Krzysztof Bochus "Szkarłatna głębia"/Wydawnictwo Muza |
W pewne
styczniowe popołudnie 1934 r. w Elblągu zostaje brutalnie zamordowany starszy mennonitów.
Sprawę prowadzi radca Christian Abell z gdańskiej policji kryminalnej. Niewielka
wspólnota, żyjąca wg surowych zasad moralnych, niechętnie patrzy na obcego przybywającego
z wielkomiejskiego świata i wyraźnie dystansuje się wobec jego działań. Wkrótce
dochodzi do kolejnego sadystycznego morderstwa, które wstrząsa mieszkańcami
regionu.
W „Szkarłatnej głębi” Krzysztofa Bochusa
dominują cechy kryminału. Jest i zbrodnia, jest i detektyw dociekający prawdy w
poszukiwaniu winnego. Lektura szczególnie może przypaść do gustu miłośnikom
stylu retro, bo autor osadził akcję w latach trzydziestych ubiegłego wieku.
Wydarzenia dzieją się głównie w okolicach Mierzei Wiślanej, ale jesteśmy także na
pięknej starówce Elbląga, wpadamy do Wolnego Miasta Gdańska, pojawiamy się w urokliwym
Kwidzynie. Klimat ówczesnej epoki Bochus maluje w typowy dla siebie sposób. Tak,
świadomie użyłam słowa „maluje”. Bochus maluje słowem, podpatrując
szczegółowość obrazów Breugla czy scen rodzajowych Chodowieckiego. Obaj zresztą
(nie bez przyczyny) goszczą na kartach powieści. Bochus także przywiązuje wagę
do detali, ale dobiera je z wyważonym umiarem, by tworzyły stylową domieszkę rozsiewającą
swoistą aurą.
Skoro jesteśmy przy malarstwie, to
nie sposób pominąć kolorystykę. Wyraźnie wyróżniają się dwa trendy. Pierwszy bezpośrednio
związany z porą roku. Mamy śnieżny styczeń ze świdrującym mrozem. Okolicę spowija
bezbrzeżne, zimnoskrzące się srebro, a pozbawiona dźwięków głucha biel przechodzi
w szarość aż po czerń ślepej nocy. Ten skuty lodem obraz oddaje także nastrój
wspólnoty, do środka której próbuje wniknąć główny bohater. Jednak, podobnie jak
za oknem, napotyka chłód, powściągliwą rezerwę i milczenie.
Z kolei we wnętrzach wygodnie moszczą
się barwne detale rozgrzewane ciepłem majolikowych pieców. Realizmu dodają scenerii
także unoszące się w powietrzu ślady zapachów. Tu szczególnie spełnia się
Bochus esteta i intelektualista, dekorując przestrzeń a to biblioteczką wypełnioną
dziełami mistrzów, a to biedermeierowskimi akcesoriami, a to grudką połyskliwego
bursztynu. Dzięki tak starannie dobranym drobiazgom nasza wyobraźnia odwzorowuje
sugestywne obrazy w pełni poruszające zmysły.
Niewątpliwą ciekawostką są sami menonici,
stanowiący odrębną grupę społeczno-religijną, zwani przez niektórych potocznie europejskimi amiszami. Tworzą własny
skrawek niedostępnego dla innych świata, przez co są nieco wyalienowani ze
społeczeństwa. Nie bez przyczyny autor wprowadza do fabuły zbiorowość, której
członkowie starają się przestrzegać rygorystycznych wzorców, dążyć do
nieskazitelności i żyć zgodnie z ideą pacyfizmu. Bo Bochus nie jest pisarzem
milczącym w kwestiach społecznych, dlatego w „Szkarłatnej głębi” pojawiają się odniesienia
wprost do problematyki postaw obywatelskich. Przecież kipiące ideologią
faszystowsko-nazistowską lata trzydzieste ubiegłego wieku stanowiły doskonałą
próbę dla miary charakteru człowieka z jego namiętnościami, ambicjami i
animozjami. Autor pokazuje, że niezależnie od czasów ludzka psychika się nie
zmienia. Dywersyfikacji co najwyżej podlegają metody wraz z obraną retoryką i
narzędzia w drodze do celu. Wśród wyraźnych akcentów Bochus przemyca także i te
symboliczne, jak choćby wspomniany już wcześniej Breugel. Autor wykorzystał
jeden z jego obrazów o ślepych przewodnikach o ponadczasowym przesłaniu.
Przenośne znaczenie ma w „Szkarłatnej
głębi” także motyw braku. Ślepota to nie tylko fizyczna niemożność widzenia,
lecz także brak zdolności dostrzegania tego, co ważne czy to z perspektywy
prowadzonego przez Abella śledztwa, czy z punktu widzenia uniwersalnych
wartości. Ubytek koloru w plenerach przejawia się również w monochromatyzmie obrazu.
I wreszcie dostrzegalna jest w krajobrazie nieobecność ptaków. Ptak od wieków
symbolizował wolność, a w powieści pojawia się dopiero pod koniec narracji,
lecz wówczas przybiera formę ciemnego stada dzielącego się zdobyczą.
Jeśli jeszcze chwilę ze mną
wytrzymacie, to dodam tylko, że na uwagę zasługuje także opozycja par bohaterów.
Na scenie ścierają się bowiem dwa duety z przeciwstawnych stron. Warto się im przyjrzeć
dokładniej, jakimi ścieżkami kroczą, jakim hołdują zasadom, jakie role i w
jakich okolicznościach odgrywają. Odpowiedzi na te pytania zdradzają
filozoficzny mechanizm kształtowania ludzkich losów.
W „Szkarłatnej głębi” Krzysztofa Bochusa
dostajemy na tacy nie tylko apetyczny kryminał jako danie główne. Atrakcyjnie poprowadzonej
fabule towarzyszy także przemyślana konstrukcja bez zbędnych beletrystycznych
ulepszaczy. Niczym w jajku Faberge udało się Bochusowi zawrzeć w epoce dawno
minionej hermetyczny świat mennonitów, a czytelniczą rozrywkę dopełnia kompilacja
estetycznych dodatków, z odrobiną symbolicznych atrybutów i intelektualnych ripost
rodem z klasyków. Jak na kryminał przystało, Bochus podsuwa fałszywe tropy,
kluczy, lecz im bliżej finału, tym swobodniej pozwala panować dedukcji. A
ponadto w tyglu zagadkowych składników znalazło się jeszcze miejsce na pierwiastki
kobiecej natury. „Szkarłatna głębia” Bochusa do tego stopnia ujęła mnie swą
intrygującą mieszanką literackich smaków, że jeśli tylko nadarzy się okazja, nie
omieszkam sięgnąć po kolejną książkę tego autora.
Za możliwość zrecenzowania książki w wersji elektronicznej dziękuję
autorowi.
Za udostępnienie pliku do recenzji dziękuję Iwonie Niezgodzie
organizatorce niezależnego plebiscytu na polską książkę roku „Brakująca Litera”.