Marek Żak "Korpomisie"/Wydawnictwo WasPos |
Podczas lektury „Korpomisiów,
czyli jak osiągnąć sukces” Marka Żaka poznajemy świat misiów z Lasu Zachodzącego
Słońca. Naszym cicerone po tej niewiarygodnej krainie jest młody miś Bombo,
który właśnie skończył szkołę i bardzo marzy o pracy w miodowej korporacji.
Bombo nie jest specjalnie uzdolniony, ale umie zjednywać sobie sympatię.
Dostaje etat w produkcji, a ponieważ wyróżnia się kreatywnością, szybko zostaje
dostrzeżony przez przełożonych. Trafia do działu handlowego, a wiedzieć należy,
że praca w tym dziale uważana jest przez korpomisiów za szczególne wyróżnienie.
Z czasem dostaje służbowe mieszkanie, coraz częściej bierze udział w naradach
zarządu i w końcu awansuje na Dyrektora Biura Przekonywania Misiów. Dopiero
tutaj Bombo może rozwinąć skrzydła i świecić blaskiem wschodzącej gwiazdy. Propagandowe
manipulacje i naciąganie prawdy to zaledwie pomniejsze przewinienia Bombo.
Myliłby się jednak
czytelnik, gdyby pomyślał, że „Korpomisie” to współczesna polityczno-społeczna satyra
jedynie na funkcjonowanie korporacji. Wymowa „Korpomisiów” ma zdecydowanie
szerszy zasięg, gdyż Marek Żak tylko początkowo wprowadza nas w standardy i
zwyczaje firmy, by stopniowo i niemal niepostrzeżenie przesuwać punkt ciężkości
a finalnie przejść do systemów o cechach totalitarnych. Wsiąkając w historię z
każdym kolejnym krokiem czytelnik zastanawia się, na jaki następny przewrotny i
wypaczony moralnie pomysł wpadnie nasz konformista Bombo, by realizować korzyści
organizacji i poniekąd własne. Lektura bezlitośnie obnaża mechanizmy działania organizacji
w celu realizacji interesów biznesowych. Mamy tu zdemaskowane metody, jakimi instytucje
się posługują oraz jak wyszukują podatne jednostki, aby następnie, podsycając w
nich serwilistyczne cechy, eliminować zdolność krytycznego myślenia. Beztroski
ton fabuły i słodkie misie w roli bohaterów mają zmylić czujność odbiorcy, kreując
w jego umyśle obraz pozornie normalnego życia zawodowego. Nie daj się zwieść
czytelniku, gdyż pod gładkimi mordkami i lśniącymi futerkami może ukrywać się wyrachowany
oportunista, który w imię wzniosłych ideałów rozumianych na swój pokrętny sposób
nie cofnie się nawet przed … .
Nie zdajemy sobie sprawy,
ile cech wspólnych w sposobie realizacji celów mogą mieć organizacje i reżimy
totalitarne. Zestawienie niewinnie wyglądających bohaterów (przecież to słodkie
misiaczki zwierzaczki-przytulaczki) z ich bezwzględnym zachowaniem uzmysławia,
że pęd do sukcesu, władzy czy podporządkowania sobie innych nie ma twarzy. Potencjalnie
materiałem na karierowicza, który uwierzy we wszystko, co przynosi pieniądze, może
być każdy oportunista niezależnie, w jakie szatki się przystroi.
W „Korpomisiach” Marek
Żak zaszył niemało nawiązań do historycznych wydarzeń czy postaci. Minister
propagandy nosi wymowne nazwisko Gabel. Sporo jednoznacznych skojarzeń wywołują
sąsiedzi nomen omen zza wschodniej granicy. Jako pożądana waluta występują franciszki.
Takich konotacji znajdziemy w książce więcej. Ponadto roi się od haseł
propagandowych rodem z minionej epoki, choćby popularne „Oszczędnością i pracą
misie się bogacą.” Zastosowane tricki zakotwiczone w fabule wśród fikcyjnych
okoliczności i zmyślonych bohaterów z jednej strony bawią, a z drugiej pobudzają
do postawienia pytania, czy to jeszcze urojone krzywe zwierciadło czy już jednak
rzeczywistość?
Bombo – tak, ten czarujący
Bombo o z pozoru nic nieznaczącym imieniu, imieniu wręcz nijakim (niemal jak Edek
z „Tanga” Mrożka) – wywołał we mnie skojarzenia z postacią Nikodema Dyzmy
stworzoną przez Tadeusza Dołęgę-Mostowicza. Obaj – i Nikoś, i Bombo – to bezduszni
dorobkiewicze. Jednakowoż Nikoś błyszczy i wspina się na sam szczyt, korzystając
z dobrodziejstw swych awansów i nie ukrywając się z tym. Natomiast Bombo jest
wprawdzie uważany za najbardziej obiecującego pracownika i szybko awansuje,
lecz nie na topowe stanowiska. Nie wypada mu też eksponować swego bogactwa,
gdyż byłoby to wbrew ideom systemu sprawiedliwości społecznej, który z założenia
przecież dba o wszystkie misie, a nie tylko o wybrane. Gromadzenie bajońskich
sum przez niektóre misie może więc odbywać się tylko w ciszy korporacyjnych
kuluarów. Bareja ze swoim zmysłem obserwacji i wychwytywania absurdalnych
smaczków miałby tu pole do reżyserskiego popisu.
I jeszcze tylko jedna
dygresja. Na okładce „Korpomisiów” znajdziemy informację, że nie jest to
książka dla dzieci. Jednak śmiem w tej kwestii polemizować z autorem. Dzieci mogą
odczytać tę lekturę w warstwie bezpośredniej i dosłownej, jako historyjkę o
misiach, które dziarsko produkują miodek, trzymają się za łapki, głaszczą po
futerkach i wiodą – jak na misie przystało – leśne życie. Dla dorosłych zaś
pozostanie do interpretacji drugie i trzecie dno perypetii Bombo. Porównałabym „Korpomisie”
do niektórych kreskówek oglądanych tak chętnie przez widzów w różnym wieku.
Każda grupa wiekowa dostrzega inne wątki i inne brzmienia, w różnych momentach odmiennie
reaguje, ale razem bawią się świetnie. Tak też – w mojej ocenie – może być w
przypadku „Korpomisiów” Marka Żaka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz