3 grudnia 2020 r. o godzinie 18.30 rusza wieczór wyborczy w związku z wyborami do Wrocławskiej Rady Kultury prowadzonymi w ramach Wrocławskiego Kongresu Kultury. Startuje 52 kandydatów, można objąć 8 mandatów. Organizatorzy postawili każdemu kandydatowi 17 takich samych pytań. Odpowiedzi na pytania będzie można rozwinąć podczas wieczoru wyborczego. Oto mój punkt widzenia na część spraw związanych z wrocławską kulturą.
Głosować można 4 grudnia 2020 r. online w godzinach od 9.00 do 18.00.
LATARNIK WYBORCZY
1.
Czy
uważasz, że we Wrocławiu powinien być powołany wiceprezydent ds. kultury?
□ TAK
■ NIE
□ TRUDNO POWIEDZIEĆ
Zgodnie z ustawą o
samorządzie gminny kultura obok, np. edukacji czy ochrony środowiska czy
ochrony zdrowia, należy do zadań własnych gminy. Organem wykonawczym we
Wrocławiu jest prezydent, który wykonuje zadania własne miasta przy pomocy
urzędu, dlatego to do kompetencji prezydenta należy przydzielanie zadań,
zatrudnianie i powoływanie zastępców, którym powierza określone obszary
działania. Obecnie kultura podlega bezpośrednio prezydentowi jako część
departamentu spraw społecznych. Można by więc przypuszczać, że jest to obszar
szczególnie mu bliski. W mojej ocenie nie tyle powinno nam zależeć na
ustanawianiu nowych stanowisk czy funkcji, jakkolwiek ich nie nazwiemy,
wiceprezydent, pełnomocnik, koordynator, co bardziej na nadaniu kulturze
właściwej rangi i znaczenia, aby kultura przestała być traktowana po
macoszemu, bo rzekomo bez kultury można żyć. Pamiętajmy, kultura nie jest na
chwilę. Kultura jest na każdą chwilę. Samo ustanawianie stanowisk kulturze
nie pomoże, jeśli nie zadbamy o świadomość co do jej znaczenia wśród jej
twórców, decydentów o kulturze i samych uczestników kultury. Kultura jest
pełnoprawnym i równoprawnym obszarem aktywności każdego z nas, jak edukacja,
jak zdrowie, jak klimat. Pandemia, kwarantanny, izolacje, ograniczenia właśnie
uświadamiają nam, co to znaczy samotność, obojętność, bezduszność i jak bardzo
zaczyna nam brakować otwartości na drugiego człowieka, którą niesie ze sobą
obcowanie z kulturą. Brakuje nam empatii, szacunku, wrażliwości, uważności i
czułości, którą tak podkreśla Olga Tokarczuk. Bez kultury jałowiejemy, tracimy
cząstkę człowieczeństwa.
2.
Czy
struktura budżetu, którym dysponuje wydział kultury, powinna być jawna, np. w
postaci rejestru zawieranych umów?
■ TAK
□ NIE
□
TRUDNO POWIEDZIEĆ
Struktura budżetu wydziału kultury jest jawna. Taką jawność gwarantuje, m.in. ustawa o
dostępie do informacji publicznej. Ponadto jawność i transparentność/przejrzystość
funkcjonowania urzędów publicznych, w tym samorządowych, a więc także poszczególnych
wydziałów, to jedna z podstawowych zasad obowiązujących w życiu publicznym.
Obywatele, stowarzyszenia, fundacje, ogólnie rzecz biorąc organizacje
pozarządowe, mają prawo wglądu w to, co i jak robi władza oraz czy przestrzega
zasad praworządności, gospodarności, celowości i rzetelności. Im szerszą wiedzą
w tym zakresie dysponuje obywatel, tym łatwiej mu kontrolować sferę publiczną.
A właściwe dysponowanie środkami publicznymi i otwartość organów w tym zakresie
sprzyja budowaniu zaufania na linii samorząd – obywatel. Zobowiązania, w tym
umowy, niewątpliwie w dużej mierze doprecyzowują działania władzy, konkretyzują
cele, wskazując, jakie zadania urząd realizuje, w jaki sposób, za ile, za czyim
pośrednictwem. O taką informację obywatel zawsze może się do urzędu zwrócić,
ale z pewnością sporządzenie rejestru, w którym w jednym miejscu zebrane są
umowy wydziału, zdecydowanie ułatwia kontrolę i jest wygodniejsze z punktu
widzenia przejrzystości. Rejestr może co najmniej zawierać strony umowy,
przedmiot, wartość, cel zadania, termin realizacji. To w mojej ocenie
podstawowe info, które w nim mogłyby się znaleźć.
3.
Czy
polityka informacyjna wydziału kultury powinna zostać pogłębiona?
□ TAK
■ NIE
□
TRUDNO POWIEDZIEĆ
Może nie nazwałabym tego potrzebą pogłębiania, ale raczej
położyłabym akcenty na kilka aspektów. Bo chyba nie chodzi nam o to, by
być zarzucanym przez wydział niepotrzebnymi informacjami, których wartość
merytoryczna jest znikoma. Chodzi o to, by informacja była wartościowa i
przydatna z punktu widzenia odbiorcy. Dobrze, by była zgromadzona w
jednym miejscu. Dodatkowo powinna być zrozumiała i kompletna. Może
nawet jakaś infografika by się przydała, by łatwiej było zrozumieć, np.
kwestie proceduralne, bo artysta to nie prawnik i nie od razu może wychwycić
różnice znaczeniowe między pojęciami. Ważne też, by informacja pojawiała się
z odpowiednim wyprzedzeniem, tzn. by odbiorca miał możliwość zapoznać się z
nią i gdy trzeba, mógł też zareagować. By odbiorca niekoniecznie w ostatnim
momencie lub nawet po terminie dowiadywał się o ważnych zdarzeniach, np. o
przetargach. Info online jest z pewnością wygodne, jednak nie zastąpi bezpośredniego
kontaktu. Rozmowa telefoniczna rozmowy na tzw. czatach też mogą stanowić
wygodną formę komunikacji.
4.
Czy
instytucje kultury we Wrocławiu wymagają reformy?
□ TAK
□ NIE
■
TRUDNO POWIEDZIEĆ
Wielokrotnie podkreślałam, że na kulturę patrzę nie z
punktu widzenia twórcy czy decydenta o kulturze, a z punktu widzenia zwykłego
odbiorcy. Nie odważę się w tej chwili w pełni kompetentne odpowiedzieć na to
pytanie, bo zwyczajnie nie dysponuję wystarczającą wiedzą w tym zakresie. Sam
fakt, że dana instytucja nie trafia ze swoją ofertą w mój gust kulturalny, w
żadnej mierze nie stanowi podstawy do tego, by mówić o konieczności jej
reformy. Jedno wiem na pewno, nawet jeśli instytucje kultury wymagają
reform, to zdecydowanie nie wszystkie i nie teraz. Instytucje kultury
podczas pandemii były i są zamknięte, mają ograniczone możliwości działania.
Walczą o przetrwanie. Sytuacja kryzysowa, z którą niewątpliwie mamy do
czynienia, to nie jest czas na prowadzenie reform, które co do zasady niosą ze
sobą kolejną niepewność dla ludzi kultury. To kolejny stres. O ludziach nie
wolno zapominać, bo to oni tworzą kulturę, to oni tworzą instytucję, a nie
odwrotnie. Być może niektórym instytucjom należałoby się przyjrzeć bliżej i
starać się je usprawnić. Ale do tego potrzebna mi jest szczegółowa wiedza na
temat działania konkretnych instytucji, audyt, a obecnie dostępu do takiej
wiedzy nie mam. Jednak najważniejszą kwestią z mojego punktu widzenia, jak
zwykłego odbiorcy kultury, jest działanie w taki sposób, by instytucje kultury
przetrwały kryzys. Jeśli to nam się uda, to w drugim etapie można mówić o
przeglądzie instytucji i ewentualnie próbie zmian.
5.
Kobiety
obecnie stanowią zdecydowaną mniejszość na kluczowych stanowiskach zarządczych
w kulturze. Czy powinien zostać wprowadzony w tej kwestii parytet?
□ TAK
■ NIE
□
TRUDNO POWIEDZIEĆ
To, co powiem w tej chwili, może wydać się zupełnie
niepopularne, tym bardziej że padnie z ust kobiety. Powiem wyraźnie i wprost: jestem
przeciwna jakimkolwiek parytetom czy innym sztucznym rozwiązaniom czy to w
kulturze, ekonomii, czy polityce. Gdziekolwiek. Co ciekawe, o parytetach mówi
się tylko w przypadku wyższych stanowisk. Skoro idziemy tym torem myślenia, to
powinniśmy wprowadzić parytet na każdym poziomie stanowisk. Skoro chcemy, by
dane stanowisko zajmowała osoba z najlepszymi kwalifikacjami, to takie osoby
wybierajmy, niezależnie czy to kobieta, czy mężczyzna. A parytet mówi: masz
wybrać kobietę, nawet jeśli ma niższe kwalifikacje. To policzek dla mnie
jako kobiety i dyskryminacja mężczyzn. Zamiast parytetu ważniejsze dla mnie
jest właściwe stosowanie zasad równości i równouprawnienia. Konkret: jeśli
pracodawca decyduje się awansować czy zatrudnić mężczyznę a nie kobietę, bo ona
zajdzie w ciążę, bo ona będzie na macierzyńskim wychowawczym itp., to właśnie
na takich przypadkach wolałabym się skupić, uświadamiać, rozmawiać o
nastawieniu pracodawcy, stereotypach, zmianie mentalności. Wiem, że to
trudniejsze w wykonaniu niż parytet. Zabiera mnóstwo czasu i sukces odległy.
Teorię znamy, teraz stosujmy ją w praktyce, bo tylko zdrowy system, którego
podstawy opierają się na równych zasadach, nie wykluczają, nie stwarzają
barier, a uwzględniają różnice wynikające z cech biologicznych, ma szansę na
sukces. Wówczas stosowanie sztucznych parytetów okaże się zbędne.
6.
Czy
miejskie placówki kulturalne powinny angażować się w spory polityczne i
światopoglądowe?
□ TAK
■ NIE
□
TRUDNO POWIEDZIEĆ
Nie,
ale mają prawo do własnego zdania i prawo do obrony.
Celem placówek kulturalnych (obojętnie czy samorządowych,
państwowych, czy prywatnych) jest działanie w obszarze kultury, jej
upowszechnianie i promocja, czyli pokazywanie pewnych zachowań, postaw,
inspirowanie do rozmowy, a nawet szokowanie, bo i po takie środki wyrazu ma
prawo sięgać twórca, by zwrócić uwagę na konkretny problem, zjawisko. Kultura
jest trochę jak dusza. Nie, nie dlatego, że nikt jej nie widział u niektórych,
ale dlatego, że jest cząstką każdego z nas i każdy z nas jest też jej częścią.
Kultura jest dla człowieka i w człowieku, a nie wbrew czy przeciw niemu.
Kultura wbrew człowiekowi nie jest kulturą, tak jak prawo wbrew człowiekowi
przestaje być prawem. Kultura jest osadzona w życiu społecznym i tym samym
zaangażowana, ale nie jako tuba propagandowa władzy czy narzędzie opozycji.
Przykład: czy prawa człowieka to polityka? I tak, bo w dużej mierze wpływ na
nie mają politycy. I nie, bo prawa te nie mogą być ustanawiane wg politycznych
kryteriów. Podobnie jest z kulturą. Na jej kształt próbują wprawdzie wpływać
politycy, ale wolna kultura nie działa pod dyktando polityków. Ważne też, by
odróżnić zaangażowanie od sporu. Zaangażowanie to pokazywanie pewnych
postaw, zachęta do dyskusji. A spór to konflikt polegający na sprzeczności
interesów, przy czym jego celem jest zniszczenie drugiej strony lub narzucenie
jej własnej woli, własnego zdania. Czy więc obrona przed atakiem jest wejściem
w spór? Z pewnością instytucje kultury nie powinny inicjować konfliktów, ale
mają prawo do własnego zdania, prawo do obrony, do reakcji na działania
niezgodne z prawem, na działania będące de facto szantażem politycznym
poprzez, np. pozbawianie ich finansowania, aby tylko zmusić je do określonych
zachowań czy zastraszyć.
7.
Czy
miasto powinno tworzyć więcej CALi (Centrów Aktywności Lokalnej)?
■ TAK
□ NIE
□
TRUDNO POWIEDZIEĆ
TAK,
TAK, PO WIELEKROĆ TAK!
Jestem z tej epoki, że pamiętam osiedlowe domy kultury,
gdzie można było w przysłowiowych papciach podreptać i spotkać się z osobami,
które mają podobne hobby. A ponieważ nic dwa razy się nie zdarza i nie wchodzi
się dwa razy do tej samej rzeki, to teraz powstają CALe, czyli Centra
Aktywności Lokalnej, gdzie można rozwijać już nie hobby a pasje i… potrzeby
mieszkańców. Tak, takich miejsc nam trzeba. Mówiłam o tym w moim programie, tam
nazywam je miejscami gniazdowania, jednak nie o nazwę a o istotę tu chodzi. O
istotę wchodzenia w interakcje, budowania relacji, motywowania mieszkańców o
różnych potrzebach, nie tylko zainteresowaniach. Takie centrum jest świetną
możliwością dla spotkań p. Jasi-seniorki, która piecze pycha ciasteczka i
interesuje się astronomią, oraz Marcela-juniora, który ma psa i mega teleskop
za miliony monet, którego jednak nie potrafi obsługiwać, a chętnie obejrzałby
prawdziwe gwiazdy, nie tylko celebrytów na srebrnym ekranie. Więc jeśli p.
Jasia spotka się w centrum z Marcelem, to wspólnie i pooglądają gwiazdy, i
najedzą się ciastek, i może nawet wspólnie psa wyprowadzą. P. Jasia poczuje się
potrzebna, rozrusza się na spacerze i spali ciasteczkowe kalorie. Umknie też
samotność. Marcel naje się pysznych ciastek, dowie się, jak są zbudowane
gwiazdy (i nie będzie to botoks), psa wyprowadzi w intersującym towarzystwie. A
przy tym pies jaki wybiegany będzie!
8.
Czy
dotychczasowa forma kulturalnych mikrograntów (miejskich programów dotacji)
jest wystarczająca?
□ TAK
■ NIE
□
TRUDNO POWIEDZIEĆ
Tak długo, jak potrzeby przewyższają możliwości, możemy
mówić, że mikrograntów jest zbyt mało. I właśnie te możliwości trzeba mieć na
uwadze, mówiąc, że miasto powinno przeznaczać więcej na kulturę, w tym
mikrogranty, edukację, ochronę zdrowia itp. Mikrogranty cieszą się dużą
popularnością. Już nawet nie pamiętam, która to edycja za nami. I bardzo
dobrze. Co jakiś czas wchodzą też nowe obszary. Widać więc, jak mikrogranty
ewoluują, dostosowują się do potrzeb i możliwości. Mogą się tu realizować osoby
fizyczne, w tym niepełnoletnie, organizacje pozarządowe, grupy nieformalne.
Pomysłów jest mnóstwo i – co mnie cieszy – w ślad za nimi idzie aktywność
mieszkańców, którzy decydują się te pomysły realizować – wspólnie lub w
pojedynkę. Mamy więc warsztaty, kursy, konkursy, koncerty, wernisaże itp. I
chyba najprzyjemniejsze jest dla mnie w tym wszystkim budowanie wspólnoty, pokonywanie
nieśmiałości, barier, poznawanie sąsiadów – tych bliższych i tych dalszych –
przy np. sadzeniu kwiatków. A później wspólna troska o zieleń i o samych
siebie. Ten spod trójki przestaje być anonimowym typem, staje się panem
Ryszardem, a z czasem nawet Rysiem. Dbamy o siebie, o naszą wspólną
przestrzeń, bo czujemy się odpowiedzialni za to, co razem stworzyliśmy. W
mikrograntach upatruję niemal podobną rolę jak w CALach.
9.
Czy
powinien zostać utworzony fundusz na budżet obywatelski w sferze kultury –
plebiscyt, w którym to mieszkańcy wybieraliby realizowane działania kulturalne?
□ TAK
■ NIE
□
TRUDNO POWIEDZIEĆ
Niejednokrotnie podkreślałam w moim programie wyborczym,
że na kulturę patrzę nie z punktu widzenia jej twórcy czy decydenta o kulturze,
a z punktu widzenia jej odbiorcy, uczestnika i beneficjenta. W budżecie
obywatelskim sfera kultury jest jak najbardziej obecna, choć może niekoniecznie
wyodrębniona. Z punktu widzenia odbiorcy/uczestnika kultury, czyli
mieszkańca, czy kultura będzie finansowana z tego budżetu czy innego, nie ma
większego znaczenia. Z punktu widzenia odbiorcy kultury ma natomiast znaczenie,
by projekty kulturalne (takie lub inne) w ogóle były realizowane. A do tego
by były realizowane, najpierw muszą być zgłaszane pomysły na projekty. Jeśli
nie będziemy zgłaszać pomysłów, projektów i nie będziemy na nie głosowali, to
wyodrębnienia dla nich „podbudżetu” nic nie pomoże. Pamiętajmy też, że każdy
pomysł zgłaszany do budżetu obywatelskiego musi spełniać odpowiednie kryteria,
np. zgodności z prawem, terminu realizacji w przeciągu roku, miejsca
realizacji. Powinien też na etapie zgłaszania go mieć głosy poparcia, a po tym,
jak wejdzie już do puli głosowania po zakończeniu konsultacji, musi zdobyć
określoną ilość głosów, by móc być realizowanym. Tak więc, jeśli mieszkańcy
na nie głosują na dane projekty kulturalne, może należałoby się zastanowić,
dlaczego tak się dzieje i spróbować podejmować w przyszłości działania
korygujące.
10. Czy powinien zostać stworzony mechanizm
wspierania nowych inicjatyw kulturalnych, np. poprzez przesunięcie określonego
odsetka, np. 30% środków finansowych przyznawanych w konkursach dla NGO na
finansowanie początkujących projektów?
■ TAK
□ NIE
□
TRUDNO POWIEDZIEĆ
Wydaje się, że nowe inicjatywy kulturalne –
jak większość przedsięwzięć, które dopiero wchodzą na rynek, zwłaszcza dość
mocno nasycony ofertą kulturalną – powinny móc liczyć na wsparcie. Akurat to pytanie jest dość konkretne, bo
przedstawia szczegółowe propozycje: mówi o przesunięciu 30% środków z ogólnej
puli i dodatkowo promuje organizacje pozarządowe. Czy akurat taki odsetek
środków i czy akurat tylko na NGOsy powinien być przeznaczony? Mam pewne
wątpliwości, bo zaproponowany mechanizm pozostawia poza nawiasem np.
indywidualnych artystów-przedsiębiorców, którzy chcieliby tego typu nowe
inicjatywy wdrożyć. Już na tym etapie widać, że moglibyśmy tę propozycję
dopracować, by móc w pełniejszy sposób realizować istotę zamierzeń, czyli wsparcie
wszelkich nowych inicjatyw kulturalnych, a nie tylko wsparcie tych inicjatyw,
które są realizowane przez lub za pośrednictwem NGOsów.
11. Czy przedstawiciele związków branżowych lub
uczelni artystycznych powinni obligatoryjnie znaleźć się w komisjach konkursów
dotacyjnych?
□ TAK
■ NIE
□
TRUDNO POWIEDZIEĆ
Nie. Myślę, że nie ma takiej konieczności, by
przedstawiciele związków branżowych czy uczelni artystycznych obligatoryjnie
zasiadali w komisjach konkursów dotacyjnych, tym bardziej że mogą tam zasiadać
dobrowolnie. O ile się nie mylę, zdecydowana większość konkursów tego typu
rozstrzyganych jest w oparciu o ustawę o działalności pożytku publicznego i o
wolontariacie, a ta wyraźnie wskazuje, kto może zasiadać w komisji konkursowej.
Po pierwsze, osoba ta powinna mieć pełną zdolność do czynności prawnych i po
drugie, prawo zgłaszania kandydatów do komisji konkursowych mają szeroko
rozumiane organizacje pozarządowe. Tak więc przedstawiciele związków
branżowych, uczelni artystycznych lub inne osoby zainteresowane zasiadaniem w
komisji konkursowej mogą za pośrednictwem organizacji pozarządowych zgłosić
swój akces. Natomiast nie widzę uzasadnienia, by reprezentacja związków
branżowych czy uczelni artystycznych była obowiązkowa. Osoby te są jak
najbardziej mile widziane, ale nakładanie na nich obowiązku zasiadania w
komisjach konkursowych, gdy mają możliwość robić to dobrowolnie, jest w mojej
ocenie zbyt daleko idące.
12. Czy miasto powinno dotować uczestnictwo
dzieci i młodzieży w kulturze?
■ TAK
□ NIE
□
TRUDNO POWIEDZIEĆ
Tak, ale z zastrzeżeniem, bo też nie wszystkie dzieci
takiego wsparcia potrzebują. Tego typu wsparcie kierowałabym raczej do
dzieci i młodzieży z ubogich rodzin, rodzin zagrożonych ubóstwem, w tym także
kulturowym. Gdy nie starcza na chleb, gdy nie starcza na zrealizowanie
recepty, to co tu mówić, np. o bilecie na lodowisko dla dziecka, by zwyczajnie
mogło przyjemnie spędzić czas w towarzystwie rówieśników, oderwać się od trosk
w domu czy rozwijać artystyczne talenty.
Druga grupa i młodzieży, którą widziałabym w takim
programie, to dzieci chore lub niepełnosprawne, których walkę z chorobą
czy własnymi ograniczeniami można by z powodzeniem wesprzeć kulturoterapią.
Często rodzice dzieci autystycznych szukają arteterapii, np. zajęć w
pracowniach malarskich, gdzie dzieci mogą malować, rysować, eksperymentować z
kolorami, obcować z konsystencją farb, co służy rozwijaniu ich umiejętności
manualnych, ale też koncentrowaniu uwagi na jednym zadaniu czy wyciszeniu.
I wreszcie trzecia grupa, którą ewentualnie skłonna bym
była objąć dofinansowaniem, to zdolna młodzież, której tego typu
wsparcie jest w stanie pomóc w rozwijaniu talentu, umiejętności, warsztatu.
13. Czy miasto powinno zamawiać więcej sztuki
publicznej nie będącej pomnikami (np. rzeźby plenerowe, murale, ceramika)?
□ TAK
□ NIE
■
TRUDNO POWIEDZIEĆ
Może to nie tyle powinna być kwestia ilości,
co raczej jakości i dobrego smaku, na których powinno nam zależeć, na świadomości, do czego przestrzeń
publiczna ma służyć i do czego może być wykorzystywana, a jednocześnie jak
podkreślić sztuką piękno przestrzeni bądź zamaskować mankamenty. Marzy mi się, by
sztuka w przestrzeni publicznej, np. różnego rodzaju instalacje, w możliwie
najszerszym stopniu uwzględniała atuty przestrzeni i środowiska, w jakim ma
stanąć, przestrzeń architektoniczną, by jej walory artystyczne nie zaburzały
naturalnego piękna otoczenia, by współgrały ze sobą. By miasto było dzięki
sztuce w przestrzeni nie tylko ładniejsze, lecz także bardziej przyjazne dla
mieszkańców i ich domowych zwierzaków, np. psów i kotów, a także dla
zwierzaków wolno żyjących, np. mural przedstawiający drzewo z budkami dla
ptaków czy zielone przestanki komunikacji miejskiej, które cieszą oko swą
urodą, zapewniają cień i jednocześnie stanowią kolejną cegiełkę w zielonym
ekosystemie miasta, dzięki czemu łatwiej w nim oddychać. Tak wiele mówi się o środowisku,
o ochronie klimatu, więc walczmy ze smogiem, ograniczajmy emisję CO2
poprzez np. pergole, labirynty żywopłotów, gdzie dzieciaki szukają skarbów,
kompozycje kwietne o określonej tematyce czy motywach bajkowych. Myślę, że
artystyczne dusze okażą się w tym zakresie zdecydowanie bardziej kreatywne niż
ja i bez problemu połączą wartości artystyczne z aspektem ekologicznym,
praktycznym wszędzie tam, gdzie to tylko możliwe.
14. Czy miasto powinno stworzyć dedykowany
program promocji wrocławskich artystów?
■ TAK
□ NIE
□
TRUDNO POWIEDZIEĆ
Tak i chciałabym, by sami artyści także się w ten
program włączyli nie tylko przy jego przygotowaniach, lecz także by byli
aktywnymi wykonawcami promocji własnej twórczości. Miasto i artyści
współistnieją ze sobą nie od wczoraj, doskonale znają swoje potrzeby i
możliwości. Podkreślam to, gdzie tylko mogę, na kulturę patrzę nie z punktu
widzenia decydenta czy twórcy, a z punktu widzenia odbiorcy i od kilku lat
zauważam ostrą walkę na linii artyści-miasto. Mnie może bardziej wypada to
powiedzieć, bo nie jestem ze środowiska stricte artystycznego, nie reprezentuję
też miasta, ale wydaje mi się, że artyści oczekują głównie wsparcia
finansowego, co z jednej strony jest zrozumiałe, bo wygodne, a z drugiej strony
niezbyt chętnie współuczestniczą z miastem w promocji samych siebie w sposób
pozafinansowy. Jeśli miasto zaprasza nas na wydarzenia może niekoniecznie
bezpośrednio związane z dziedziną naszej twórczości, to pojawmy się tam,
zaprezentujmy siebie i twórczość, bo to jest okazja, by dotrzeć do odbiorcy
kultury, który jest wszędzie. To okazja do rozmowy, do nawiązywania kontaktów,
wymiany doświadczeń, wystawienia prac, a my wtedy mówimy, że to nie ta ranga,
nie ta grupa docelowa, a na koniec i tak wyciągniemy do miasta rękę po
pieniądze. Jesteśmy partnerami, nasze cele są w dużej mierze zbieżne. Miasto
nie wykona „roboty” za artystów ani odwrotnie. Artystom bez wsparcia miasta
będzie trudniej, a miasto bez artystów to już nie Wrocław. Wspólnie siadamy do
programu, wspólnie go realizujemy, wspólnie też podsumowujemy i modyfikujemy,
jeśli potrzeba. Pamiętajmy jednak, że to nie jest program wsparcia każdego
konkretnego artysty z osobna, a artystów jako grupy.
15. Czy pracownie artystyczne będące w zasobie
miasta powinny trafiać tylko do absolwentów wrocławskich szkół artystycznych?
□ TAK
■ NIE
□
TRUDNO POWIEDZIEĆ
Pracownie artystyczne powinny być dostępne na
tych samych zasadach dla wszystkich artystów – niezależnie od pochodzenia,
wykształcenia, płci czy koloru skóry. Wrocław to przecież „Miasto spotkań”. Jak więc chcemy się spotykać,
rozwijać, jeśli już na wstępie wskazujemy, że zapraszamy do siebie tylko
wybranych artystów? To mi przypomina kampanię sprzedażową Henry’ego Forda,
który oferował każdy kolor samochodu, pod warunkiem że czarny. Zapraszamy
wszystkich, ale pod warunkiem że ukończyli wrocławskie szkoły artystyczne. Moje
hasło wyborcze do Wrocławskiej Rady Kultury brzmi „Moja i Twoja kultura dla
naszego Wrocławia”. Niech więc nasza rozmaitość, różnorodność, odmienność będą
źródłem inspiracji, ciekawości i otworzą nas na drugiego człowieka, a nie stają
się wykluczającą barierą. Dobra nie trzeba się bać. To ze złem trzeba sobie
radzić. Wrocław to miasto potencjału, to swoisty Nowy Jork Dolnego Śląska.
To właśnie różnorodność i solidarność składają się na wizerunek Wrocławia.
Pamiętamy „Pomarańczową Alternatywę” majora Fydrycha. Wprawdzie studiował we
Wrocławiu, ale pochodzi z Torunia. A Eugeniusz Geppert? Lwowianin, który nie
kończył wrocławskich szkół, choć je tworzył. A Olga Tokarczuk? Ani się tu nie
urodziła, ani nie kończyła wrocławskich szkół. A tak dumni jesteśmy z niej i
jej twórczości. Teraz powiemy jej, że nie jest tu mile widziana, bo… Bo nie
skończyła wrocławskich szkół??? Chyba nic więcej dodawać nie trzeba.
16. Czy byłby Pan/Pani skłonny do rezygnacji z
zasiadania w Radzie pod wpływem stanowczego sprzeciwu wobec decyzji prezydenta
podjętej niezgodnie z opinią Rady i środowiska?
□ TAK
■ NIE
□
TRUDNO POWIEDZIEĆ
Zastanawiałam się, jakie intencje leżą u sedna tego pytania.
Członek Rady jest niezależny, a przynajmniej ja tak postrzegam jego rolę. To
do niego należy decyzja, jak będzie głosował. Kandyduję do Rady na dobre i na
złe, niezależnie od doraźnych tarć. Warto pamiętać, że Rada nie jest
organem stanowiący, a pełni rolę doradczą i opiniującą dla prezydenta. Jej
decyzje nie mają mocy wiążącej, nie może więc skutecznie zobowiązać prezydenta
do jakichkolwiek działań. Dlatego tak ważna jest współpraca między Radą i
prezydentem przed etapem rozstrzygnięć. Jako Rada możemy się spotykać,
rozmawiać z prezydentem, jego przedstawicielami, argumentować, sięgać po opnie
fachowców z różnych dziedzin. Jeśli i to zawiedzie, to oczywiście może dojść do
rozbieżności. Ale czy wówczas zrzeczenie się mandatu będzie rzeczywiście najlepszym
rozwiązaniem? Gdybym miała zrzec się mandatu, to będzie to tylko i wyłącznie
moja niezależna i ostateczna decyzja, gdy wcześniej wszystkie inne środki i
metody zawiodą i będziemy tkwić w impasie.
17. Czy członek Rady powinien zabierać głos w
sprawach, które dotyczą bezpośrednio jego lub członków jego rodziny?
■ TAK
□ NIE
□
TRUDNO POWIEDZIEĆ
To zależy. I tak, i nie. Członek Rady na prawo
wypowiadać się w każdej sprawie związanej z obszarem działalności Rady. I
teraz, co to znaczy, że sprawa dotyczy bezpośrednio członka rady lub jego
rodziny? Przykład: w przestrzeni publicznej pojawia się komunikat, że członek
Rady przyjął korzyść majątkową w zamian za dokonanie określonej czynności w
Radzie. W takim przypadku trudno odmówić mu prawa głosu, prawa do złożenia
wyjaśnień, prawa do obrony. A przecież ta sprawa dotyczy go bezpośrednio. Jeśli
jednak członek Rady miałby podejmować decyzję w sprawach, które miałyby
bezpośredni wpływ na jego prawa i obowiązki, na działalność, jaką prowadzi poza
członkostwem w Radzie, wówczas jasnym jest dla mnie, że powinien się od takiego
głosowania wstrzymać, wyłączyć, gdyż mamy do czynienia z konfliktem
interesów. Przykład: prowadzę blog literacko-kulturalny, gdzie promuję
czytelnictwo, a pod obrady Rady trafia projekt uchwały zakładający, iż miasto
będzie dotować blogi czytelnicze. Jako członek Rady prowadzący bloga
czytelniczego informuję Radę o takim fakcie i wstrzymuję się od głosowania ze
względu na konflikt interesów.