![]() |
Lidia Tasarz "Bez wyjścia"/Psychoskok |
„Bez wyjścia” Lidii Tasarz stanowi
kontynuację „Nici Ariadny”. W pierwszej części główna bohaterka, Agata, traci
pamięć w wyniku wypadku. Prawdę o sobie odkrywa w dość sensacyjnych
okolicznościach, a to, czego się dowiaduje, niekoniecznie układa się w logiczną
całość. W „Bez wyjścia” Agata wraca do zawodowej aktywności, jednak
nieoczekiwanie echem odzywa się rodzinny wątek aż zza oceanu.
„Nić
Ariadny” wywarła na mnie na tyle dobre wrażenie, że zdecydowałam się na kolejną
odsłonę historii z Agatą w roli głównej. Przygotowałam sobie zestaw obowiązkowy,
czyli książka, filiżanka herbaty, do tego małe co nieco słodkich frykasów i start…
Agata po odzyskaniu pamięci i tym samym własnej tożsamości czeka z
niecierpliwością na powrót do pracy. Dają o sobie jednak znać skutki urazu
głowy, ale wreszcie otrzymuje długo wyczekiwane zadanie.
Stara
prawda głosi, że sprawdzone rozwiązania kuszą, by ponownie po nie sięgnąć. Skoro
więc sprawdził się schemat zastosowany w „Nici Ariadny”, czemu nie wykorzystać
go z powodzeniem jeszcze raz? Generalnie nie mam nic przeciwko takim metodom, pod
warunkiem, że rzeczywiście profitują. „Bez wyjścia” w początkowej fazie – co w
pewnym sensie zrozumiałe, bo przecież mogą się trafić czytelnicy, którzy nie
znają „Nici Ariadny” – wprowadza w historię Agaty. Nie ma tu mocnego wejścia w
postaci utraty pamięci przez główną bohaterkę, a narracja oscyluje głównie
wokół przeszłych wydarzeń i skutków, jakie wywarły na życie Agaty. Agata
niecierpliwi się, bo nie lubi bezczynności, a dodatkowo niekorzystnie odbijają
się na jej psychice skutki uboczne wypadku. Jest więc rozdrażniona i
poirytowana. Tasarz poświęciła sporo stron, by czytelnik wczuł się w nastrój i
humory bohaterki. Jednak nastawiona na sensację z coraz większą
niecierpliwością wypatrywałam momentu, kiedy zawiąże się akcja. (Ale muszę też
przyznać, że wysiłek autorki nie poszedł na marne, bo rzeczywiście czupurność
Agaty dawała się odczuć.) W „Nici Ariadny” Tasarz z aptekarską dokładnością
dokładała fakty podsycając nimi zaciekawienie, tu autorka skupiła się na
wewnętrznych przemyśleniach i retrospekcji. Na szczęście „Bez wyjścia” znacznie
przyspiesza w drugiej połowie powieści, a dokładnie od momentu zniknięcia
Agaty. Miejsce dywagacji na temat przeszłości, zajmuje dramaturgia wydarzeń.
Znowu mamy do czynienia z dualizmem narracyjnym (opis wydarzeń z dwóch perspektyw
angażuje uwagę czytelnika, który sam może weryfikować podane fakty nie czekając
na objaśnienia narratora), przeważają żywsze dialogi, zdecydowanie więcej się
dzieje, znów czuć rytmiczny tok książki akcji. I gdy w końcu otrzymałam to,
czego wyczekiwałam, gdy już poczułam ten smaczek dobrze utrzymywanego tempa, to
okazało się, że historia się wyjaśniła. Znamy tych złych i brzydkich oraz tych
dobrych i pięknych… Meta zdobyta. Miałam niedosyt, że wszystko tak szybko się
zakończyło, że autorka tyle co musnęła zalążek akcji i podniosła napięcie, to
zaledwie kilkadziesiąt stron później podała rozwiązanie na tacy. (Dla
niewtajemniczonych powiem, że „Bez wyjścia” ma 189 stron.) Jestem
długodystansowcem, więc lubię, gdy akcja jest rozbudowana, gmatwa się,
pojawiają się przeszkody, coś niby pasuje, ale potem okazuje się, że jednak
nie. W „Bez wyjścia” mi tego trochę brakowało. Natomiast czytelnik nastawiony
na sensację w mocno zwartej pigułce może być więcej niż zadowolony, bo prędko zaspokoi
swoją ciekawość.
W sparingu „Nić
Ariadny” kontra „Bez wyjścia” wyżej oceniam tę pierwszą. Wiem, wiem...
Powiecie, że to błąd podchodzić do lektury w ten sposób. Jednakowoż trudno się
ustrzec porównania, zwłaszcza gdy mamy po pierwsze książkę tej samej autorki i
po drugie tytuł stanowiący kontynuację (kto wie, może będą kolejne części, więc
będzie już nawet można mówić o cyklu). Taki to bezwzględny los sequeli. Żeby
jednak sytuacja była jasna, dodam, że gdyby Lidia Tasarz zafundowała nam
kolejną część, to chętnie po nią sięgnę. Odpowiada mi bowiem styl pisania tej
autorki, tworzenie atmosfery bez zbędnego rozmywania akcji i wdawania się w
szczegóły, a detali dokładnie tyle, by w efekcie końcowym dopasowały się w
sensowną całość.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz