17/12/2020

Lucia Vaccarino, Davide Morosinotto "The Game" z Wydawnictwa Akapit Press

 

Książka "The Game" obo bialego pluszowego duszka-maskotki z bloga "Czytam duszkiem"
Lucia Vaccarino, Davide Morosinotto
"The Game"/Akapit Press

Akapit Press to wydawnictwo, które specjalizuje się w książkach dla dzieci i młodzieży, a „The Game” autorstwa Luci Vaccarino i Davide’a Morosinotto kierowana jest do grupy młodszych nastolatków.

Bohaterka „The Game”, 13-letnia Cece, przeprowadza się z miasta do prowincjonalnej mieściny. Jej ojciec wyjeżdża z Francji do Kolorado za pracą, a dziewczyna na czas przejściowy trafia pod opiekę matki. Cece nie podoba się to rozwiązanie, bo ich relacje trudno nawet nazwać poprawnymi. Dziewczyna ma bowiem żal, że matka na dłuższy czas zniknęła z jej życia, zostawiając ją bez słowa wyjaśnienia. Z jednej strony jest na nią zła, a z drugiej potrzebuje jej bardziej, niż sama się spodziewa. Okazuje się, że przyjazd do, wydawałoby się nudnego, miasteczka wprowadza w życie nastolatki sporo niespodzianek. W szkole uczniowie dziwnie się zachowują, dochodzi do niebezpiecznych wypadków, poza tym niektórzy mają tajemnicze znamię, będące znakiem rozpoznawczym uczestników zagadkowej gry.

Autorzy w niepozornej objętościowo książce, która ma format zaledwie 138x198 i tylko 170 stron, zmieścili sporo akcji, bo przecież z perspektywy współczesnego nastolatka nic nie przyciąga tak skutecznie, jak odpowiednio skumulowana ilość atrakcji. Książkę podzielono na kolejne dni, a niektóre wydarzenia sprecyzowano nawet co do godziny. I właściwie nie ma dnia, by nie działo się coś istotnego. A to nękanie koleżanki-outsiderki, a to pożar na przerwie, a to wypadek w szkolnej szatni. Nie zabraknie także klasowej piękności, która niczym barakuda walczy o swoje tereny łowieckie. Klasyka sennego miasteczka, w którym wszyscy się znają i wszyscy wszystko o sobie wiedzą. A jednak okazują się być pewne rzeczy, które dla mieszkańców są zastrzeżone. Cece jako nowa szybko musi więc wejść w szkolne relacje, a jednocześnie należy wyjaśnić sekret tajemniczej gry, do której przystępuje coraz więcej uczniów. Wydarzenia rozgrywają się lotem błyskawicy, na szczęście autorzy przydali bohaterce do pomocy klasowego kolegę – Spencera, który kilka lat temu sam przybył do miasteczka i doskonale pamięta, jak to jest być nowym w mieście i nowym w szkole.

Początkowo można by sądzić, że fabuła poprowadzi czytelnika w stronę współczesnych gier komputerowych, które, o ile stosuje się w nich do określonych zasad, stanowią względnie zrozumiałą dla uczestników wirtualną przestrzeń. W „The Game” to błędne założenie, bo im bardziej zagłębiamy się w opowieść, tym więcej w niej odcieni z pogranicza fantastyki, snu czy intuicji. Z perspektywy młodego czytelnika raczej nie powinno to mieć wpływu na osłabienie jego ciekawości, bo bakcyla tajemnicy połknął już wcześniej, a zmiana kierunku na nieoczekiwany może jego czujność jeszcze tylko wyostrzyć.

O ile udało się autorom – moim zdaniem – rozbudzić zainteresowanie młodego czytelnika, o tyle nie do końca chyba osiągnięto efekt polegający na stworzeniu klimatu małego miasteczka, a potem atmosfery grozy, by książka stanowiła rodzaj młodzieżowego thrillera, bo dość okrojona narracja temu zabiegowi zdecydowanie nie sprzyja.

Jeszcze tylko parę słów chciałabym poświęcić finałowi. Nie, nie będę go tutaj zdradzać, ale właśnie ze względu na sposób zakończenia, na jaki autorzy się zdecydowali, może się okazać, że nie każdy nastolatek właściwie je zrozumie, więc może warto by było, aby starsi umiejętnie podpytali swą pociechę o wrażenia z lektury, a zwłaszcza o postawy etyczne bohaterów. Podkreślam „umiejętnie”, bo przecież młodzież bystra jest i nie lubi być odpytywana lub co gorsza czuć się kontrolowana. Tak więc, drodzy rodzice, sprytem i godnością osobistą drążcie intelektualne pokłady swoich dziatków.

I już zupełnie na sam koniec końców krótko odniosę się do przekładu. W paru miejscach tłumaczka, Monika Motkowicz, użyła w stosunku do 13-latki określenia „dziewczynka”. Osobiście mnie to sformułowanie może nie tyle raziło, co wywoływało pewną dysharmonię w odbiorze. Bo o ileż zręczniej brzmi słowo „dziewczyna”, które zresztą w „The Game” wielokrotnie pada. Zwłaszcza że współczesna 13-latka i na motorze pośmiga, i makijaż w szkolnej toalecie poprawi, więc bliżej jej już do kobiety niż dziecka (przynajmniej z wyglądu).

Za egzemplarz książki Luci Vaccarino i Davide’a Morosinotto pt. „The Game” dziękuję Wydawnictwu Akapit Press.

2 komentarze:

  1. Ciekawa powieść dla młodzieży i zgadzam się, że dziś trzynastolatka to już nie dziewczynka :)

    OdpowiedzUsuń
  2. A swoją drogą, uświadomiłam sobie właśnie, jak niewiele neutralnych słów mamy w polskim języku na określenie "nastolatki". Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń