstrząsnąć współczesnymi. Taaak, obecnie jesteśmy przyzwyczajeni do nadzwyczajnych zdarzeń, heroicznych czynów, przesadnych wzlotów i wyolbrzymionych upadków. A zwyczajne życie, zwykła praca nie cieszy się atrakcyjnością. Skrajności, wstrząsy i wszelakie hiper są natomiast na fali. A ta szara mycha (może nawet czarna, bo ubierała się często w tenże kolor), skromna, nieśmiała, stroniąca od świecznika czym nas może zainteresować? Przecież w obecnej dobie nie mamy czasu na zastanawianie się, nie wspominając o chwili samodzielnej refleksji, wolimy wygodnie przyjmować cudze opinie za własne, bo przecież tak łatwiej. My chcemy odkrywać, a i to najlepiej szybko, bo im więcej, tym lepiej. Liczy się ilość lajków, ilość followersów, ilość wyświetleń, ilość challenge’ów (i tylko na marginesie nadmienię, że przecież mamy polski odpowiednik w postaci „wyzwania”). Ufff… Aż się sama tym tempem zasapałam… Otóż, może się okazać – ku nieoczekiwanemu zdumieniu poniektórych – że zwyczajne życie może być losem c a ł k o w i c i e  s p e ł n i o n y m. Bum… A to ci heca… Ale jak to? Tak bez wielkiego halo? Bez głośnego łał?
Uważam, że większość z obecnych na sali nie poświęci Urbanowskiej nawet chwili przemyślenia, bo przecież też nie każdy musi być amatorem biografii, zwłaszcza osób tak mało wyrazistych w swym charakterze i na dodatek ledwo rozpoznawalnych. Ale jeśli tylko choć niektórzy sięgną po dodatkowe materiały na jej temat, to znaczy, że zaintrygowała ich ta postać na tyle, by samemu wyrobić sobie zdanie o tej autorce. Ja z pewnością po takowe sięgnę. Bo kto powiedział, że tylko historie znanych mogą być inspirujące?
Należy jednak wyraźnie podkreślić, że do inspiracji Zofią Urbanowską w dużej mierze przyczyniła się sama prelegentka, a dokładniej styl, w jakim prowadziła spotkanie. Jak już wcześniej wspomniałam, niezmierną przyjemność sprawiło mi zagłębianie się w słowa, które nad wyraz zgrabnie zarysowywały sylwetkę Urbanowskiej. Mogę powiedzieć, że kultura i jakość słowa ujęły mnie na tyle głęboko, że z pewnością to wydarzenie utkwi mi w pamięci i stanie się tematem dalszych rozmów. Oby więcej takich spotkań. Z doświadczenia powiem tylko (bo przetestowałam to na własnej skórze), że dawka dobrej elokwencji zwykle skutecznie zaspokaja mój apetyt na strawę duchową i koi potrzeby finezji języka. Oczywiście, do czasu... do czasu aż znów kolejna porcja zostanie zaaplikowana.

Materiały zdjęciowe: Marek Kowalski
więcej materiałów zdjęciowych na stronie:
https://www.facebook.com/pg/mbp.konin/photos/?ref=page_internal
Kosmowska Urbanowska mbp Konin spotkanie autorskie
Barbara Kosmowska

Kosmowska Urbanowska mbp Konin
Barbara Kosmowska

spotkanie autorskie Kosmowska Urbanowska mbp Konin
Barbara Kosmowska

spotkanie autorskie Kosmowska mbp Konin Urbanowska
Barbara Kosmowska

Kosmowska Janasek Konin
B. Kosmowska i H. Janasek

mbp Konin portret Urbanowska
Portret Zofii Urbanowskiej

Urbanowska mbp Konin spotkanie autorskie
Portret Zofii Urbanowskiej

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz