Kazuo Ishiguro "Nie opuszczaj mnie"/ Wydawnictwo Albatros |
Właśnie skończyłam kolejne spotkanie z laureatem literackiej Nagrody Nobla. Tym razem jest to Kazuo Ishiguro, który zaprezentował się ze swoim "Nie opuszczaj mnie". Tytuł sugerujący romans, ale - uwierzcie mi - zawartość nie ma w sobie odrobiny romantyzmu. Określeń szukałabym raczej na drugim końcu skali, sam zaś wydawca zdefiniował książkę w kategorii antyutopii, która rozgrywa się w świecie alternatywnym.
Anglia.
Końcówka XX w. Kathy ma 31 lat i jest opiekunką. Wspomina swoje dzieciństwo i
młodość, które spędziła w Hailsham – szkole z internatem dla wybrańców. Jest
tam wielu wychowanków, lecz szczególnie więzi łączyły ją z Ruth i Tommym. Teraz
z perspektywy kilkunastu lat Kathy opowiada, jak wspólne dorastali, wspólnie
się uczyli, bawili, nawiązywali przyjaźnie, zakochiwali. W elitarnej placówce
oddzielonej od świata zewnętrznego podopieczni mają nikłe wyobrażenie, co
dzieje się poza jej murami. Co więcej, te bańki rzeczywistości w ogóle się nie
przenikają, jakby z założenia nie chciały o sobie nic wiedzieć. Opowieść skupia
się więc wyłącznie na uczniach i ich zajęciach, pomijając banalne „zamurze”, z jego
sztampową codziennością.
Jednak
w „Nie opuszczaj mnie” w pierwszej kolejności uderza chyba styl opowieści, który
oscyluje na pograniczu przyćmionych mgłą niepamięci wspomnień a niesamowitą
historią zmyśloną przez skłonne w pewnym wieku do konfabulowania dzieci. Z
czasem też wahamy się, czy to wszystko wydarzyło się naprawdę, czy może zapamiętane
obrazy podsuwa nam jedynie złudna wyobraźnia.
Dodatkowo w „Nie opuszczaj
mnie” motek narracji rozwija się powoli, autor nie umieścił tu super
spektakularnych wydarzeń mających odgrywać rolę game changera. Nie dochodzi do
trzęsienia ziemi, a jednak napięcie stale narasta i zagęszcza nastrój. Dlatego
odbiorca musi wykazać się cierpliwością, a o tę niełatwo, skoro do głowy ciśnie
się mnóstwo pytań, czemu ma służyć to wyizolowanie, gdzie są rodziny, co się
dzieje poza szkołą i dlaczego coś tu nie pasuje. A Ishiguro konsekwentnie od
samego początku i z każdą następną sceną dokłada kolejną cegiełkę do całości,
do całości niejasności, dając nam czas na oswojenie się z kolejnym uwierającym faktem.
Te fragmenty – podobnie jak same wspomnienia – są niepełne, ledwie napomykają o
pewnych kwestiach, jakby stanowiły temat tabu. Jak zwierzęta, które instynktownie
wyczuwają zagrożenie, choć nie potrafią go dokładnie zidentyfikować i wycofują
się z niebezpieczeństwa, podobnie bohaterowie pomijają niewygodne tematy,
dotykają ich tylko powierzchownie, jakby sami właściwie nie chcieli dowiedzieć
się szczegółów i sami nie dowierzali w to, co zaraz usłyszą. Ten złowieszczy niepokój
jest wyczuwalny do ostatniej sceny, jesteśmy aż stężali z napięcia, czekając,
kiedy dowiemy się prawdy i co ona będzie oznaczała. A przecież prawda jest
znana od początku.
Bo
„Nie opuszczaj mnie” to również książką o prawdzie, a właściwie o formie, w
jakiej występuje. Czy niedopowiedzenie jest częściową prawdą czy częściowym
kłamstwem. Czy prawda rani? A czy kłamstwo ochroni przed nieuniknionym?
Ishiguro ciekawie oddał mechanizmy psychologiczne, którymi posługujemy się, gdy
nie chcemy dopuścić do świadomości niewygodnych faktów. Pokazuje, jak potrafimy
kluczyć, oszukiwać samych siebie, by się z nimi nie zmierzyć, lawirujemy wokół
nich, stąpamy jak po kruchym lodzie, byle tylko się nie załamał i nie obnażył
tego, co w głębi umysłu już od dawna wiedzieliśmy i my, czytelnicy, i oni,
bohaterowie. Wspomaganie się eufemizmami, by przykryć niewygodne, może się
okazać pomocne dla dwóch stron, zarówno dla tej, która okłamuje, jak i dla tej,
która jest okłamywana.
„Nie
opuszczaj mnie” uzmysławia, jak daleko jest w stanie posunąć się człowiek w
imię własnych potrzeb, komfortu czy dla zachowania zdrowia i życia. Jakiego
rodzaju cenę jesteśmy w stanie zaakceptować? Gdy czytałam „Nie opuszczaj mnie”,
przypomniała mi się pewna koncepcja zwana oknem Overtona, która głosi, że nawet
najbardziej niewyobrażalne zjawiska przy odrobinie umiejętnej perswazji mogą
zyskać aprobatę społeczną, dzięki której z czasem wydostają się ze sfer
zakazanych, niemoralnych, a stają się zjawiskiem powszechnym, ba… nawet pożądanym.
Mam wrażenie, że podobną metodą posługuje się Ishiguro w „Nie opuszczaj mnie”. Tu
fakty nie spadły z nieba. One dokonywały się konsekwentnie, krople prawdy skapywały
jedna po drugiej, a z każdym dokonaniem przesuwała się także granica
przyzwoitości. Wydźwięk tej lektury jest tym bardziej przerażający, gdy
uświadomimy sobie, jak niewiele dzieli zmyśloną na potrzeby literackie historię
od potencjalnej rzeczywistości. I ta świadomość, że fikcja może się nieoczekiwanie
okazać prawdą, staje się dokuczliwie nieznośna.
Za podsunięcie intrygującej lektury dziękuję Miejskiej Bibliotece Publicznej w Koninie. „Nie opuszczaj mnie” Kazuo Ishiguro ukazała się nakładem Wydawnictwa Albatros.